W Kielcach nie zabiegali o przyznanie walkowera
Tie-break sobotniego meczu Farta z Jastrzębskim. Trener Bernardi przeprowadza zmianę i na boisku jednocześnie pojawiają sie Gasparini, Yudin, Hardy i Divis. Błędu nie zauważa szkoleniowiec gospodarzy, nie widzą też sędziowie. Fart wygrywa inkasując dwa punkty, ale po dwóch dniach otrzymuje jeszcze jeden, gdyż wynik spotkania zostaje zmieniony na 3:0 dla ekipy z Kielc. – Mam mieszane uczucia co do tej sytuacji – skomentował tą decyzję trener Farta, Dariusz Daszkiewicz.
Jastrzębski Węgiel w Lidze Mistrzów awansował już do szóstki najlepszych zespołów Europy, ale w PlusLidze wciąż zawodzi. W ostatniej kolejce uległ na swoim parkiecie Fartowi Kielce w tie-breaku, ale już po dwóch dniach okazało się, że o punkcie wywalczonym w tym spotkaniu nie może być mowy. A wszystko przez jedną niefortunną zmianę w drużynie z Jastrzębia, która sprawiła, że na boisku w jednym momencie znalazło się czterech obcokrajowców, co jest niezgodne z regulaminem PlusLigi. Błędu nie zauważył trener, nie zauważyli też sędziowie, a sprawą zajęto się dopiero po zakończeniu spotkania. Błąd był, więc kara też musiała nastąpić i wynik meczu został zweryfikowany na 3:0 dla ekipy z Kielc.
- Mam mieszane uczucia co do tej sytuacji – skomentował tą decyzję trener Farta, Dariusz Daszkiewicz. - Nie robiliśmy nic w tym kierunku żeby tego walkowera zdobyć, nie pisaliśmy żadnego protestu. Mówiąc szczerze ten czwarty obcokrajowiec był na boisku tylko jedną akcję i jak dobrze pamiętam, to my tą akcję wygraliśmy. Z drugiej strony przepis jest taki a nie inny i musi być egzekwowany. Komisarz tego spotkania przekazał informację do PlusLigi, że coś takiego miało miejsce i walkower został nam przyznany – tłumaczył szkoleniowiec przyjezdnych, jednocześnie dodając: - Cieszymy się jednak z tego, że wygraliśmy na boisku, że nie było sytuacji, w której przegralibyśmy mecz w Jastrzębiu, a potem dostalibyśmy punkty przy zielonym stoliku. Mamy więc chociaż tą satysfakcję, że zwyciężyliśmy sportowo.
Fart zainkasował więc trzy punkty, które pozwoliły mu przesunąć się na siódmą pozycję w tabeli. Pozostaje jednak pytanie kto powienien kontrolować liczbę zagranicznych zawodników na boisku i ewentualne błędy wyłapywać na bieżąco w czasie spotkania. - Ta odpowiedzialność w tej chwili spada na sędziów – jest sędzia sekretarz, sędzia komisarz, drugi sędzia i oni niby za to odpowiadają, ale tak naprawdę myślę, że główna odpowiedzialność ciąży na nas, na trenerach. Być może nie na pierwszym szkoleniowcu, który zawsze w ferworze walki jest troszkę zaaferowany - szczególnie w takim przypadku jak w Jastrzębiu, gdzie poza PlusLigą gra się jeszcze Ligę Mistrzów, a tam nie ma limitu obcokrajowców na boisku. Myślę, że tą rolę powinien przejąć drugi trener lub statystyk i to oni powinni takie rzeczy wyłapywać – mówi Daszkiewicz, który sam jest w komfortowej sytuacji. - Ja w tej chwili mam sprawę prostą, ponieważ nie mam czwartego obcokrajowca w drużynie. Martin Sopko wrócił na Słowację, więc nie mamy tego problemu. Na pewno pierwszemu trenerowi nie jest łatwo to kontrolować, bo on jest skupiony na grze, na prowadzeniu meczu, więc łatwiej jest tym osobom, które siedzą na ławce rezerwowych, czyli drugi szkoleniowiec czy statystyk, który w hali w Jastrzębiu jest dosyć blisko. Podejrzewam, że scout jastrzębian się zorientował – może gdyby podszedł wcześniej, to tą sytuację można byłoby rozwiązać inaczej, a tak wszystko rozegrało się po meczu.
To już nie pierwsza taka sytuacja w tegorocznych rozgrywkach kiedy trener próbuje wprowadzić na boisko czwartego obcokrajowca. Wcześniej jednak ten błąd wyłapywali sędziowie. - Pamiętam, że podobna sytuacja miała miejsce gdy graliśmy w Jastrzębiu pierwszy mecz w tym sezonie. Trener Prielożny chciał dokonać podwójnej zmiany i najpierw wpuścić Yudina za Łomacza, ale sędzia cofnął tą zmianę i szkoleniowiec jastrzębian musiał wykonać ją odwrotnie – napierw wpuścić Pająka za Gaspariniego, a potem Yudina za Łomacza. Wtedy to zostało wyłapane, ale w sobotę niestety nie – wspomina Dariusz Daszkiewicz.