„W szkole chciałem wypisać się z siatkówki” - wywiad z Grzegorzem Pająkiem, cz. II
Wierzę, że już w pierwszym meczu zaprezentujemy się z dobrej strony i pokażemy wszystkim: Z tym Zawierciem wcale nie będzie Wam tak łatwo, bo będziecie musieli tutaj przyjechać i dać z siebie sto dziesięć procent. My z pewnością tyle damy i będziemy czekali na każde Wasze potknięcie, które wykorzystamy” - zapowiada Grzegorz Pająk. Aluron Virtu Warta w ramach historycznej inauguracji rozgrywek PlusLigi 30 września podejmie mistrza Polski - były klub nowego rozgrywającego Żółto-Zielonych.
Podobno… mogłoby nie być nie tylko Ciebie w Zawierciu, ale w ogóle wszystkich Twoich sukcesów siatkarskich. Zaczynałeś jako bramkarz i równie dobrze moglibyśmy się teraz spotkać w klubie piłkarskim. Co zadecydowało o tym, że postawiłeś na siatkówkę?
Grzegorz Pająk: Chyba mama, bo nie chciała mnie przepisać w szkole. (uśmiech) Chciałem się wypisać, kiedy mój trener siatkówki dowiedział się, że chodzę na ranny trening, potem idę do niego na zajęcia popołudniem, a po tym treningu jeszcze szybko biegłem na Stal i trenowałem przez półtorej godziny jako bramkarz. Wtedy nie dopuszczałem do siebie myśli, że będę musiał zrezygnować z piłki nożnej. Przez jakieś dwa tygodnie praktycznie błagałem mamę, żeby wypisała mnie z siatkówki, bo chcę trenować piłkę. A mama powiedziała, że nie będzie chodziła i robiła zamieszania u dyrektora. Skoro chciałem iść do klasy sportowej o profilu siatkarskim to po kilku tygodniach nie będzie wszystkiego odkręcała. Wtedy było to chyba trochę na siłę, ale jak już mi przeszło to po jakimś czasie zacząłem cieszyć się siatkówką - gdy już nauczyłem się w nią troszeczkę grać, czyli po około półtora roku.
Ale futbolem interesujesz się do dziś.
Tak, staram się interesować. Może nie śledzę wyników. Oczywiście kibicuję naszej reprezentacji oraz oglądam mecze regionalnych drużyn w miejscach, w których przebywam. Aktualnie jest to MRKS Czechowice-Dziedzice. Kiedy tylko mam czas to kolega się tym zajmuje w Czechowicach, więc tam sobie chodzę i patrzę jak chłopaki grają. Zawsze żartuję, że gdyby potrzebowali bramkarza to mogą dzwonić. A poza tym to jeśli chodzi o oglądanie piłki, robię to na poziomie Ligi Mistrzów, bo jak już oglądać, to naprawdę ciekawe widowiska.
A co z siatkówką plażową? Tu także odnosiłeś sukcesy, w tym na mistrzostwach Europy i mistrzostwach świata. Wygląda na to, że Grzegorz Pająk to człowiek o wielu talentach.
Dziękuję bardzo, choć chyba nie mnie to oceniać. Kilka osób mi już powiedziało, że byłbym zdolnym tenisistą - podczas obozu AWF. Ktoś inny sugerował, że mogę być dobry w lekkiej atletyce, w co nie bardzo jestem skłonny uwierzyć. Jeżeli chodzi o siatkówkę plażową to chyba taka moja miłość. Wtedy kiedy miałem się na nią decydować, w naszym kraju dopiero raczkowała. To byłby krok na niepewny grunt, więc się nie zdecydowałem. A zdecydował się mój kolega z klasy, z ławki i z pokoju - Grzesiu Fijałek i widać, że wyszło mu to na dobre. Aktualnie jedna z par Piotrek Kantor i Bartosz Łosiak jest najlepsza w Polsce. Naprawdę grają bardzo fajnie, wdrożyli trochę nowości - zróżnicowane, nietypowe wystawy bądź ataki z szybkiej piłki. Często wprowadzają rywali w błąd. A w moim przypadku? Na tym obecnym etapie rok po roku do tej pory miałem okazję grać w turniejach miast Śląska, organizowanych przez Śląski Związek Piłki Siatkowej. Zawsze bardzo dużo z tego czerpię, bo na parkiecie jako rozgrywającemu rzadko zdarza mi się atakować, a w plażówce dość często, dlatego bardzo lubię plażówkę i lubię w nią grać.
