Trefl - Domex 1:3
Trefl Gdańska przegrał z Domexem Tytanem AZS-em Częstochowa 1:3 (23:25, 25:23, 18:25, 23:25). MVP spotkania został Zbigniew Bartman.
Takiego wyjściowego ustawienia gospodarzy nikt się nie spodziewał. Bruno Zanuto, który od lata leczył kontuzję, w ligowym debiucie od razu wyszedł w podstawowym składzie, a na ławkę rezerwowych po raz pierwszy w tym sezonie trafił Łukasz Kadziewicz. Jednak nawet swoista rewolucja kadrowa nie pozwoliła gdańskim siatkarzom przerwać fatalnej passy. Trefl w PlusLidze przegrał po raz szósty z rzędu i spadł na ostatnie miejsce w tabeli.Dwa pierwsze sety były niezwykle wyrównane. Dość powiedzieć, że żadnej z drużyn nie udało się w nich zdobyć przewagi większej niż dwa punkty! W inauguracyjnej partii kluczowe były dwie udane akcje z rzędu przyjezdnych od wyniku 18:18. Potem gdańszczanie jeszcze pięciokrotnie zdobywali kontaktowy punkty, ale do remisu już nie doszło. Pierwszego setballa obronił atak Dariusza Szulika, ale po zbiciu Zbigniewa Bartmana miejscowi byli już bezradni. Co ciekawe częstochowski skrzydłowy, podobnie jak w meczu tych drużyn w pierwszej rundzie, zdobył tytuł MVP spotkania. Pikanterii dodaje fakt, że latem chciał grać w Gdańsku, ale beniaminek pożałował pieniędzy na niego, stawiając choćby na Bojana Janicia, który od dwóch miesięcy jest kontuzjowany.
Wygraną w drugiej części gry gospodarze okupili kolejnym urazem. Tym razem przedwcześnie mecz zakończył się dla Wojciecha Serafina. Jednak o dziwo, to nie gospodarze, ale goście rozkojarzyli się tym zdarzeniem. Przy 21:21 zagrywkę zepsuł Dawid Gunia, a po chwili Bartman strzelił w aut. Od 23:21 grano już punkt za punkt, a seta skończyło zbicie Szulika, który w tym sezonie uzyskał najlepszy wynik punktowy (10). Wcześniej szkoleniowiec na środku siatki stawiał na innych. Tym razem Kadziewicz wstał z ławy dopiero w czwartej partii!
W dwóch następnych odsłonach Domex uzyskiwał przewagę, a Trefl próbował wrócić do gry poprzez pościg. W trzecim secie z 1:6 udało się zbliżyć na 9:11, ale potem kolejny przestój i wyniku 15:20 zniechęcił już miejscowych. Natomiast w ostatniej jak się okazało części gry gdańszczanie z 5:10 wyrównali na 15:15, a na drugą przerwę techniczną zeszli nawet z prowadzeniem po asie serwisowym Zanuto. Jeszcze przy 22:21 gospodarze mieli nadzieje na tie-breaka. Nie pozwolił na niego częstochowski blok. W dwóch ostatnich akcjach rozbijali się o niego Wojciech Winnik i Zanuto. Łącznie blok Domeksu zdobył 13 punktów, a brylował w nim Piotr Nowakowski, któremu statystycy zaliczyli pięć tego typu punktowych akcji. Powiedzieli na konferencji prasowej: Radosław Panas (trener Domeksu): - Przyjechaliśmy tutaj po wygraną, aby umocnić się w środkowej części tabeli oraz odbudować po bolesnej porażce z Wieluniem. Pierwsze dwa sety były bardzo wyrównane, w trzecim kontrolowaliśmy grę, ale podawaliśmy rękę Treflowi, gdyż nie kończyliśmy kontrataków. W czwartym secie znów wypracowaliśmy kilku punktową przewagę, ale błędy własne spowodowały, że były nerwy w końcówce. Współczuję trenerowi Kaszy, że ten pech kontuzji się ciągnie. Gdyby mógł korzystać z zawodników, których ma w drużynie, Trefl byłby zupełnie w innym miejscu w tabeli. Niestety, nie zawsze wiatr od morza wieje. Wojciech Kasza (trener Trefla): - Walczyliśmy na tyle, na ile pozwala stan kadrowy. Praktycznie w każdym meczu grają inni zawodnicy. Dzisiaj zdecydowałem się na ryzyko, wstawiając do składu Bruno Zanuto. Dzięki swojej waleczności, pociągnął drużynę. O wyniku decydowały pojedyncze akcje. Brakowało nam kończonych kontrataków. Teraz mamy dwa tygodnie przerwy, w których trzeba popracować tak, aby odbić się od dna. Dobrą okazją ku temu będzie tygodniowe zgrupowanie w Cetniewie. Poza treningami mamy zaplanowane tam rozmaite zabiegi odnowy biologicznej, bo sytuacja zdrowotna jest naprawdę trudna. Andrzej Stelmach (kapitan Domeksu): - Te punkty są dla nas bardzo cenne. Dlatego jest to powód do radości. Jarosław Stancelewski (kapitan Trefla): Jestem rozczarowany, bo wyszło tak jak ostatnio, czyli wyszliśmy, zagraliśmy i nie mamy żadnego punktu. Była szansa co najmniej na tie-breaka. Co z tego, że walczymy oraz zostawiamy serce i zdrowie na boisku skoro o porażce ponownie zadecydowały pojedyncze piłki. Powrót do listy