To nie tenis ziemny
33 lata stuknęły, na świat przyszedł drugi potomek, a zespół musi wygrzebywać się z kryzysu – może by powoli schodzić z siatkarskiej sceny? Nic z tych rzeczy. Jeśli rozczarował kogoś swoją grą w kończącym się sezonie, to jeszcze bardziej zawiedzie tych którzy liczą, że przyjmujący Delecty Bydgoszcz da sobie spokój z graniem. – Nawet mi to przez myśl nie przeszło - mówi MVP mistrzostw Europy Piotr Gruszka.
W Izmirze był bezcenny. Po niemal roku gry w PlusLidze Gruszkę „wycenić” trudno. Właśnie dlatego, że jeszcze przed startem sezonu podsycił apetyty - złotym medalem i statuetką dla MVP mistrzostw Europy. Choć wielu nie wierzyło w udany powrót do kadry i to na pozycji atakującego. Jednak w orkiestrze Castellaniego Gruszka grał pierwsze skrzypce. Najlepszy zawodnik turnieju w Turcji stał się niczym bohater narodowy. Ze swoim wieńcem laurowym gościł niemal w każdej stacji telewizyjnej. Potem dziennikarze już go denerwowali. Pochwały i komplementy zastąpiły zarzuty i pytania – co się dzieje z pańskim zespołem? Na co Bydgoszczy te gwiazdy?
Już na początku roku przytrafiła mu się kontuzja. Potem kulała gra całego zespołu. Po serii spektakularnych meczów Delecta „stanęła” i zapomniała jak się wygrywa, zwłaszcza w swojej hali. - Ten zespół został stworzony na nowo. Mieliśmy dobry początek, ale potem nie graliśmy tego, co chcieliśmy – podsumowywał zawodnik. - Dużo mówiło się o nas złego. Klub na to nie zasługiwał. Choć jak najbardziej był też moment na krytykę. Zmieniliśmy kilka rzeczy i trzeba było czasu, żeby to zafunkcjonowało. Najważniejsze że zaczęliśmy grać zespołem. Nie mówię, że jedna wygrana z Jastrzębiem to był sukces, ale wygraliśmy mecz w trudnym momencie i zostaliśmy w grze.
Nie na długo. Walka skończyła się już dzień później, po drugim meczu w Hali Łuczniczka. Jednak Delecta znów przypominała tę, którą na początku sezonu okrzyknięto czarnym koniem. Jednak pozostała jeszcze walka o miejsce w europejskich pucharach.
O jednym jednak nie można zapomnieć. Forma przychodzi i odchodzi, ale najważniejsze żeby jedno pozostało niezmienne – sportowa ambicja. Wielu zawodników zapytanych o siatkarską emeryturę odpowiadało: „przestanę grać, gdy poczuję, że siatkówka nie sprawia mi przyjemności”. - Mam motywację, siłę, zdrowie, ambicję, żeby pracować i dalej grać na najwyższym poziomie – zarzekał się Gruszka. - Są momenty lepsze i gorsze, ale idzie to do przodu.
Jeśli więc ktoś się obawiał, że zniechęcony siatkarz rzuci wszystko w kąt i zaszyje się w kątach czterech – niech śpi spokojnie. Martwić mogą się jego ewentualni przeciwnicy. - Jak ktoś ma nadzieję, że powieszę buty na kołek to jeszcze musi trochę poczekać. W życiu mi takie myśli nie przyszły do głowy. Mam ambicję, siłę i wolę, żeby cały czas walczyć. Po to też zgodziłem się przyjąć zaproszenie z reprezentacji. To jest potwierdzenie dla mnie samego, że jeszcze jestem w stanie grać na pewnym poziomie. Czułbym się nie fair wobec kadry i wobec siebie, gdybym teraz powiedział, że myślę o „emeryturze”.
A co myśli o minionym sezonie? Do tego przyznać się nie chce. - Nie mogę powiedzieć, że chciałbym dojść do finału itd. To nie jest tenis ziemny. Tutaj jest grupa ludzi, którzy pracują na wyniki. Jest zespół. Ja w każdej nowej drużynie chcę czuć się jej częścią - ważną częścią. Nie będę oceniał jak to wypadło. Ja pracuję. To jest moje hobby i praca. Chcę ją wykonywać jak najlepiej w danym zespole. Mam 33 lata - nie muszę nikomu nic udowadniać.
Gruszka ma też… ślicznego ledwo narodzonego synka. To dla niego już drugie dziecko. Zatem jest też nie tylko doświadczonym siatkarzem, ale i tatą. – Przy kolejnym dziecku na pewno jest łatwiej w obowiązkach. Przede wszystkim się bardzo cieszę, że młody i żona są zdrowi i wszystko idzie dobrze.
Syn Julian ma starsza siostrę Marysię. Siatkarz Delecty był obecny przy narodzinach obojga. – To nie to samo co adrenalina sportowa. Coś wyjątkowego. Przychodzi na świat nowe życie – mówił z uśmiechem na ustach Gruszka, zaskakująco wróżąc przyszłość swojego nowonarodzonego syna. - Ma długie palce. Może będzie pianistą? Urodził się w dzień narodzin Chopina.
Skoro do ojca należały pierwsze skrzypce, to syn może być wirtuozem fortepianu. Byle z takim samym zacięciem.