Vlado Petković: mam świadomość odpowiedzialności i presji
27-letni Vlado Petkovic po raz pierwszy w tym sezonie jest samodzielnie odpowiedzialny za rozegranie w zespole Serbii. W ub. roku w fazie interkontynentalnej Ligi Światowej był pierwszym rozgrywającym swojej reprezentacji, ale w Final Six LŚ rozegranym w Belgradzie, tak jak we wcześniejszych latach, był jedynie zmiennikiem Nikoli Grbicia.
PlusLiga: - To na twoich barkach spoczywa teraz prowadzenie gry reprezentacji Serbii…
Vlado Petkovic: - Na pewno mam świadomość odpowiedzialności i presji, jaka na mnie ciąży. Wiadomo, jak wybitnym i cenionym zawodnikiem jest Nicola. Jego umiejętności i doświadczenie są bezcenne, ale ja wolałbym się skupić na swojej grze i nie wypowiadać się na temat Nikoli, tym bardziej, kiedy nie ma go w drużynie.
- W ostatnich dwóch sezonach graliście w ścisłym finale LŚ. Liczycie na powtórzenie tego wyniku teraz w Cordobie?
- W poprzednich latach sytuacja była nieco inna. W zeszłym roku byliśmy gospodarzami turnieju w Belgradzie i mieliśmy zagwarantowany udział w Final Six. Z kolei dwa lata temu, w sezonie igrzysk olimpijskich w Pekinie, byliśmy naprawdę w świetnej formie i jechaliśmy do Rio de Janeiro z dużą pewnością siebie. W tym roku graliśmy w LŚ bez kilku czołowych zawodników. W tym składzie i tak pokusiliśmy się o rewelacyjny wynik - 9 zwycięstw i 3 porażki w silnej, zaciętej grupie. W niektórych spotkaniach graliśmy naprawdę piękną siatkówkę. Trener był zadowolony z naszej postawy, dlatego czujemy satysfakcję i jesteśmy pozytywnie nastawieni na Final Six w Cordobie.
- Niewiele jednak brakło, a nie pojechalibyście do Argentyny. Dwie porażki w końcówce fazy interkontynentalnej mogły was drogo kosztować, ale z pomocą przyszła Brazylia i Rosja pokonując waszych rywali do awansu z drugiego miejsca…
- To nie jest tak, że z niepokojem oczekiwaliśmy na wyniki naszych przeciwników. Ja nawet nie oglądałem w TV meczów Bułgaria-Brazylia. Nie planowaliśmy niczego konkretnego przed rozgrywkami LŚ. Zawsze wszystko jest w naszych rękach – tak było przed ostatnimi grupowymi meczami z Włochami i tak jest również teraz. Włosi byli na pewno bardzo zdeterminowani żeby nas pokonać i awansować do Final Six. To bardzo doświadczona drużyna. Oni chcą zostać w tym roku mistrzami świata, a wcześniej osiągnąć sukces w finale Ligi Światowej.
- W fazie interkontynentalnej przez długi czas byliście niepokonani i okrzyknięto wasz młody zespół rewelacją LŚ…
- Uważam, że faza grupowa była świetna w naszym wykonaniu. Pracowaliśmy bardzo intensywnie na zgrupowaniu przed LŚ. Zwykle jest tak, że ciężka i żmudna praca przynosi efekty i tak było właśnie z nami. Dobra gra i seria zwycięstw nie były przypadkowe. Myślę, że prezentowaliśmy się z dobrej strony, także jeśli chodzi o poziom i jakość gry. Pod koniec zmagań w fazie grupowej dały się nam we znaki męczące podróże. Z Chin wracaliśmy łącznie prawie 40 godzin, z wieloma przesiadkami i godzinami spędzonymi na lotniskach. Już w meczach z Francją u siebie, właśnie po tej podróży z Chin, graliśmy słabiej, bo byliśmy przemęczeni i niedotrenowani. Stąd też nasza słabsza postawa w spotkaniach z Włochami.
