Uchwycić spełniające się marzenie
Niejednokrotnie obraz potrafi wyrazić więcej niż tysiąc słów. Zdjęcia to doskonały i chyba jedyny sposób utrwalenia wyjątkowych chwil. Również tych sportowych. O pracy fotografa sportowego, swoim doświadczeniu i przemyśleniach opowiada Piotr Sumara, oficjalny fotoreporter Profesjonalnej Ligi Piłki Siatkowej.
PLUSLIGA.PL: Zdjęcie Michała Winiarskiego unoszącego puchar za mistrzostwo świata 2014 obiegło cały siatkarski świat i nie tylko. To za to ujęcie otrzymał pan wyróżnienie Przeglądu Sportowego II edycji Polskiego Konkursu Fotografii Sportowej. Pamięta pan moment uchwycenia tej chwili w katowickim Spodku?
PIOTR SUMARA: Pamiętam, ponieważ przygotowałem się na to zdjęcie. Zostałem na płycie boiska z premedytacją, nie pchałem się w tłum, który pobiegł bliżej, ponieważ byłem na sto procent pewien, że Michał Winiarski uniesie puchar do góry i będzie chciał go zaprezentować. Widziałem w Internecie, że inni również zrobili podobne zdjęcie, tylko u mnie akurat Michał ma zamknięte oczy, co nadaje wyjątkowy klimat obrazowi i oddaje to uczucie, że spełniła się właśnie największe marzenie.
Czy właśnie dzięki magii tego zdjęcia mógł spodziewać się pan wyróżnienia w konkursie?
PIOTR SUMARA: Zapewne tak, aczkolwiek był to drugi konkurs, na który wysłałem to właśnie zdjęcie. Wcześniej zgłosiłem je do World Press Photo i po rozstrzygnięciu byłem troszkę podłamany, ponieważ wygrało zdjęcie z bardzo podobnym motywem, tylko na zdjęciu nie był Michał Winiarski, a... Lionel Messi. Jak zobaczyłem wynik, to tym bardziej poczułem niesmak, ponieważ na zwycięskiej fotografii Messi spoglądając na puchar, którego nie zdobył, stoi zawiedziony, a u mnie zawodnik unosi nagrodę w geście triumfu. Niby motyw podobny, a jednak widać, że przełożenie rangi piłki nożnej w świecie do siatkówki jest bez porównania. Na polski konkurs fotografii sportowej wysłałem swoje zdjęcie później i szczerze mówiąc zapomniałem w ogóle, że to zrobiłem. Przypomniał mi dopiero telefon z zaproszeniem na galę wręczenia nagród.
Chociaż mała osłoda po rozgoryczeniu wynikiem z World Press Photo. Czy sport to jedyna dziedzina fotografii, którą się pan zajmuje?
PIOTR SUMARA: Głównie fotografuję sport, a w szczególności siatkówkę i na tym faktycznie zarabiam. A dlaczego sport? Dlatego, że nie nadaję się na „paparazzi”. Swego czasu pracując w akademii medycznej w dziale fotografii naukowej podjąłem współpracę jako luźny fotoreporter z Oddziałem Gazety Wyborczej w Bydgoszczy. Po roku zostałem szefem fotoreporterów. Następnie była Gazeta Pomorska i Ilustrowany Kurier Polski. W momencie kiedy zaczęto wymagać robienia zdjęć nie do końca zgodnych z etyką fotografa-dziennikarza, stwierdziłem, że się do tego nie nadaję. Jestem zbyt uczciwy. Sport jest autentyczny – tam radość jest autentyczna, smutek jest autentyczny, wysiłek i krople potu też są autentyczne. Jestem przeciwnikiem kreowania obrazów fotografii. Sport jest czymś, dzięki czemu mogę się w pełni wyrazić i spełnić.
Ma pan spore doświadczenie w dziedzinie fotografii w ogóle. Jak czas i okoliczności zmian wpłynęły na pana rozwój?
PIOTR SUMARA: Tego fachu tak naprawdę uczy się samemu w praktyce. Kiedyś pracowaliśmy na negatywach, kiedy nie wiadomo było, czy zdjęcie jest dobre czy nie. Wyruszało się w teren, zbierało materiał i wracało się do redakcji oddając zdjęcia bez jakiejkolwiek możliwości zmiany czy powtórzenia sytuacji – w fotoreportażu jest to niemożliwe. Niemniej to właśnie to doświadczenie pozwoliło mi na łatwe przystosowanie się do fotografii sportowej, ponieważ niewiele klatek, które robię, odrzucam. Są one raczej wycelowane bardzo dokładnie.
A jaką rolę w fotografii sportowej odgrywa sprzęt? W dzisiejszych czasach wielu ludziom – zwłaszcza młodym – wydaje się, że jeżeli mają super-aparat, są od razu doskonałymi fotografami.
