Udany rewanż Jastrzębskiego Węgla
Jastrzębski Węgiel wywiózł z niezwykle trudnego częstochowskiego terenu komplet punktów, rewanżując się Akademikom za porażkę przed własną publicznością. W meczu 14. kolejki PlusLigi Domex Tytan AZS Częstochowa uległ siatkarzom Roberto Santillego 1:3 (21:25, 25:21, 22:25, 22:25).
Zespół Jastrzębskiego Węgla przyjechał do Częstochowy bez dotychczasowego drugiego trenera Marka Lebedewa, który kilka tygodni temu otrzymał korzystną ofertę z Niemiec i zrezygnował z pracy w śląskim klubie. Tym samym na ławkę trenerską powrócił Leszek Dejewski. W ekipie z Jastrzębia zabrakło też Marcina Grygiela (kłopoty z barkiem), a kontuzjowany Guillaume Samica spędził cały mecz w kwadracie. - Samik mógłby wejść na boisko, ale nie było potrzeby by ryzykować jego zdrowiem. Grający w jego miejsce Rafa spełnił swoje zadanie - ocenił trener Roberto Santilli.Gospodarze rozpoczęli mecz w tradycyjnym składzie - z Andrzejem Stelmachem na rozegraniu i od początku gra układała się po ich myśli. Skutecznie atakował Smilen Mljakow, natomiast jego vis a vis Robert Prygiel albo trafiał w aut albo nie potrafił przebić się przez częstochowski blok (3:2, 11:4). Jastrzębianie nie złożyli jednak broni. Pierwszy sygnał do walki dał Adam Nowik. To po jego zagrywce zespół odrobił trzy oczka, a kiedy w polu serwisowym stanął Benjamin Hardy goście wyrównali bilans punktów (15:15). Trener Panas chcąc ratować wynik wprowadził na boisko Fabiana Drzyzgę - ten manewr często zdawał egzamin. Tym razem się nie udało, bo jego ułańska fantazja została ostudzona przez spokój i doświadczenie śląskich rywali.
- Rozpoczęliśmy bardzo dobrze. Przewaga siedmiu punktów, jaką wypracowaliśmy powinna dać nam równowagę i zwycięstwo. Tymczasem zaczęliśmy popełniać głupie błędy i przegraliśmy - skwitował niefortunną sytuację Mljakow.
Drugą partię ponownie lepiej zaczęli gospodarze, którzy szczególnie imponowali grą na kontrze, a na pierwszą przerwę techniczną schodzili prowadząc 8:6. Po czasie goście odrobili straty, ale na krótko. Świetnie grał Zbyszek Bartman (widowiskowe ataki z szóstej strefy), znacznie lepiej niż jego brazylijski kolega po drugiej stronie siatki. Być może właśnie dlatego to zawodnicy Domexu, którzy w decydującej fazie seta odskoczyli przeciwnikom na pięć oczek (20:15) wygrali tę odsłonę i wyrównali stan meczu.
Trzeci i czwarty set miały bardzo podobny przebieg - najpierw prowadzenie gości, potem wyrównanie i zacięta walka punkt za punkt, a w końcówce przyśpieszenie Jastrzębia (brawo Hardy i Jurkiewicz), proste błędy gospodarzy i niepotrzebne nerwy pod siatką. - Rywale naciskali nas zagrywką, która dziś bardzo dobrze im siedziała. My z kolei w jednej chwili traciliśmy koncentrację i przestawaliśmy kontrolować sytuację na boisku - analizował bułgarski atakujący, który najbardziej żałował, że jego zespół nie potrafił wykorzystać braku Samiki w składzie rywali - To ich kluczowy zawodnik, który potrafi napsuć krwi. Jestem rozczarowany, bo byliśmy bardzo dobrze przygotowani mentalnie do tego spotkania - powiedział.
Rozczarowania, a raczej złości nie krył też Roberto Santilli. - To był nerwowy mecz - atmosfera na trybunach, zgrzyty pod siatką, sporo błędów popełnionych przez obydwa zespoły i innych, o których nie chcę nawet mówić - skomentował na gorąco włoski szkoleniowiec.
Znacznie cieplej wypowiedział się na temat postawy swojego rozgrywającego Nico Freriksa, który został nagrodzony statuetką dla MVP. - Pierwsze tempo było dziś jego mocną bronią. Od początku sezonu powtarzałem, że Nico to dobry rozgrywający. Z każdym meczem gra lepiej i mam nadzieję, że szczyt formy osiągnie na play offy.
- Miło jest dostać nagrodę MVP, ale mówiąc szczerze, bardziej cieszy mnie dobra gra zespołu. Dziś właściwie każdy z nas zasłużył na statuetkę dla najlepszego zawodnika - powiedział z kolei najbardziej wartościowy siatkarz pojedynku w Częstochowie. Powrót do listy