W Odincowie ogień tylko sztuczny
Nie sztuczne ognie czy fajerwerki. Nie ma się z czego cieszyć. – Mamy duży problem. Wiele problemów. Od dwóch lat nie możemy wygrać w żadnym turnieju. Może to ja przynoszę pecha? – pyta ironicznie libero rosyjskiego klubu i reprezentant Rosji – Aleksiej Wierbow.
Jego winą za kłopoty zespołu obarczyć nie można. Nieurodzaj uderzył w Odincowo dużo przed tym, jak najlepszy libero praskiego Final Four zasilił Iskrę. Było to w 2007. Wcześniej grał w Lokomotywie Biełgorod, i to w jego barwach w 2004 roku wygrał europejski klubowy czempionat. Tyle że z ławki. Na boisku piłek bronił wówczas Argentyńczyk – Pablo Meana. Nic dziwnego, że Wierbow, nie mogąc doczekać się „własnego” krążka, nie mógł ścierpieć porażki. Był już tak blisko celu i… I nic. Bo tyle mniej więcej znaczy dla przegranych ten krążek. - Moim zdaniem powinno się kończyć turniej tak jak w piłce nożnej – przegrani biorą brąz i jadą do domu. Po co walczyć? Nikt nie chce bić się o trzecie miejsce – mówił zawiedziony siatkarz. - Mieliśmy wielką szansę w tym sezonie. Moim zdaniem jesteśmy silniejszą drużyną niż Iraklis. Ale w półfinale mieliśmy tak wielkie problemy, że nie mogliśmy się pozbierać na mecz o trzecie miejsce. Trudno zapomnieć o takiej porażce i następnego dnia prawdziwie walczyć.
Kto widział mecz pocieszenia w prawdziwość tych słów mógłby wątpić. Spotkanie zacięte, pięciosetowe wcale nie sprawiało wrażenia meczu o pietruszkę. - To tylko tak wygląda, jakby nam zależało. Niektórzy owszem – chcieli zwyciężyć – ci, którzy jeszcze nie mają takiego medalu. Mnie ciężko było się zmotywować. Próbowałem, ale sam nie wiem jak grałem. Już jeden medal z takiej imprezy mam. Z tego krążka też się cieszę, ale wolałbym dostać go od razu po porażce w półfinale.
Spokojnie – proszę za szybko nie zniechęcać się do rosyjskiego libero. Jego brak waleczności ma swoje uzasadnienie. Całkiem nawet słuszne. - Gramy bardzo wiele spotkań w ciągu roku. Każdy ma jakieś kontuzje, problemy które nie dają mu spokoju. Tym trudniej jest zapomnieć o porażce dzień wcześniej i wyjść zmotywowanym na kolejny mecz.
Zwłaszcza jeśli doskwiera małe poczucie niesprawiedliwości. Skra Bełchatów, Copra Piacenza czy moskiewskie Dynamo - zdaniem siatkarza, te zespoły dużo bardziej zasługiwały na finał niż Grecy. - Biją ich na głowę – mówił otwarcie Wierbow. - One z pewnością są na wyższym poziomie, godnym finału LM. Całe to rozstawienie to chyba kwestia szczęścia. Play-offów dziwnie się poukładały. Przecież belgijskie, hiszpańskie czy portugalskie ekipy nie są tak silne.
Iskrze udało się przejść przez tzw. grupę śmierci. Dobrze znaną Polakom, ze Skrą Bełchatów w składzie. Właśnie z mistrzem Polski Iskra ponownie spotkała się w drugiej rundzie play-off. Z Polakami wygrali. Z Iraklisem nie. A tu czekają jeszcze kolejne spotkanie. Wcale nie mniej ważne. W przyszłym tygodniu Iskra spotka się w play-offach rosyjskiej ligi z Dynamem Moskwa.
Oba zespoły bez straty meczu wygrały swoją ćwierćfinałową rywalizację 2:0. Dotychczas, gdy mierzyły się ze sobą w rundzie zasadniczej, dwukrotnie lepsza była Iskra. Nie ma jednak mowy o jakiejkolwiek dominacji. - Dynamo to dla mnie jednym z najlepszych klubów na świecie – przyznaje Wierbow. –Mamy szansę, ale teraz ważne jest, żeby odzyskać siłę, także mentalną. Zapomnieć o porażce i spróbować wygrać mistrzostwo kraju.
Chciałoby się powiedzieć „wreszcie wygrać”. Iskra nie może przełamać passy niepowodzeń od 2002. O ile niepowodzeniem nazwiemy np. wicemistrzostwo kraju. Sęk jednak w tym, że jest i potencjał i duże szanse, a kropki nad i ciągle brakuje. W ciągu ostatnich siedmiu lat udało się temu klubowi wywalczyć co najwyżej brąz w jakimkolwiek turnieju.
Ostatni raz Iskra stawała na najwyższym stopniu podium w 2002 r., wznosząc w górę Puchar Rosji.