Tischer: cel – zero porażek
To nie będzie opowieść o duchach. Ale o jednym duchu – owszem. „The spirit of the team” – tym głównie kapitan Iraklisu Saloniki – Simon Tischer tłumaczył wyższość swojej drużyny na Iskrą. Minimalną, bo pierwszy praski półfinał był niczym innym, jak wojną nerwów.
To był bardzo nerwowy mecz. Bo pierwszy w Final Four – tłumaczył kapitan Iskry – Paweł Abramow. - To półfinał europejskiego pucharu. Każdy pragnie zgarnąć całą pulę – wtórował kapitan mistrza Grecji – Simon Tischer. - Chcąc wygrać mecz, zdarzają się takie momenty, kiedy oczekujemy od siebie za dużo. Gubimy taktykę i spokój – mówił Niemiec.
I w ten sposób zgubili w końcu pierwszego seta. - Robiliśmy za wiele błędów. Iskra tylko na to czekała. Ważne, że ponownie podjęliśmy walkę. Pamiętaliśmy, że przecież jesteśmy siatkarzami i umiemy grać w siatkówkę – opowiada Tischer.
Nie żeby Iskra nie umiała. - Nie mamy lepszych zawodników niż Odincowo. Oni mają świetny skład. Ale my mamy zespół – z duszą i wspaniałymi kibicami – mówił Tischer. - Wszystko razem pomogło nam wrócić do meczu.
Bo rzeczywiście było nie było kolorowo. Wachanki punktowe dorównywały tym znanym z meczów kobiecej siatkówki, pań nie obrażając. Miłośnicy mocnych wrażeń, zamiast kina akcji czy thrilleru mogą śmiało przerzucić się na powtórki nagrań tego meczu. Kwintesencją były dwa ostatnie sety. W trzeciej partii – 10:3 dla Iskry wyrównane na po 22. Wreszcie czwarta odsłona. Przy stanie 18:12 dla Iskry speaker zapowiedział nadchodzący tie – break. - Traciliśmy do nich tak wiele punktów, że wydawało się to wręcz niemożliwe, żeby wrócić. Ale nigdy nie jest za późno. Kiedy się uspokoiliśmy i zaczęliśmy grać tak, jak umiemy, wtedy powoli, krok po kroku ich goniliśmy. Publiczność była niesamowita. Z widowni szedł ogień! Myślę, że przez to Iskra zaczęła w nerwach popełniać jeszcze więcej błędów i odwróciliśmy bieg seta – opowiada Tischer. Iraklis wygrał do 23.
A z początku wydawało się, że to Iskra będzie pierwszym zespołem, który przerwie dobrą passę niepokonanego dotychczas Iraklisu. Czyżby zabrakło im mocnych nerwów? - Nie, to nie to – stwierdził Abramow. - Wygraliśmy pierwszy – najbardziej nerwowy set. Od tego momentu oni coraz bardziej ulepszali swoją grę. - Potrzebowaliśmy czasu, żeby przystosować się do tych warunków – wyjaśnia Tischer.
W akomodacji z pewnością pomogli fani Iraklisu. Kto widząc biało-niebieską skaczącą plamę na trybunach nie poczuł się jak w Grecji, musiał być Rosjaninem. W czasie rozgrzewki im bliżej meczu, tym więcej taśm i serpentyn lądowało na parkiecie. Opóźniając nawet sam start spotkania. Na którym chyba żaden Grek nie usiadł. Nikt też nie szczędził gardeł. Oszczędzili za to siły, kiedy po zwycięstwie Iraklisu solidarnie opuścili halę. Włochów nie oglądali. Ale po takim dopingu, zasłużyli na odpoczynek. - Są drużyny, które mają lepsze nazwiska w składzie, ale prawdopodobnie nie ma zespołu, który ma takiego ducha i takich fanów jak Iraklis – mówił Tischer. Jego zdaniem Grecy mają jeszcze jeden duży atut. - Mamy równy zespół. Nie mamy gwiazd. Był dziś widać, że każdy sobie pomaga. Kiedy ktoś ma gorszy dzień, kryjemy te pozycję. Staramy się pomóc koledze. To jest sposób, żeby wygrywać w europejskich pucharze.
Który niepokonani do tej pory Grecy mają zamiar zgarnąć. – Mój cel, to nie przegrać żadnego spotkania w tegorocznej Lidze Mistrzów – deklarował kapitan.