Trzeba się z tym pogodzić, bo takie jest życie sportowca
Jakub Popiwczak, libero Jastrzębskiego Węgla wspomina swój pierwszy trening, zdradza swoją motywację do pracy, mówi o trudnościach w życiu sportowca oraz z uśmiechem wspomina i opowiada o Świętach Bożego Narodzenia.
plusliga.pl: Pamiętasz kiedy odbyłeś swój pierwszy trening w siatkówkę i jak na nim było?
Jakub Popiwczak: Pierwszy trening był 19 sierpnia 2012 roku, mam dobrą pamięć do dat i liczb. To był typowy okres przygotowawczy, dużo odbijania, dużo biegania. Byłem wtedy po długim rozbracie z piłką, więc piłka odbijała się ode mnie, a nie ja odbijałem piłkę. Nie wyglądało to zbyt dobrze z mojej strony, ale pokazałem się chyba z dobrej strony i trenerzy zechcieli, żebym przychodził na kolejne treningi.
- Dlaczego wybrałeś akurat siatkówkę? Ktoś Ci to doradził?
- Mój tata był siatkarzem. To wzięło się prawdopodobnie stąd, ponieważ od dziecka chodziłem na jego mecze, przebywałem w halach, odbijałem, miałem kontakt z piłką. Wcześniej grałem w piłkę nożną, ale zrezygnowałem właśnie na rzecz siatkówki.
- Czym motywowałeś się do pracy, kiedy miałeś trudniejsze momenty w karierze?
- Na pewno wizja tego jak może być za pięć, dziesięć lat. Zawsze wtedy wyobrażam sobie siebie w stroju z orłem na piersi, grającego w reprezentacji. Wtedy sobie przypominam, myślę jak może być kiedyś, w przyszłości. To mnie motywuje do walczenia, do nieodpuszczania, robienia wszystkiego, czego oczekują ode mnie trenerzy.
- Jak zapamiętałeś swój pierwszy mecz?
- Bardzo pozytywnie. Była do dla mnie pewnego rodzaju niespodzianka, że zagrałem tak szybko. Nie wiem czy byłem przygotowany na to w stu procentach, ale wyszło chyba dobrze. Trenerzy byli zadowoleni, ja byłem szczęśliwy, że przeżyłem ten pierwszy raz w tak młodym wieku, że dano mi szansę.
- Jak znosisz rozstania z rodziną, bliskimi?
- Wiadomo, że bardzo tęsknię za rodziną, dziewczyną, rodzicami, bratem i innymi osobami, które są dla mnie ważne. Na początku było najciężej, ten pierwszy rok, w którym się rozstałem z domem, natomiast z roku na rok coraz łatwiej mi to wszystko pogodzić. W pewnym sensie przyzwyczaiłem się do tego.
- Jak w takim razie wygląda Twoje Boże Narodzenie?
- Wszystko zależy od tego jaki mamy kalendarz w danym sezonie. Dwa lata temu w domu spędziłem trzy dni, rok później – sześć. Wszystko jest zależne od tego jak gramy, kiedy, z kim i gdzie, Natomiast jeśli chodzi o Wielkanoc to w ogóle jej nie obchodzę, ponieważ nie mam na to czasu. To najważniejsza faza sezonu i musimy trenować. Jest to ciężkie, ponieważ cała otoczka, atmosfera wokół nie pozwala się skupić do końca na treningach. Zaczynam wtedy myśleć o rodzinie, ale trzeba się z tym pogodzić, bo takie jest życie sportowca.
- Co najbardziej lubisz w świętach?
- To, że jestem z bliskimi. Kiedyś tego nie doceniałem tak bardzo, nie zauważałem tego, ale teraz jak jest to jedyny czas w roku, kiedy mogę na dłużej przyjechać do domu, do rodziny, spotkać się z nimi, poprzebywać to jestem szczęśliwy, że mogę tam być.
- Zapamiętałeś jakiś prezent, który był kompletnie nietrafiony w Twój gust?
- Nie przypominam sobie takiego nietrafionego prezentu.
- A co jest Twoim świątecznym marzeniem? Co ucieszyłoby Cię najbardziej?
- Kilka dni więcej wolnego, że spędzić czas w domu, bo to jest dla mnie jeden z najpiękniejszych prezentów jakie mógłbym dostać w tej chwili.