Tomas Rousseaux: zakończyliśmy rok w lepszym stylu
PLUSLIGA: Po trzech zwycięstwach z rzędu chyba wreszcie poczuliście ulgę i większą pewność siebie?
TOMAS ROUSSEAUX (przyjmujący Asseco Resovii Rzeszów): Cieszy to, że w dobrych nastrojach kończymy tą pierwszą część sezonu przed dłuższą przerwą w rozgrywkach. Możemy wrócić do domu z pozytywnym nastawieniem. W moim przypadku jest to o tyle ważne, że teraz mogę już skupić się na przygotowaniach do turnieju kwalifikacyjnego w Berlinie, bo tuż po krótkiej przerwie na Święta zaczynamy pracę z reprezentacją Belgii. Na pewno w klubie mamy za sobą kilka ciężkich i nieprzyjemnych momentów z początkowej fazy sezonu. Najważniejsze jednak, że kończymy rok w lepszym stylu, co jest istotne w kontekście dalszej części rozgrywek.
- W wygranych setach w meczu z Radomiem zaprezentowaliście się z dobrej strony, ale początek spotkania nie wróżył, że to się tak ułoży.
- Na początku meczu można było zauważyć, że graliśmy nerwowo, brakowało nam pewności siebie i popełniliśmy bardzo dużo błędów. Pracujemy nad tym, żeby wyeliminować takie sytuacje. Zdajemy sobie sprawę, że jeśli nie zaczniemy spotkania w dobrym stylu, to potem coraz trudniej nam wejść w mecz. Na szczęście tym razem byliśmy w stanie przełamać problemy z pierwszej partii i od drugiego seta graliśmy już lepiej. W przyszłości postaramy się już od początku spotkania pokazać rywalom, że ciężko nas będzie pokonać.
- Jak ważne było dla pana tak dobre wejście na boisko w miejsce Rafała Buszka i w końcu rozegranie takiego meczu, jakiego oczekiwano od pana od początku sezonu?
- Pod względem mentalnym, to było dla mnie ogromnie ważne. Wiadomo, że tuż przed startem rozgrywek zmagałem się z problemami zdrowotnymi. Musiałem poddać się zabiegowi na kolano, ponieważ na mistrzostwach Europy nabawiłem się urazu i trzeba było wykonać zabieg. Nigdy nie jest łatwo wejść sezon, jeśli traci się okres przygotowawczy i trzeba się poddać rehabilitacji zamiast zgrywać się z drużyną. To oczywiste, że grając w sparingach można lepiej poznać się z zespołem i potrenować pewne zagrania, czy chociażby ustawienia w przyjęciu z kolegami grającymi na tej samej pozycji. Przez leczenie urazu nie miałem takiej szansy i mimo że ciężko pracowałem, to musiałem cierpliwie czekać aż będę gotowy do gry. Na szczęście pomogła mi dobra znajomość i kontakt z trenerem Gruszką, który rozumiał moją sytuację i wiedział, że będzie mógł powoli wprowadzać mnie do gry. Na szczęście na mojej pozycji mamy kilku zawodników prezentujących równy poziom, więc każdy z nas może grać w danym meczu. Nawet jeśli ktoś zaczyna mecz w kwadracie dla rezerwowych, to musi być gotowy na to, że w jakimś momencie może dostać swoją szansę i wtedy powinien ją wykorzystać. Bardzo mi na tym zależało i cieszę się, że udało mi się rozegrać dobre spotkanie. Jestem zadowolony z poziomu gry, jaki zaprezentowałem.
- Pewnie nie doszedł pan jeszcze do swojej optymalnej formy. Jak oceni pan swoją dyspozycję na ten moment?
- Muszę brać pod uwagę swoje drobne dolegliwości i problemy z kolanami. Ogólnie jednak czuję, że jestem w bardzo dobrej kondycji fizycznej. Jestem w stanie wysoko skakać i pod względem fizycznym wyglądam naprawdę bardzo dobrze. Nie mam problemu z tym, żeby ciężko pracować na treningach i dawać z siebie wszystko. Staram się to przełożyć na dyspozycję meczową. Do tego trzeba jeszcze zbudowania pewności siebie i zapracowania sobie na zaufanie trenerów oraz kolegów z zespołu. Jeśli to wszystko się zgra ze sobą, to będzie znakomicie.
