Tomasz Fornal: finałów się nie gra, finały się wygrywa
- Przyjechaliśmy do Brna po złoty medal i po to, by zachować zwycięską passę. A przede wszystkim, żeby tę czteroletnią współpracę z chłopakami, w SMS-ie i rok po szkole, uwieńczyć pięknym akcentem – powiedział siatkarz Cerradu Czarnych Radom po półfinałowym zwycięstwie z Brazylią. W finale mistrzostw świata U21 biało-czerwoni zagrają z nieobliczalną Kubą.
PLUSLIGA.PL: Zwycięstwo wydarte rywalom po pięciosetowym boju pewnie smakowałoby lepiej niż szybkie 3:0, gdyby nie fakt, że mecz z Brazylią skończyliście tuż przed północą?
TOMASZ FORNAL: Będziemy się bardziej cieszyć przede wszystkim dlatego, że wyszliśmy z dużych opresji, ale faktycznie, wolałbym skończyć tę rywalizację godzinę temu i wyjść z hali z wynikiem 3:0. Taki jest sport, wszystko się zmienia. W półfinale raz Brazylia grała lepiej, raz my, ale mecz stał na bardzo wysokim poziomie i każdy kibic, który miał okazję obejrzeć to spotkanie mógł być zadowolony.
Po dwóch setach wydawało się, że pewnym krokiem zmierzacie po zwycięstwo. A potem?
TOMASZ FORNAL: A potem mieliśmy słabszy moment, a Brazylia zagrała lepiej od nas. Przede wszystkim, w końcówkach setów, bo do stanu po 21 mówiąc kolokwialnie, szliśmy łeb w łeb. Jednak to my wygraliśmy mecz i to jest najważniejsze.
Przed półfinałem Bartosz Kwolek mówił mi, że musicie znaleźć słaby punkt Brazylijczyków i w niego uderzyć, ale w sobotę trudno chyba było go znaleźć?
TOMASZ FORNAL: Naprawdę bardzo fajnie zagrali, wszystkie skrzydła im chodziły, ale grali dużo mniej środkiem niż oczekiwaliśmy. Natomiast wiedzieliśmy, że w przeciwieństwie do brazylijskich seniorów, oni grają raczej wyższą piłką, bazują na zasięgu i wysokości ataku. Byliśmy na to przygotowani i udało nam się kilka razy zatrzymać ich na siatce, przede wszystkim w tie breaku, w tych najważniejszych momentach.
Obserwując postawę tej drużyny zastanawiam się co jest waszym większym atutem - mądrość w grze, czy zadziorność i nieustępliwość?
TOMASZ FORNAL: Wydaje mi się, że jedno i drugie. Ostatni rok praktycznie wszyscy spędziliśmy w PlusLidze. Jedni grali więcej, drudzy mniej, ale jakieś tam doświadczenie boiskowe mamy i wiemy jak w tych kluczowych momentach się zachowywać. To doświadczenie, którego już nabyliśmy łączy się z zadziornością i daje bardzo fajną mieszankę. Mówiąc odrobinę nieskromnie uważam, że nasza gra może się podobać i mam nadzieję, że to samo będę mógł powiedzieć po niedzielnym finale.
W finale, dość niespodziewanie chyba, czekają na was Kubańczycy.
TOMASZ FORNAL: Ja wiem, czy niespodziewanie? To jest drużyna, po której można spodziewać się wszystkiego. Rozmawialiśmy z nimi i wiemy jak na Kubie wyglądają treningi, że chłopaki nie mają dostępu do żadnych głębszych analiz, statystyk. Po prostu wychodzą na boisko i leją przed siebie na sporej fantazji. Do tego skaczą niezwykle wysoko, bo nawet po 3.70 metra i bazują głównie na tym „przyładunku” i wysokim zasięgu. Nie bawią się w żadne plasy czy kiwki, są trochę słabsi technicznie. Gdybym miał określić ten zespół jednym zdaniem, powiedziałbym, że są to tacy pozytywni wariaci. Graliśmy już z nimi i udało nam się wygrać 3:0.
Rosjanie wcześniej też pokonali ich 3:0, a w półfinale musieli przełknąć gorycz porażki.
TOMASZ FORNAL: To prawda, zawsze trzeba być ostrożnym, bo mecz meczowi nie jest równy. Do finału musimy przystąpić z maksymalną koncentracją, skupić się wyłącznie na swojej grze. Im bliżej szczytu, tym Kubańczycy będą bardziej nakręceni i coraz bardziej będą uruchamiali tę swoją fantazję, nakierowując ją na zwycięstwo. Są przecież tak blisko złota, jak i my.
Po raz trzeci reprezentacja Polski U21 zagra w finale mistrzostw świata, ale dla waszej grupy sam finał nie jest szczytem marzeń?
TOMASZ FORNAL: Kiedyś trener Jacek Nawrocki powiedział nam bardzo fajną rzecz - że finałów się nie gra, finały się wygrywa. To motto cały czas mamy w głowach i staramy się wygrywać te ostateczne potyczki. Przyjechaliśmy do Brna po złoty medal i po to, by zachować zwycięską passę. A przede wszystkim, żeby tę czteroletnią współpracę z chłopakami, w SMS-ie i rok po szkole, zakończyć pięknym akcentem. A potem, za kilkanaście lat spotkać się w swoim gronie i powspominać.