Uczestnicy Final Four LM: ACH Volley Bled
Młody, niedoświadczony ale świetnie rozumiejący się team, szkoleniowiec który swe działania skupia głównie na poskromieniu gorących, czasem nie panujących nad emocjami podopiecznych oraz spora grupa fantastycznie dopingujących kibiców - to w wielkim skrócie wizytówka jednego z finalistów turnieju finałowego Ligi Mistrzów, ACH Volley Bled.
Udział słoweńskiej ekipy w łódzkim Final Four jest największą niespodzianką tegorocznej edycji zmagań - tym bardziej, że podopieczni Glenna Hoaga wyeliminowali z rywalizacji włoską Lube Banca Marche Macerata. W fazie grupowej LM spotkali się m.in. z wicemistrzem PlusLigi Asseco Resovią Rzeszów i dwukrotnie musieli uznać wyższość polskiej drużyny. Ostatecznie zajęli drugie miejsce w grupie F, a w kolejnym etapie rozgrywek trafili na zespół Sebastiana Świderskiego. Sensacją zapachniało już w pierwszym pojedynku, w którym Słoweńcy na własnym boisku pokonali gwiazdy Serie A1 (z Vermiglio, Cisollą i Martino w składzie) 3:2.
- Zwycięstwo nad utytułowanym, znacznie wyżej notowanym rywalem dodało nam skrzydeł. Nabraliśmy przekonania, że możemy wyeliminować Włochów - wspomina doskonale znany w Polsce libero ACH Volley, Dan Lewis.
Uwierzyli też kibice najlepszej słoweńskiej drużyny, którzy tłumnie przybyli na rewanż do Maceraty, a swoim niebywałym dopingiem skutecznie zagłuszyli miejscowych fanów, tworząc na trybunach pomarańczowe tło. - To oni swoją wiarą pomogli nam wygrać. Jesteśmy zgrani, szanujemy się, wspieramy i nigdy się nie poddajemy - cieszył się po wyrzuceniu za burtę Maceraty Lewis.
Porównywalne emocje zafundowali sobie i kibicom również w II rundzie play off, gdzie natrafili na starych dobrych znajomych z rozgrywek MEVZA, Hypo Tirol Innsbruck. Na wyjeździe, po jednym z najsłabszych spotkań w LM przegrali 3:1, by potem w takim samym stosunku setów wygrać w domu i doprowadzić do "złotego seta”. Wykrzesali z siebie wszystko co najlepsze i wywalczyli, w niezwykle twardym boju historyczny awans do Final Four. Kilka dni później dołożyli do kolekcji trzecią w karierze klubu wygraną w Lidze Środkowoeuropejskiej.
ACH Volley Bled powstał w 1970 roku, ale przez wiele lat nie zajmował znaczącego miejsca na siatkarskiej mapie Europy. Przełom nastąpił w 2004 r., gdy holding ACH.d.d. (wtedy Autocommerce Bled) objął patronatem męską sekcję siatkówki i postanowił zbudować profesjonalną drużynę, która w ciągu kilku lat ma zaistnieć w Europie. Sukcesy na rodzimym gruncie pojawiły się dość szybko - pięć razy pod rząd zespół wygrał mistrzostwo Słowenii, a czterokrotnie zdobywał Puchar kraju. Ten najistotniejszy triumf przyszedł jednak dopiero w roku 2007, kiedy stanęli na najwyższym stopniu podium pucharu Top Teams, pokonując w finale włoską Cimone Modena. Postawa anonimowych dotąd Słoweńców zrobiła wrażenie na władzach Europejskiej Federacji Siatkówki CEV, która postanowiła uhonorować klub "dziką kartą” do prestiżowych rozgrywek Ligi Mistrzów w sezonie 2007/2008.
Debiut ACH Volley w siatkarskiej elicie nie był porywający. Chociaż udało im się pokonać Noliko Maaseik i Paris Vollei, ostatecznie zajęli ostatnie miejsce w grupie. Rok później, gdy na ławce trenerskiej zasiadł już Kanadyjczyk Glenn Hoag, było znacznie lepiej. Drugie miejsce w klasyfikacji grupowej (za Trentino Volley) dało im awans do I rundy play off, w której na swoim terenie dzielnie walczyli z Zenitem Kazań (polegli dopiero w tie breaku). Na trudnym, rosyjskim gruncie przegrali jednak gładko 0:3. i zakończyli przygodę z LM.
W bieżących rozgrywkach nie od razu błysnęli najjaśniejszym blaskiem. Przed sezonem w drużynie nastąpiło sporo roszad i nawet tak doświadczony szkoleniowiec, jak Glenn Hoag potrzebował czasu, by tę wybuchową mieszankę młodości z doświadczeniem zamienić w grupę poukładanych, rozumiejących się graczy. Niewątpliwie to właśnie Kanadyjczyk jest ojcem największego sukcesu - bo tak włodarze nazywają awans do Final Four - zespołu. Zespołu, którego nazwiska prawie wszystkich zawodników były dotąd dla większości rywali niemal abstrakcyjne.
Być może dlatego, że jak podkreślił Dan Lewis, ACH Volley to drużyna bez wielkich nazwisk. To grupa,w której obowiązuje zasada: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Jeśli słabszy dzień ma 20-letni Oliver Venno, to ciężar ataku biorą na swoje barki Alen Sket, Vid Jakopin lub Matevz Kamnik. Jeżeli trudne chwile przeżywa młody, niekonwencjonalnie rozgrywający Dejan Vinicic, to grę szybko uspokaja bardziej doświadczony Vejko Petkovic.
W półfinale ACH Volley Bled zmierzy się z faworyzowanym, naszpikowanym gwiazdami Trentino BetClic. Słoweńcy, choć niewielu daje im szanse na przejście włoskich potentatów, tanio skóry nie sprzedadzą. Nie na darmo bowiem do Łodzi wybiera się niemała grupa, być może licząca nawet trzystu najwierniejszych fanów "narodowego dobra Słowenii”. Dla nich, niezależnie od końcowego rezultatu, zwycięzca będzie tylko jeden - ACH Volley - drużyna, która w trwającym sezonie w stu procentach potwierdziła drzemiący w niej potencjał, a co więcej, wykazała się niebywałym duchem walki i sercem przepełnionym siatkówką.