Tomaso Totolo: głowa potrafi płatać okrutne „figle”
- Pojedynek Zenita Kazań z Jastrzębskim Węglem pokazał, że zespół, który bardzo pragnie zwyciężyć może dokonać cudów, może przeskoczyć próg, którego dotąd nie potrafił przeskoczyć i pokonać znacznie mocniejszego przeciwnika - stwierdził asystent Władimira Alekno, Tomaso Totolo po przegranej walce o brąz LM.
PlusLiga: Zenit Kazań zajął czwarte, ostatnie miejsce w Final Four Ligi Mistrzów w Ankarze. Co na to włodarze klubu, którzy liczyli przecież na zwycięstwo?
Tomaso Totolo: Jak może sobie pani wyobrazić, nie byli szczęśliwi. Nie tylko ze względu na rezultat sportowy, ale także ze względu na to jak zaprezentowaliśmy klub w Europie. Nie pokazaliśmy swojej prawdziwej twarzy, a powinniśmy.
- Jak porażkę przyjęli zawodnicy?
- Jak przyjęli? Mamy w zespole czterech mistrzów olimpijskich, zawodników, którzy w przeszłości wygrywali najważniejsze turnieje, mają na koncie najcenniejsze medale. Ci zawodnicy pytali samych siebie, nas: co musimy wykonać jeszcze lepiej, niż do tej pory, albo czego potrzebujemy jeszcze więcej, by pokonać Biełgorie, które na chwilę obecną jest najlepszą drużyną na świecie?
- Przyzna pan jednak, że Zenit nie zagrał w Ankarze na swoim normalnym poziomie. O ile porażka z Biełgorodem jest wytłumaczalna, a tyle przegrana z Jastrzębiem jednak dziwi.
- Nie zaprezentowaliśmy swojego normalnego poziomu ani w półfinale, ani w walce o 3. miejsce. Żeby walczyć z Biełgorodem jak równy z równym, musielibyśmy zagrać na sto procent swoich możliwości. Tego nie było. Nie wiem dlaczego, bo przygotowywaliśmy się do tego turnieju bardzo intensywnie, wszystko było dokładnie zaplanowane i przeprowadzone. Wszystkie siły koncentrowaliśmy wyłącznie na Final Four, nie tylko sztab trenerski, także zawodnicy. W ostatnich tygodniach wykonaliśmy kawał solidnej pracy i naprawdę byliśmy gotowi do Final Four pod każdym względem - fizycznym, technicznym, taktycznym. Ale czasami tak się dzieje, że głowa potrafi płatać okrutne „figle”, nawet najbardziej doświadczonym zawodnikom.
Pojedynek z Jastrzębskim Węglem pokazał, że zespół, który bardzo pragnie zwyciężyć może dokonać cudów, może przeskoczyć próg, którego dotąd nie potrafił przeskoczyć i pokonać znacznie mocniejszego przeciwnika. Mówiąc szczerze i nie obrażając nikogo, bo wciąż mam ogromny sentyment i wiele szacunku do klubu z Jastrzębia, normalnie na dziesięć meczów z Jastrzębskim Węglem najprawdopodobniej dziewięć z nich rozstrzygnęłoby się na naszą korzyść. Ten jeden, wyjątkowy przydarzył się w Ankarze. Jastrzębianie pokazali ogromne serce i ducha walki. Dlatego po meczu pogratulowałem z głębi serca prezesowi Grodeckiemu, trenerowi Bernardiemu, całemu sztabowi szkoleniowemu i zawodnikom, a w szczególności mojemu serdecznemu przyjacielowi Michałowi Łasko.
- Nikola Grbić komentując pojedynek o 3. miejsce powiedział, że Jastrzębie było bardziej zmotywowane. Jak to możliwe, że zawodnicy nie byli wystarczająco zmotywowani do walki o medal LM?
- To jest pytanie do psychologa, ja nie potrafię na nie odpowiedzieć. Ale moim zdaniem chłopaków przygniotła frustracja po przegranym półfinale z Biełgorodem. Byli obecni ciałem na boisku, ale głowy uciekły gdzieś daleko.
- Półfinałowa przegrana z Biełgorodem była czwartą porażką Zenita w konfrontacji z siatkarzami Giennadija Szypulina w trwającym sezonie. Spytam o to, o co pytali wasi zawodnicy - co należy zmienić przed ewentualną walką o złoto Superligi?
- Na razie nie wiadomo jeszcze jak będą wyglądały finały. Władze Superligi szukają jakiegoś sensownego rozwiązania, żeby rozgrywki mogły skończyć się szybciej, ze względu na udział Biełgorie w Klubowych Mistrzostwach Świata (5 -10 maja - przyp. red.). Rozważana jest opcja turnieju Final Four - o co zabiegają władze klubu z Biełgorodu i sam Szypulin, który miałby wtedy więcej czasu na przygotowania. Przyznam, że dla nas i dla innych uczestników rundy play off nie jest to korzystne rozwiązanie. Wygodniej byłoby nam walczyć z nimi o złoto w pięciu meczach, niż w jednym. Jest jeszcze druga opcja - żeby dwie najlepsze drużyny rundy zasadniczej automatycznie awansowały do Final Six, a pozostała czwórka trafiłaby do grona najlepszych drogą ćwierćfinałowych i półfinałowych play offów. 2 kwietnia odbędzie się spotkanie zarządu Superligi i wtedy zapadnie ostateczna decyzja.
Tak czy inaczej, przed nami sporo pracy. Wiedzieliśmy to także przed półfinałem LM i dlatego robiliśmy co w naszej mocy. Z pewnością Biełgorod jest mistrzem break pointów. My też jesteśmy w tym nieźli, ale nie tak dobrzy jak przeciwnicy. Musimy także poprawić atak po przyjęciu i atak z piłek sytuacyjnych. Nie możemy myśleć „jakby tu ograniczyć siłę Biełgorodu”, musimy raczej myśleć „jak ich zaatakować”.
- Proszę jeszcze powiedzieć jaka jest aktualnie sytuacja Łukasza Żygadło w zespole? Wiem, że wrócił już do treningów.
- Bardzo się cieszymy, że Łukasz wrócił do nas po tak fatalnej kontuzji. To prawdziwy profesjonalista. Ciężko harował, żeby jak najszybciej wyleczyć uraz i wrócić do regularnych treningów. Przy tym, cały czas starał się być blisko zespołu, nawet wtedy, gdy znalazł się w niezmiernie trudnej dla siebie sytuacji. To fantastyczny chłopak, ale…o tym chyba wszyscy doskonale wiedzą. Obecnie testujemy jego dyspozycję fizyczną i techniczną. Jednak obawiam się, że będzie problem z jego powrotem na boisko, ze względu na limity obcokrajowców. Działacze Zenita sprawdzają wszystkie możliwości. Nawet jeśli nie będzie mógł występować do końca sezonu, na pewno będzie nas wspomagał podczas treningów.
- Sądzi pan, że polski rozgrywający zdąży zbudować formę do mistrzostw świata?
- Więcej będzie można powiedzieć po trzech, czterech treningach. Teraz z pewnością nie jest gotowy, ale mistrzostwa świata odbędę się we wrześniu - jest jeszcze sporo czasu. Pytane tylko czy Stephane Antiga powoła tego zawodnika…