PIOTR SUMARA: Zgadza się. W tej chwili ten zawód jest wolnym zawodem – można pójść do sklepu fotograficznego, kupić sprzęt nawet z najwyższej półki, wydrukować wizytówki fotografa sportowego i już za takiego się uważać. Ja znam wielu fotoreporterów, którzy mają sprzęt droższy i lepszy niż mój, ale efekty ich pracy są mizerne. Owszem, wyposażenie fotografa jest bardzo pomocne, ponieważ dzięki niemu można uzyskać bardzo dobrą jakość zdjęcia, koloru czy poprawne naświetlenie. Jeżeli więc chce się mieć bardzo dobre wyniki, to faktycznie sprzęt musi być zaawansowany, a co za tym idzie drogi, ale to nie jest najważniejsze. Trzeba pamiętać, że tym najważniejszym elementem jest człowiek, który naciska spust migawki.
Sport jest specyficzną dziedziną fotografii ze względu na swoją dynamikę oraz nieprzewidywalność. Czy zdarza się, że wychodzi pan z meczu i czuje pan niedosyt?
PIOTR SUMARA: Bardzo często jest tak, że wychodzę z meczu nie uchwyciwszy tego, czego bym sobie życzył. Żeby coś sfotografować, musi być konkretna sytuacja, a jeżeli ta sytuacja się nie wydarzy, to tego zdjęcia nie zrobisz, proste. Z czasów redakcyjnych pamiętam, że dziennikarz wysyłał mnie w teren mówiąc: weź mi zrób takie zdjęcie, jak zawodnik będzie szedł do piłki, ale idąc do niej przewróci się, a przewracając się najlepiej, żeby twarz było widać. W sporcie nie ma reżyserowania sytuacji. Nie da się przewidzieć, jaki materiał zbierze się z danego wydarzenia. Może być tak, że już po pięciu minutach meczu uchwycisz klatkę, która jest rewelacyjna, a bywa i tak, że pracujesz cały mecz i wychodzisz zdegustowany. Z drugiej strony wiele zależy też od tego, co dzieje się na boisku - jeżeli zawodnicy angażują się w grę, są wyniki i emocje, pracuje się łatwiej. Natomiast jeżeli widać, że na boisku nie chce im się grać, to na siłę zdjęcia dobre nie wyjdą, będą przeciętne, tak jak atmosfera na placu gry.
Niezależnie od atmosfery panującej na boisku, zawód ten bez wątpienia wymaga dużego skupienia. Czy jest pan w stanie w ogóle śledzić losy meczu?
PIOTR SUMARA: Patrzę na tablicę wyników, ale nie śledzę akcji. Dzięki skupieniu niekiedy w obiektywie zdarza mi się nawet dostrzec sędziowski błąd z bardzo bliska, ale oczywiście nie mówię wtedy, że go widziałem. A co ciekawe, nie potrafię oglądać meczu jako kibic z perspektywy trybun. Bez aparatu nie umiem wczuć się w klimat, nie udzielają mi się nawet emocje.
Jest pan oficjalnym fotoreporterem Profesjonalnej Ligi Piłki Siatkowej. Na co dzień współpracuje pan z klubami PlusLigi i ORLEN Ligi. Co może pan powiedzieć o tejże współpracy?
PIOTR SUMARA: Są trzy, cztery kluby, które można pochwalić, ponieważ przesyłają naprawdę dobre, wyselekcjonowane zdjęcia. Ja bym sobie życzył, aby nie ilości zdjęć z meczów, a jakość wpływała na poziom naszych portali. Tych zdjęć niech będzie np. dziesięć, ale najlepszych, przemyślanych. Nie siedemdziesiąt, z których nic nie można wybrać, które powodują chaos, a właśnie te kilka wyjątkowych. Dodatkowo fotograf sportowy musi pamiętać o tym, że na boisku są dwie drużyny. Fotograf klubowy związany jest emocjami ze sowim zespołem, dlatego przeważnie robi zdjęcia tylko jednej stronie - nieważne, czy wygrali mecz, czy go przegrali. Aby oddać dobry materiał dziennikarski, trzeba być obiektywnym, trzeba pamiętać że są dwie strony boiska. Niekiedy mi zarzucają, że ja podczas meczu jestem chłodny, bez emocji, ale uważam, że to jest bardzo ważna cecha fotografa sportowego - nie dać porwać się emocjom. Zdarzyło mi się tylko raz, że łzy popłynęły z radości i wzruszenia – było to podczas meczu finałowego mistrzostw świata w Katowicach. Chociaż nie wytrzymałem wtedy, pracowałem dalej. A efektem tej pracy jest chociażby wspomniane na początku zdjęcie, którego nadal nie nazywam najlepszym. Zawsze stawiam sobie poprzeczkę wyżej – zawsze można coś poprawić i zawsze może być lepsze zdjęcie od poprzedniego.