- Niezależnie od wyniku w Finale Six w Cordobie i tak najważniejszym turniejem w tym sezonie będą mistrzostwa świata we Włoszech…
- No właśnie. Co roku tak jest, że Liga Światowa to jedno, a później są takie imprezy, jak ME, IO, czy MŚ. My doskonale wiemy, co jest dla nas najważniejsze w tym sezonie. Na pewno nastawiamy się przede wszystkim na mundial i jesteśmy w stanie dojść przynajmniej do półfinału mistrzostw. Do turnieju we Włoszech zostało jednak jeszcze trochę czasu. Będziemy mieli po Final Six chwilę czasu na odpoczynek, a potem rozpoczniemy intensywne przygotowania do najważniejszej imprezy sezonu.
- Myślisz, że kilku doświadczonych zawodników, a w szczególności Nikola Grbić i Ivan Milijković, dołączą do waszej reprezentacji na MŚ?
- Nie mam pojęcia i to na pewno nie jest to pytanie do mnie. Mogę tylko powiedzieć, że doświadczeni zawodnicy zawsze przydadzą się w drużynie. Pozytywne jest jednak to, że w tak młodym składzie, bo byliśmy chyba najmłodszą drużyną LŚ, wypadliśmy tak dobrze i osiągnęliśmy taki rezultat. To świadczy o tym, że nasz zespół ma potencjał.
- W minionym sezonie występowałeś w koreańskim zespole VC Woori Capital. Jakie masz wspomnienia z tak egzotycznego miejsca? To chyba nie jest wymarzone miejsce do profesjonalnej gry w siatkówkę…
- Siatkówka w Korei różni się od tej z europejskich klubów. Tam wszystko jest inne – i system gry, i organizacja ligi, i ludzie. Była to jednak mimo wszystko udana przygoda dla mnie i nie żałuję, że zdecydowałem się na grę w tamtejszej lidze. Chciałem spróbować czegoś innego, a z drugiej strony wiedziałem, że nie jestem takim zawodnikiem, o którego będą usilnie zabiegały kluby włoskie, czy np. polskie. Wiele rozmawiałem na ten temat z moim menedżerem. To on załatwił dla mnie ofertę z Korei, musiałem szybko podjąć decyzję i tak właśnie zrobiłem. Najciężej tę całą sytuację i przeprowadzkę do Azji zniosła moja rodzina. Gram jednak zawodowo w siatkówkę i muszę być przyzwyczajony do częstej zmiany klubów i wyjazdów za granicę. To dla nas na porządku dziennym. Oczywiście nie zaprzeczę, że siatkówka w Korei była trochę dziwna – tam liczyła się właściwie tylko obrona. Ciężko było mi się przestawić na tego typu siatkówkę, ale poradziłem sobie. Nie byłem tam zresztą jedynym obcokrajowcem. W Korei grało kilku Kanadyjczyków i innych zawodników z różnych zakątków świata. To było dla mnie duże wyzwanie, tym bardziej, że występowałem w nowej i nieznanej drużynie. Zajęliśmy ostatecznie 5. miejsce w lidze. Sezon był dla nas bardzo trudny, ponieważ rywalizowaliśmy z bardziej doświadczonymi i silniejszymi kadrowo od siebie zespołami.
- Jak radziłeś sobie z tamtejszym językiem?
- Miałem do dyspozycji tłumacza, ale starałem się również nauczyć tych najpotrzebniejszych w życiu codziennym sformułowań. Korzystałem ze słownika, uczyłem się także za pośrednictwem Internetu. Jakoś sobie radziłem. Wiadomo, że najtrudniej było na samym początku. Z czasem rozumiałem coraz więcej rzeczy i prawdę mówiąc, chciałbym tam wrócić. Są na to jakieś szanse.
- Jak wygląda sprawa twojej przynależności klubowej na przyszły sezon?
- Jeszcze nie wiem, gdzie będę grał, ale chciałbym wrócić do Korei. Póki co, nie ma dla mnie żadnych konkretnych propozycji z lig europejskich. Jedynym wyjściem w tej sytuacji jest pozostanie w lidze koreańskiej.
- Miałeś jakąś ofertę z PlusLigi?
- Niby była, ale żadne konkrety. Wygląda na to, że większość klubów w Polsce zabiegała o zakontraktowanie Pawła Zagubnego i wokół jego osoby kręcił się cały rynek transferowy.