Trzy polskie puchary w jednym sezonie? Itas Trentino zablokował biało-czerwonego hat-tricka w Europie
To jest najlepszy w historii sezon polskich klubów siatkarskich w europejskich pucharach, ale nie został zwieńczony pełnym sukcesem. Projekt Warszawa wcześniej triumfował w Pucharze Challenge, Asseco Resovia Rzeszów zdobyła Puchar CEV, jednak w wielkim finale Ligi Mistrzów Jastrzębski Węgiel przegrał 0:3 z Itasem Trentino. Nigdy jeszcze polskie drużyny nie zdobyły w jednym roku dwóch europejskich trofeów, w Antalyi włoska ekipa zabrała im jednak okazję na komplet. – Nie byliśmy gorsi sportowo, ale nie podeszliśmy do tego spotkania z taką wiarą w zwycięstwo, jak rywale – podsumował Jurij Gladyr.
Wydawało się, że sukcesów minionego sezonu – gdy dwie polskie drużyny zagrały w Turynie w wielkim finale Ligi Mistrzów – już nie przebijemy. Tymczasem sezon 2023/2024 jest dla polskich drużyn równie wyjątkowy. Nie zmienia to jednak faktu, że jego końcówka była gorzka, bowiem Jastrzębski Węgiel drugi raz z rzędu zagrał w wielkim finale i po raz drugi musiał uznać wyższość rywali. Przed rokiem to nie bolało polskich fanów, gdyż triumfowała ZAKSA, teraz jednak wygrała czwarta drużyna włoskiej Serie A.
– Źle zaczęliśmy, wtedy po pierwszym secie powiedzieliśmy sobie, że spuszczamy to wszystko w kiblu i jedziemy dalej – mówił smutny Gladyr. – Niestety, nie udźwignęliśmy tego ciężaru. Na koniec sezonu jest mi przykro, mamy trochę skiśniętą herbatę zamiast radości. Choć oczywiście mistrzostwo Polski trochę to osładza – dodaje środkowy Jastrzębskiego Węgla.
Dotąd najlepszy w historii biało-czerwony sezon, biorąc pod uwagę walkę w trzech europejskich pucharach, to 2012 rok, gdy Puchar Challenge zdobył Tytan AZS Częstochowa, druga w Pucharze CEV była Asseco Resovia, a w Lidze Mistrzów dopiero w wielkim finale wyższość Zenita Kazań musiała uznać PGE Skra Bełchatów.
– Miałem wrażenie, że w każdym z setów byliśmy blisko, ale wtedy przydarzały się nam przestoje, traciliśmy kilka prostych punktów i rywale odskakiwali. To dla nas wszystkich trudny moment, bo nie po to przyjeżdżaliśmy do Turcji – dodaje Jakub Popiwczak, libero Jastrzębskiego Węgla.
W najważniejszym z europejskich pucharów – Lidze Mistrzów (wcześniej Puchar Europy Mistrzów Klubowych) biało-czerwone ekipy jak dotąd odniosły cztery triumfy – najpierw Płomień Milowice wygrał w 1978 roku, a ostatnio niewiarygodną serię zaliczyła Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, która triumfowała w trzech z rzędu edycjach Champions League. Zresztą w zeszłym sezonie mieliśmy polski finał, w którym pokonała 3:2 właśnie Jastrzębski Węgiel. Teraz wrócił na tron Itas Trentino, który dwa razy przegrywał wielki finał z ZAKSĄ.
– Jestem szczęśliwy, szczególnie po takiej wygranej, bo to Jastrzębski wydawał się faworytem – mówił po spotkaniu Kamil Rychlicki, z pochodzenia Polak, a od teraz nowy triumfator Ligi Mistrzów. – Przed nami ciekawa noc świętowania, a z tego spotkania na pewno bym nie wyciągał daleko idących wniosków. Dla mnie PlusLiga i Serie A to dwie świetne ligi, dlatego chciałbym kiedyś spróbować swych sił także w tej pierwszej – dodaje atakujący Trentino.
W sumie dotąd polskie zespoły siedem razy triumfowały w europejskich pucharach. Nadal nie mogą się pochwalić powtórką z wielkich osiągnięć włoskich drużyn, które w XXI wieku trzykrotnie wygrywały w sezonie wszystkie trzy europejskie trofea. Po raz ostatni w sezonie 2010/2011 (Sisley Treviso Puchar CEV, Lube Banca Macerata Puchar Challenge i Itas Trentino Ligę Mistrzów), wcześniej w sezonach 2009/2010 i 2005/2006. Ale takie wyzwanie wcale nie jest niemożliwe do zrealizowania w kolejnych sezonach.