Tytan AZS - Indykpol AZS 3:1
Tytan AZS Częstochowa pokonał Indykpol AZS Olsztyn 3:1 (25:21, 25:16, 24:26, 25:14) w meczu kończącym 11. kolejkę spotkań PlusLigi. MVP Fabian Drzyzga.
Częstochowianie pewnie wygrali końcówkę pierwszego seta. Długo walka była wyrównana i zacięta. Na początku drugiej partii Tytan AZS szybko uzyskał przewagę, prowadził m.in. 8:3 i pewnie zwyciężył w tym fragmencie gry.
W trzecim secie gospodarze mieli już wysoką przewagę, ale szybko ją roztrwonili. Prowadzili 24:22, ale nie potrafili wykorzystać dwóch piłek meczowych. Goście nie tylko wyrównali na 24:24, ale jeszcze zdobyli dwa kolejne punkty. W czwartej partii gospodarze grali już mocno skoncentrowani i odnieśli pewne zwycięstwo.
- Wiedzieliśmy, że to będzie ciężkie spotkanie, na gorącym terenie. Obie drużyny miały przysłowiowy nóż na gardle i każdy bardzo chciał wygrać mecz. My niestety nie podołaliśmy temu zadaniu – mówił po meczu Paweł Siezieniewski, kapitan Indykpolu AZS Olsztyn.
Początek spotkania obfitował w wiele błędów po obu stronach siatki. Po zespołach widać było zdenerwowanie. Zawodnicy zdawali sobie sprawę z rangi tego spotkania. Można powiedzieć, że ten mecz nie był meczem za trzy punkty, ale za sześć. - Ten pierwszy set graliśmy skoncentrowani. Jednak w końcówce graliśmy za łatwo. AZS Częstochowa dostał wiatr w żagle i odniósł zwycięstwo. Drugi set w naszym wykonaniu pozostawiał wiele do życzenia. Natomiast udało nam się wrócić w trzecim secie. Wydawało się, że będziemy równorzędnie walczyć do samego końca z przeciwnikiem, ale tak się nie stało. Żałujemy bardzo tej porażki. Byliśmy naprawdę bardzo dobrze przygotowani i fizycznie i taktycznie do tego meczu. Przycięliśmy się w pewnym momencie. Przestaliśmy grać to co sobie założyliśmy – wyjaśniał po spotkaniu Siezieniewski.
W trakcie spotkania kapitan Indykpolu doznał kontuzji. Podkręcił kostkę, ale mimo bólu pozostał na boisku i grał do samego końca. – Ja ze swej strony chcę przeprosić drużynę – bo drugiego seta grałem z podkręconą kostką. Mogłem dać z siebie o wiele więcej, aczkolwiek ból był taki, że było ciężko wytrzymać. Wynik jest 3:1 i wracamy w smutnych nastrojach do domu. Przed nami seria ciężki meczów – dodał przyjmujący Indykpolu.
Częstochowianie mieli dużą szansę zakończyć poniedziałkowe spotkanie 3:0. W trzeciej partii prowadzili już (21:17), ale goście zdołali doprowadzić do remisu, a co więcej po grze na przewagi rozstrzygnęli ją na swoja korzyść. - Wygrywaliśmy 2:0 i w trzecim secie znowu przydarzył nam się przestój. W naszych głowach i na pewno kibiców powrócił ten moment z meczu z Warszawą. Zanim wyszliśmy na czwartego seta, powiedzieliśmy sobie, że teraz musimy wygrać. Udało nam się to i cieszymy się z tych trzech punktów, bo są one dla nas bardzo ważne – powiedział po mecz Dawid Murek, kapitan AZS-u Częstochowa.
Drużyna spod Jasnej Góry oprócz zwycięstwa cieszyć się może, także z tego że w ich szeregach coraz lepiej radzą sobie zmiennicy. W poniedziałkowym meczu bardzo dobrą zmianę, co podkreślał trener Marek Kardos dał Miłosz Hebda, który zastąpił pod koniec pierwszej partii Krzysztofa Gierczyńskiego. – W pierwszym secie mieliśmy spore problemy z wykonywaniem ataku w pierwszym tempie. Gdy pojawił się Miłosz Hebda na parkiecie, uspokoił naszą grę w ataku. Pojawił się entuzjazm do gry w naszej drużynie. Świetnie radził sobie z blokiem, przyjęciem, jak i atakiem.
Pomimo wygranej słowacki trener nie krył swojego żalu, że zespół w pewnych momentach nie trzymał się taktyki. - Jestem zły na mój zespół. W trzecim secie straciliśmy koncentrację i nie trzymaliśmy się taktyki. Każdy chciał indywidualnie wygrać ten mecz. Dziś udało nam się wrócić do spotkania i bez większych problemu dograliśmy to spotkanie. Cieszę się, że wygraliśmy 3:1 i mamy trzy punkty. Dzięki temu odskakujemy trochę od Olsztyna – zakończył Marek Kardos