Tomaso Totolo: takim trenerom jak Alekno się nie odmawia
Znany z Jastrzębskiego Węgla i Indykpolu Olsztyn Włoch Tomaso Totolo zasilił niedawno sztab szkoleniowy Zenita Kazań. - Bardzo szanuję Władimira Alekno i uważam, że pod jego okiem sporo jeszcze mogę się nauczyć - stwierdził w rozmowie z PlusLigą.
PlusLiga: Trafił pan do jednego z najlepszych i najbogatszych klubów na świecie, ale będzie pan znów tylko drugim trenerem.
Tomaso Totolo: Mówiąc szczerze, propozycję współpracy otrzymałem od trenera Alekno już rok temu, ale wtedy, ze względów niezależnych od nas obu, nie mogliśmy jej sfinalizować. Alekno dał mi słowo, że za rok ponowi propozycję i słowa dotrzymał. Ja również obiecałem mu, że jeśli tylko będzie to możliwe, zasilę jego sztab szkoleniowy. I choć w Iskrze Odincowo mogłem dostać dwa razy większe pieniądze, zrezygnowałem. Słowo to słowo. Bardzo szanuję Władimira Alekno i uważam, że pod jego okiem sporo jeszcze mogę się nauczyć. Szkoleniowcom takim jak on się nie odmawia.
- Jaka właściwie jest obecna sytuacja Iskry Odincowo?
- Zacznę od tego, że nawet wobec kłopotów finansowych jakie dotknęły klub, czułem się tam bardzo dobrze. Największym problemem w tej chwili jest to, że klub wciąż nie wie jakimi środkami finansowymi będzie dysponował w nowym sezonie. Na pewno zagrają w niższej lidze i zrobią wszystko, by szybko wrócić do Superligi. Prezes zaproponował mi, żebym został, mimo iż to pod moim przywództwem zespół przegrał play outy. Wiedział, że nagłe odejście Gavina Schmitta, tuż przed pierwszym spotkaniem play out podłamało zespół i sprawiło, że mówiąc kolokwialnie, siatkarzom odcięło prąd. Czułem się jak w koszmarny śnie - zawodnicy nie chcieli grać, bo byli wściekli na klub i na swojego byłego kolegę, żadne argumenty do nich nie trafiały. W ciągu ostatniego sezonu wiele nauczyłem się o Rosji i tamtejszej siatkówce. To totalnie inny świat, w którym ciężko się zaaklimatyzować. Ale jeśli sztuka się uda, można ten kraj polubić.
- Pierwszy szkoleniowiec Iskry Roberto Santilli opuścił klub w trakcie sezonu. Dlaczego solidarnie nie odszedł pan z nim?
- Sytuacja, która wykreowała się w klubie w tamtym czasie była problematyczna i niezwykle kłopotliwa. Znalazłem się pomiędzy decyzją Roberto o odejściu, a sytuacją w jakiej został postawiony zespół. Z jednej strony solidarność z dobrym kolegą, z drugiej walka o własny byt, o otrzymanie jakiegokolwiek wynagrodzenia za pracę, a także myślenie o tym jak nasze odejście może wpłynąć na drużynę. Zwłaszcza, że byliśmy wtedy 3 kolejki przed końcem rundy zasadniczej i czekały nas trzy niezwykle ciężkie pojedynki. Byliśmy w sytuacji niemal dramatycznej - po serii przegranych meczów, bez pierwszego trenera, bo Roberto Santilli wyjechał na jakiś czas do Włoch, no i na dodatek w dołku finansowym. Nie chciałem uciekać z tonącego statku, jesteśmy profesjonalistami i pewne sytuacje, także kryzysowe, są częścią naszej pracy. Chcę jednak podkreślić, że nigdy nie zrobiłem nic przeciwko Roberto. Przejmując posadę pierwszego szkoleniowca po prostu zaakceptowałem decyzję klubu. Wiem, że Roberto jest rozczarowany moją decyzję, jedyne co mogę powiedzieć, to że jest mi bardzo przykro.
- Przed Iskrą pracował pan w Olsztynie., tam również sezon zakończył się katastrofą. Może pan jakoś porównać sytuację w obydwu klubach?
- Obydwa sezony były niezwykle ciężkie i w obydwu klubach problem wiązał się z kondycją finansową. Ale to tyle podobieństw. W Olsztynie spadła na nas plaga kontuzji i to głównie one wpłynęły na końcowe rezultat. Nadmienię, że w właśnie zakończonym sezonie PlusLigi klub nie był aż tak bardzo gnębiony urazami, a mimo to osiągnął identyczny wynik jak wcześniej, chociaż to nie ja byłem jego szkoleniowcem. W Iskrze z kolei w trakcie sezonu zaszła zmiana na pozycji rozgrywającego, doszedł też nowy zawodnik na skrzydle i to z pewnością wpłynęło na nierówną grę drużyny. Ale największy wpływ na końcowy efekt miał kryzys finansowy i jego konsekwencje, jak choćby odejście Schmitta.
- W Kazaniu nie ma problemów finansowych i jest nowy zespół. Jak pan ocenia zmiany kadrowe dokonane przed nadchodzącym sezonem?
- Teoretycznie, w startowej szóstce na nowy sezon zaszły tylko dwie zmiany - na rozegraniu i na pozycji libero. Obydwaj nowi zawodnicy to gracze klasy światowej. Mamy także nadzieję, że po długiej rekonwalescencji do szóstki wróci wreszcie Aleksander Wołkow. Niemniej uważam, że zespół będzie znacznie mocniejszy niż w poprzednich rozgrywkach, bo: Maksim Michaiłow, który nie gra w Lidze Światowej wreszcie odpocznie i wyleczy bark, znacznej poprawie ulegnie linia przyjęcia, którą wzmocnił jeden z najlepszych libero na świecie, nowy rozgrywający ma zupełnie inny charakter niż poprzedni, ławka rezerwowych została wzmocniona - tacy siatkarze jak Jakowlew czy Kazakow ewidentnie o tym świadczą. To wszystko w przypadku długiego i ciężkiego sezonu będzie miało niebagatelne znaczenie.
- Wspomniał pan, że Łukasz Żygadło to zupełnie inny gracz niż poprzedni rozgrywający Vermiglio. W czym lepszy jest Polak?
- Nie rozważam tych dwóch zawodników w kontekście lepszy - gorszy. To raczej kwestia wyboru innej techniki wystawiania, inna alternatywa. Tak Żygadło jak i Vermiglio to klasowi siatkarze ze światowej czołówki, mają jednak zupełnie różne charakterystyki. Łukasza obserwowałem od dawna, przed sezonem 2007/08 próbowałem przekonać włodarzy Sisleya, żeby go zatrudnili. Po sześciu latach w końcu będę miał okazję z nim pracować.