Szef CEV broni idei "złotego seta"
Prezydent Europejskiej Federacji Siatkówki Andre Meyer broni idei "złotego seta”. Zapowiada też, że jeśli polskie kluby zrezygnują z udziału w europejskich pucharach, świat się nie zawali, a chętnych na ich miejsce jest wielu.
PlusLiga: Rozmawiamy kilka minut po zakończeniu Final Four Ligi Mistrzów. Turniej w Bolzano spełnił pana oczekiwania?
Andre Meyer: Poziom Final Four był bardzo wysoki. Z każdym rokiem jest wyższy, a mecz finałowy wyśrubował ten poziom maksymalnie. Widzieliśmy cztery wyrównane drużyny i nie zgadzam się z opinią, że Jastrzębski Węgiel odstawał od pozostałej czwórki. W spotkaniu z Trentino udowodnili, że nie znaleźli się w Bolzano przypadkiem. Trochę żałuję, że Kazań przegrał, bo na turnieju pokazał siatkówkę zespołową i obydwa mecze zagrał na równym poziomie. Trentino bazuje na dwóch gwiazdach i wygrywa mecze ich indywidualnymi umiejętnościami. W pojedynku półfinałowym, kiedy rywale wywierali na nich presję zagrywką, mieli zaskakująco duże problemy z własną grą. Ale oczywiście, finał zwyciężyli zasłużenie i w doskonałym stylu.
- Twierdzi pan, że w Bolzano spotkały się cztery najlepsze drużyny. Ale czy na pewno? Drabinki wiodące do finału były dość dziwnie ustawione - z jednej strony Cuneo, Kazań, Skra i Dynamo, z drugiej Jastrzębie, Maaseik, Budva i Generali.
- Przed drugą rundą play off Ligi Mistrzów odbyło się losowanie par, na które zaproszeni zostali przedstawiciele wszystkich sześciu klubów. Nie ma więc mowy o jakimkolwiek ustawianiu drabinki pod jakiś zespół czy celowym grupowaniu w jednej z jej części teoretycznie słabszych drużyn. Jedynym warunkiem, którego przestrzegamy od lat, jest by w I rundzie play off nie spotkały się drużyny walczące wcześniej w jednej grupie.
- W Polsce sporo zamieszania wzbudziła niedawno informacja, że w "nagrodę” za awans do półfinału Pucharu CEV, kluby musiały wpłacić na konto federacji sporą sumę.
- Po raz pierwszy nie zorganizowaliśmy turnieju finałowego w Pucharze CEV i Challenge. Wcześniej organizator Final Four musiał wpłacać do konfederacji określoną sumę, po to by otrzymać prawa marketingowe i do transmisji TV. W tym roku koszta rozłożyliśmy na cztery półfinałowe drużyny, dokładnie z tych powodów, o których wspomniałem wcześniej.
- Dlaczego w tym roku zrezygnowano z organizacji Final Four?
- Final Four to najlepsze rozwiązanie, ale w tym roku kalendarz imprez był zbyt przeładowany i po prostu nie dało się rozplanować w czasie tych dwóch turniejów. Zresztą, od kilku lat kluby jakoś nie pchają się do organizowania tych zawodów i zazwyczaj czekają z decyzją do ostatniego momentu, bo chcą organizować turniej tylko wtedy, gdy same się zakwalifikują. Tak czy inaczej, jesteśmy szczęśliwi, bo półfinały i finały CEV Cup w tym roku oglądało na żywo znacznie więcej kibiców, niż poprzedni turniej Final Four.
- Które rozwiązanie będzie obowiązywało w przyszłym sezonie?
- Decyzje organizacyjne zapadają zawsze w czerwcu. Jeśli więc jakiś klub chce zorganizować FF, musi zgłosić to wcześniej. W przyszłym sezonie również będzie organizacyjny tłok, ze względu na Igrzyska Olimpijskie i na dziś skłaniamy się by utrzymać formułę bez Final Four.
- Inną, dość kontrowersyjną formułą jest "złoty set”. Skrytykował go nawet Lloy Ball.
- Sama formuła "złotego seta” jest świetnym rozwiązaniem i z pewnością przetrwa. Na pewno nie wprowadzimy rywalizacji do dwóch zwycięstw, głównie ze względów finansowych. Będziemy natomiast myśleć jak udoskonalić obecny system. Jednym z pomysłów jest, by przed każdą kolejną fazą losować gospodarza pierwszego pojedynku, nie sugerując się kolejnością z wcześniejszej rundy. Być może znajdzie się jeszcze inne rozwiązanie, związane z punktowaniem meczów podobnie jak w fazie grupowej. Zobaczymy.
- Ale czy to uczciwe, że drużyna, która w dwumeczu wygra więcej setów, ale przegra ten złoty, odpada?
- Tak, myślę że to uczciwe. Gdybyśmy zaczęli zastanawiać się na sensem każdej z formuł, wszystkie okazałyby się ułomne. Zresztą próbowaliśmy już wielu rozwiązań i, powtórzę jeszcze raz, złoty set jest jednym z najlepszych. Na wcześniejszy też narzekano. Gdy drużyna wygrała pierwszy mecz 3:0, w kolejnym wystarczyło wygrać jeden set. Potem zazwyczaj wystawiała drugi skład, widowisko traciło na jakości i nikt nie był zadowolony. Teraz przynajmniej, nawet jak wygra się u siebie, na wyjeździe do końca niczego nie można być pewnym. Na takim rozwiązaniu zyskuje widowisko.
- W Polsce dość głośno mówi się też o rezygnacji rodzimych klubów z udziału w europejskich pucharach. Dotarły do pana takie głosy?
- Nie, ale podobny pomysł pojawił się kilka lat temu w Italii. Nawet toczyliśmy w CEV rozmowy na ten temat, ale ostatecznie Włosi z niego zrezygnowali. Wiem, że polskie drużyny narzekają na, podobno, bardzo małe zyski. To niezbyt uczciwe. CEV wydaje na Ligę Mistrzów około dwa miliony euro na sezon, płacąc zespołom za awans do kolejnej fazy. Faktem jest, że najwięcej tracą ci, którzy odpadają najwcześniej. Prawda jest taka, że przy liczbie 6-7 tysięcy kibiców klub jest na finansowym plusie.
- Jeśli jednak polskie kluby postanowią zrezygnować z pucharów, to co?
- Jeśli polskie kluby zdecydują się zrezygnować z udziału w europejskich pucharach, to nie ma problemu - zagramy bez nich. Kolejka chętnych jest długa.