W ostatnich sezonach przyzwyczaiłeś się do wygrywania wszystkiego, co się da na krajowych parkietach. W nadchodzących rozgrywkach może być o to trudniej. Cel jest prosty - utrzymanie w PlusLidze. A każdy lepszy wynik będzie tylko na plus. Z drugiej strony gra bez presji może być Waszym atutem.
W tym sezonie chyba każdy będzie miał presję, bo widać, że kluby wykonały kawał dobrej roboty we wzmacnianiu się. Na dziś trudno jest wskazać drużynę, która będzie okupować ostatnie miejsce. Wydaje mi się, że to wszystko wyjdzie na zasadzie błędów popełnionych w okresie przygotowawczym bądź poprzez zbyt małą pracę włożoną w tej fazie przygotowań. I to będzie po chłopakach widać, że może nie do końca sumiennie przepracują okres przygotowawczy, a potem może im braknąć siły, zgrania lub ewentualnie motywacji. My jako beniaminek nie mamy może nic do stracenia, ale będziemy znajdować się w takiej specyficznej, w mojej opinii dość trudnej sytuacji. Zaczynamy od meczu z mistrzem Polski i stopniowo gramy z drużynami od najsilniejszych do najsłabszych. Mam nadzieję, że kibice na te punkty nie będą musieli długo czekać, ale może się tak zdarzyć, że dopiero po kilku kolejkach będziemy w stanie je zdobyć. I tutaj nasuwa się pytanie, czy po paru meczach z bardzo dobrymi przeciwnikami, w których szanse na zwycięstwo są mniejsze, zdołamy się pozbierać i w starciach z ekipami w naszym zasięgu faktycznie zdobyć te punkty. W takim położeniu będziemy musieli się odnaleźć. A z drugiej strony jak patrzę na zespół, który nam tutaj zarząd wraz ze szkoleniowcami zbudowali to muszę powiedzieć, że jestem niesamowicie spokojny. Mamy mieszankę fajnych młodych chłopaków, którzy wchodzą do ligi i będę chcieli pokazać się z jak najlepszej strony, żeby na tym najwyższym poziomie zostać, a także mamy zawodników bardzo ogranych na arenie międzynarodowej i w mocnych ligach europejskich. Takie połączenie może pozytywnie działać nawet w trudniejszych chwilach.
Na pierwszym domowym meczu z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle serce mocniej zabije?
Na pewno. Ale też dlatego, że będzie się chciało im pokazać. Na treningach z chłopakami oczywiście zdarzało się, że druga szóstka pokazywała pazur. Zarówno ja, jak i Grzegorz bardzo dobrze wiemy, że to zespół, z którym da się wygrać, nawiązać walkę. I wierzę, że z takim nastawieniem wyjdziemy na ten mecz. Jest to też pierwsze spotkanie, na dzień dobry przyjeżdża taka mocna drużyna. Nie będziemy mieli nic do stracenia. Mam tylko nadzieję, że trener powie, iż mamy wolną rękę na zagrywce, będziemy mogli w nich strzelać i ta zagrywka zaskoczy. A potem zobaczymy. Trzeba będzie swoje podbić, a każdy punkt podnieść zębami z parkietu, zapracować na niego. Jeśli wyjdziemy z takim nastawieniem, że musimy ten mecz wygrać - a wiadomo, że rywale nawet na pół metra nie oddadzą nam pola - to może być ciekawe widowisko. Liczę na to, że już wtedy zaprezentujemy się z bardzo dobrej strony i pokażemy wszystkim: „Z tym Zawierciem to wcale nie będzie Wam tak łatwo, bo będziecie musieli tutaj przyjechać i dać z siebie sto dziesięć procent. My z pewnością tyle damy i będziemy czekali na każdy Wasz słabszy moment, potknięcie, które wykorzystamy”. Jeżeli taki charakter i specyfikę swojej gry zbudujemy to myślę, że być może później będziemy rozmawiać nie tylko o utrzymaniu, a może - kto wie - przy odrobinie szczęścia i o zahaczeniu się o fazę play-off.
Rozmawiał Damian Juszczyk
Biuro Prasowe Aluronu Virtu Warty Zawiercie