Thibault Rossard: najwyższy czas coś wygrać
PLUSLIGA: Reprezentacja Francji była jednym z głównych faworytów MŚ w Bułgarii i we Włoszech, ale ostatecznie nie awansowała nawet do czołowej szóstki. Jakie są tego przyczyny?
THIBAULT ROSSARD (przyjmujący Asseco Resovii i reprezentacji Francji): O braku awansu do trzeciej rundy zadecydowała nasza słabsza postawa na początku turnieju. Nie graliśmy wtedy najlepiej, a przy takim systemie, jaki obowiązywał na mistrzostwach, każda porażka bardzo bolała. Już po pierwszej fazie grupowej mieliśmy trudną sytuację i każdy mecz w drugiej rundzie był dla nas jak o życie. Po nieoczekiwanej porażce Polski z Argentyną pojawił się cień szansy na awans, ale byliśmy już w takiej sytuacji, że nie wszystko zależało od nas i musieliśmy liczyć na korzystny rezultat w ostatnim meczu Polaków z Serbami. Tak się jednak nie stało i zostaliśmy wyeliminowani.
- Na pocieszenie zostało wam okazałe zwycięstwo nad Polakami, którzy później sięgnęli po mistrzostwo świata.
- Pokonaliśmy Polskę, ale moim zdaniem to był bardzo dziwny mecz. Polacy nie wyszli wtedy w swoim podstawowym składzie. Nie mówię, że odpuścili to spotkanie, ale grali tak jakby wynik meczu z nami nie miał dla nich większego znaczenia. Wygląda na to, że nastawiali się na ostatni pojedynek w grupie z Serbią i byli bardzo pewni, że sobie poradzą. Dlatego po porażce z nami nie byli wcale rozczarowani, przynajmniej ja to tak odczuwałem. Widać było, że nastawiali się na mecz z Serbią i byli przekonani, że wywalczą sobie w tym spotkaniu awans do czołowej szóstki. To nie jest jednak tak, że mamy jakieś pretensje do przebiegu meczu Polska-Serbia. My sami wcześniej zawaliliśmy sprawę i postawiliśmy się w takiej sytuacji, że nie mieliśmy wszystkiego w swoich rękach. Szkoda, że zabrakło nam zwycięstw, bo rozegraliśmy przecież trzy tie-breaki i wszystkie przegraliśmy.
Waszą bolączką była koncentracja i odpowiednie podejście do rywali?
Moim zdaniem nie. Byliśmy bardzo zmotywowani i lepiej przygotowani do turnieju niż na zeszłoroczne mistrzostwa Europy. Być może ta nasza motywacja była aż za duża, przez co sami na siebie narzuciliśmy zbyt dużą presję i za bardzo chcieliśmy wszystko wygrać. Nie radziliśmy sobie w tych sytuacjach, kiedy gra się nam nie układała, zwłaszcza w konfrontacji z zespołami, które były od nas niżej notowane.
- Dla pana był to chyba całkiem dobry turniej?
- Oceniam krytycznie swój występ na tych mistrzostwach i nie uważam, żebym zagrał bardzo dobrze. Miewałem lepsze i gorsze momenty. Nie zawsze też grałem, bo trener dokonywał zmian. Zabrakło mi na pewno regularności.
- Jednak w porównaniu do ostatnich sezonów widać, że pana pozycja w reprezentacji Francji jest coraz mocniejsza. Często miał pan okazję grać w pierwszej szóstce.
- Na pewno w trakcie tego sezonu reprezentacyjnego grałem całkiem sporo i przede wszystkim na swojej nominalnej pozycji, czyli na przyjęciu. Mogłem się skupić tylko na grze na pozycji przyjmującego. Bardzo fajnie grało mi się w Lidze Narodów. W tamtym turnieju mogliśmy sobie pozwolić na duże rotacje w składzie i każdy z nas mógł sobie pograć. Później w Final Six w Lille też dużo grałem i czułem się bardzo dobrze na boisku. Na mistrzostwach świata było już trochę inaczej. Dostawałem swoje szanse i starałem się oczywiście je wykorzystać, ale mam wrażenie, że stać mnie było na jeszcze więcej. Dotyczy to zresztą całej naszej drużyny, która mogła zagrać na lepszym poziomie.
- Wobec kontuzji drugiego atakującego – Jean’a Patry miał pan nawet fragmenty gry na ataku.
- Tak, ale to już było w momencie, kiedy wszystko było już właściwie rozstrzygnięte i ten epizod nie miał większego znaczenia. Mimo wygranych w dwóch ostatnich spotkaniach byliśmy już przecież praktycznie wyeliminowani.
- To już kolejny wielki turniej po olimpiadzie w Rio, kiedy Francja była zaliczana do grupy faworytów, a ostatecznie nie awansowała nawet do strefy medalowej.