- Patrząc z boku na poczynania kolegów - jakby pan wytłumaczył tak słaby początek sezonu w wykonaniu Asseco Resovii?
- Złożyło się na to kilka różnych czynników. Osobiście uważam, że jeśli byłbym zdrowy i gotowy do gry od początku sezonu, to byłbym w stanie pomóc drużynie w tych trudnych momentach, jakie przeżywała i wówczas inaczej by to wyglądało. Zresztą nie tylko ja miałem problemy zdrowotne, które były takim pierwszym problemem naszego zespołu. Przecież z kontuzjami i urazami borykali się też chociażby Nicolas Marechal, Grzegorz Kosok czy Zibi Bartman. Z kolei Bartek Lemański był mocno chory i naprawdę bardzo źle wyglądał. Mieliśmy naprawdę duże problemy zdrowotne w drużynie. Z drugiej strony, wiadomo było, że początek sezonu jest szczególnie ważny dla klubu – biorąc pod uwagę sytuację, jaka miała miejsce w poprzednich rozgrywkach. Mieliśmy wszyscy w głowie tą myśl, że musimy dobrze zacząć i wejść pozytywnie w ten sezon, żeby uniknąć tych problemów, które drużyna miała przed rokiem. Takie nastawienie kompletnie nam jednak nie pomogło. Do tego nałożyły się kontuzje i problemy zdrowotne. Doszły też oczekiwania, bo grając w takim klubie, jak Resovia wiadomo, że od zespołu oczekuje się zwycięstw. My musieliśmy sobie z tym wszystkim poradzić i na początku szło nam bardzo ciężko, ale widać, że już jest lepiej i oby w przyszłości było jak najwięcej pozytywów jeśli chodzi o naszą grę i wyniki.
- Zgadza się pan z opinią, że gra w koszulce Asseco Resovii powoduje, że zawodnicy czują na sobie większą odpowiedzialność i presję?
- Zdecydowanie tak, bo w Rzeszowie ludzie mocno przeżywają siatkówkę i interesują się grą zespołu. Dlatego to niesamowite uczucie grać w takim zespole i dla takich kibiców. Ta atmosfera jest szczególnie miła jeśli wygrywa się mecze, tak jak my z Radomiem. Zdajemy sobie sprawę, że oczekiwania kibiców Resovii są bardzo duże ze względu na sukcesy, jakie klub osiągał w przeszłości. Czasami jednak ta presja i oczekiwania ze strony fanów stanowią problem dla zawodników i trzeba sobie z tym jak najlepiej radzić.
- Jesteście po trzech wygranych meczach z rzędu, ale przed wami przerwa na turnieje kwalifikacyjne do igrzysk. Nie obawia się pan, że ta przerwa może was wybić z dobrego rytmy gry?
- To się okaże, czy ta przerwa nam pomoże czy zaszkodzi. Wiadomo, że kilku z nas opuści teraz drużynę i powalczy ze swoją reprezentacją o kwalifikację do igrzysk w Tokio. Myślę jednak, że te dwa pierwsze miesiące ligi były rozgrywane w tak szalonym i intensywnym tempie, że tym graczom, którzy zostaną w klubie, przyda się przerwa zarówno pod względem fizycznym, jak i mentalnym. Potrzebnych jest nam też więcej treningów i wspólnej pracy niż tylko gonitwa od jednego meczu do następnego, rozgrywanego średnio co trzy dni.
- Nie sposób nie zapytać pana o siostrę – Helene Rousseaux, która przez ostatnie dwa sezony grała w Developresie SkyRes. Pewnie podpisując kontrakt w Rzeszowie liczył pan na to, że będziecie mogli grać w tym samym mieście, ale wasze drogi się rozeszły.
- Niestety, nie udało nam się spędzić wspólnie sezonu w klubach z Rzeszowa, na co bardzo liczyliśmy. To byłaby świetna sprawa dla całej naszej rodziny, a najbardziej zachwyceni byliby oczywiście nasi rodzice. Cóż, Helene jest teraz w Turcji i rozgrywa w swojej drużynie bardzo dobry sezon. Jestem szczęśliwy, że dobrze jej się układa. Na Świętach będziemy mogli wspólnie spotkać się w domu rodzinnym w Belgii i spędzić ze sobą trochę czasu.
Powrót do listy