- Faktycznie, to już trzeci prestiżowy turniej z rzędu, licząc igrzyska i ostatnie mistrzostwa Europy, w którym nie osiągnęliśmy zakładanych celów i nie walczyliśmy o trofea. Osobiście nie wiem co musimy zmienić, żeby odwrócić tą serię, ale pewnie coś trzeba będzie zrobić, bo kolejny rok z rzędu wypadamy dobrze w pierwszej części sezonu, a na imprezie docelowej czegoś nam brakuje. To dla nas duże rozczarowanie.
- Atmosfera w waszym zespole nie szwankowała? Przed turniejem sporo mówiło się o problemach zdrowotnych Earvina Ngapeth, ale on ostatecznie był zdolny do gry.
- Akurat jeśli chodzi o atmosferę w drużynie, to jest ona bardzo dobra. Wiadomo jednak, że jeśli przegrywa się ważne i trudne mecze w tie-breakach, to ta nasza pewność siebie też gdzieś ucieka i nie jest już takim naszym atutem jak wcześniej. Trudno w takich sytuacjach okazywać wielką radość i trzymać głowę cały czas wysoko. Kiedy gra nie układa się po naszej myśli na boisku pojawia się też pewna nerwowość i to jest normalne, zwłaszcza, że w naszym zespole nie brakuje mocnych charakterów. Pomimo tego, że przedwcześnie odpadliśmy z turnieju, potrafiliśmy jednak zachować jedność w drużynie i nie było dzielenia się na grupy czy wskazywania indywidualnie winnych porażki.
- Teraz może pan w pełni skupić się na swoim trzecim sezonie w barwach Asseco Resovii. W Rzeszowie czuje się pan już chyba trochę jak w domu?
- Można tak powiedzieć (śmiech). Po mistrzostwach miałem tydzień wolnego, kiedy mogłem trochę odpocząć od siatkówki. Dlatego do Rzeszowa przyjechałem już w pełni skoncentrowany na przygotowaniach do sezonu ligowego. Fizycznie czuję się dobrze. Odczuwam oczywiście trudy gry w reprezentacji, ale w porównaniu do zeszłego roku przyjechałem do klubu w lepszej kondycji fizycznej. Nie mogę powiedzieć, że nie odczuwam żadnych dolegliwości i bólu, ale nie jest źle. Jeśli chodzi o drużynę, to mamy właściwie całkiem nowy skład i wiele nowych twarzy w zespole. Na turnieju w Krośnie nie byliśmy jeszcze w komplecie, a przecież był on rozgrywany na tydzień przed inauguracją PlusLigi, więc tego czasu na ostatnie przygotowania nie zostało nam wiele. Na pewno będziemy musieli jeszcze popracować nad naszym systemem gry. Wydaje się, że mamy mocny i interesujący skład, a nasz zespół stać jest na to, żeby osiągnąć w tym sezonie znaczący wynik. Mam nadzieję, że rozgrywki będą dla nas udane.
- Do Asseco Resovii dołączyli zawodnicy, z którymi może pan porozmawiać po francusku…
- Nie ma co ukrywać, że bardzo się z tego cieszę i przyjemnie będzie sobie czasem porozmawiać w swoim ojczystym języku.
- Pod względem indywidualnym pewnie liczy pan na dużą ilość gry i jak najczęstsze występy w podstawowym składzie?
- Myślę, że moje ambicje są takie jak wszystkich u nas w zespole, bo każdy z nas chciałby jak najwięcej grać i pomóc zespołowi w osiąganiu zwycięstw. Na pewno chciałbym dostawać jak najwięcej okazji do gry, ale nawet jeśli zdarzy się tak, że nie będę wychodził w podstawowym składzie, to będę starał się jak najlepiej wywiązywać z roli gracza wchodzącego z ławki. Zdaję sobie sprawę, że mamy w drużynie sporo obcokrajowców i ze względu na limity trener może decydować się na różne opcje, także na mojej pozycji. Nie możemy sobie pozwolić na ten komfort, że będziemy mogli swobodnie grać w każdym zestawieniu, w jakim byśmy chcieli. Zobaczymy, jak sobie poradzimy w tej sytuacji. Ja ze swojej strony dam z siebie wszystko, czy to w roli szóstkowego czy rezerwowego przyjmującego.
- W porównaniu do zeszłego sezonu Asseco Resovia znów wróciła do koncepcji bardziej wyrównanej czternastki, więc niezależnie od limitu obcokrajowców ta rywalizacja o miejsce w składzie powinna być większa.
- Nie znam jeszcze potencjału wszystkich naszych zawodników, ale wydaje mi się, że czeka nas dużo rotacji, a założenie podstawowe będzie takie, żeby każdy wchodzący z ławki dał wartościową zmianę i jeszcze polepszył grę drużyny. To jest interesująca sytuacja i na pewno wyrównany skład powinien też wpłynąć na poziom treningów. Mam nadzieję, że poziom gry naszej drużyny będzie wysoki.
- Skoro to dla pana trzeci sezon w barwach Asseco Resovii, to można powiedzieć, że do trzech razy sztuka jeśli chodzi o wywalczenie jakiegoś trofeum?
- Mam nadzieję, że tak i że w końcu przyjdzie ten moment, kiedy coś wspólnie wygramy. Najwyższy czas na to.
Powrót do listy