Ważna próba beniaminka – Pozostaje przeprosić kibiców
Po sześciu meczach, w których niezmiennie demonstrowali walkę do ostatniej piłki, beniaminek PlusLigi Aluron Virtu Warta Zawiercie wbrew oczekiwaniom kibiców w słabym stylu poległ w Bydgoszczy 0:3. Z ust komentatorów telewizyjnych i fanów, w tym na portalach społecznościowych, pojawiło się wiele gorzkich słów krytyki. - Myślę, że w moich odczuciach nie odbiegam od reszty oglądających. Ta porażka zabolała. Pozostaje przeprosić kibiców. Szczególnie tych, którzy do Bydgoszczy pojechali. Poświęcili cały dzień i zaangażowali w doping wiele emocji – podkreśla Kryspin Baran, prezes zawierciańskiego klubu.
- Zdecydowanie zasłużyliśmy na falę krytyki, natomiast wolałbym, żeby traktować ją jako kopniaka do przodu niż podsumowanie naszej aktywności. Nie możemy zapominać, że drużyna pracuje razem już ponad trzy miesiące. Przez wcześniejszych sześć meczów byliśmy za zespołowość, hart ducha i waleczność wychwalani. W związku z tym wyzwoliliśmy pozytywne nastroje i emocje. Kiedy ich zabrakło, należy się kopniak za to, że zeszliśmy ze swojego poziomu. To zasłużona krytyka – przyznaje prezes Kryspin Baran.
Odpowiedzialność za porażkę bierze na siebie Emanuele Zanini, szkoleniowiec Żółto-Zielonych. - Przede wszystkim pragnę przeprosić kibiców – zarówno w imieniu własnym, jak i całej drużyny. Dotychczas fani byli naprawdę niesamowici, zapewniając nam wspaniałe wsparcie – i we własnej hali, i w meczach wyjazdowych. Moim zdaniem w niedzielę był to nasz czarny dzień. Nie może on jednak wymazać z pamięci wszystkiego, czego dokonaliśmy wcześniej. Z kolei jeśli chodzi o ostatnie spotkanie, nie wychodzisz na boisko według ligowej tabeli. Po obu stronach siatki stoją dwa zespoły i wygra ten, który w danym dniu będzie zasługiwał na zwycięstwo.
Sportowa złość
- Jest w nas sportowa złość. Jesteśmy z Grzegorzem najbardziej doświadczeni – może nie z racji wieku, ale każdy z nas był w takiej sytuacji. Sam miałem sezony, w których dwa-trzy mecze graliśmy w taki sposób i niestety tego typu spotkania się zdarzają. Jadąc do Bydgoszczy nie mówiliśmy sobie, że zagramy tak słabo. Na treningu czuliśmy się dobrze. Po prostu coś nie zaskoczyło, nie potrafiliśmy odpalić. Efekt był taki, że Łuczniczka wygrała z nami w taki, a nie inny sposób. Szkoda tylko, że nie potrafiliśmy podnieść głów, zjednoczyć się w naszej niemocy i spróbować to poprawić, bo żal tych punktów. Jest to przeciwnik jak najbardziej w naszym zasięgu i nie wyobrażam sobie, żeby w rewanżu wynik był podobny. Wręcz uważam, że powinniśmy wygrać w takim samym stosunku setów. Ta złość, mam nadzieję, pozostanie do starcia rewanżowego i wykorzystamy ją potem w podobny sposób – mówi Grzegorz Pająk, kapitan beniaminka, wraz z Grzegorzem Boćkiem i Michałem Żukiem stanowiący radę drużyny.
Mocno rozczarowany jest też wspomniany Grzegorz Bociek. - Jechaliśmy tam po bardzo ważne punkty, a wyszło odwrotnie. Myślę, że możemy mieć żal do siebie, bo tak jak w ostatnich meczach, tak samo teraz nie zagraliśmy dobrze. Nie powiem, że Bydgoszcz zaprezentowała się słabo, gdyż zagrali na naprawdę bardzo wysokim poziomie, ale sądzę, że to spotkanie było do wygrania. Wszystkim nam czegoś brakuje. Szukamy tego i nie możemy znaleźć… Trudno powiedzieć z czego to wynika, bo ciężko pracujemy, a jednak w meczach brakuje tych detali. Na rozruchu rano wyglądaliśmy naprawdę dobrze, a na parkiecie nie pokazaliśmy nic, nie ma co się oszukiwać.
„Szacun dla kibiców”
- Możemy tylko przeprosić za swoją grę, bo jest wielu sponsorów, którzy inwestują pieniądze w klub. Ściągnęli zawodników na wysokim poziomie, a mecze, które powinniśmy wygrywać, przegrywamy. Może trochę za bardzo chcieliśmy i za bardzo myśleliśmy o tym, jak ważne jest to starcie. Wychodząc na boisko nie robimy tego specjalnie, że przegrywamy 0:3. Chcemy jak najlepiej, ale wychodzi inaczej. Szacun dla kibiców, że jeżdżą i są z nami. My tak naprawdę możemy tylko przeprosić za naszą postawę, wziąć się za treningi i zrobić coś, żeby następnym razem wyglądało to lepiej – dodaje niedawny reprezentant Polski.
Niedzielna potyczka w Bydgoszczy była drugą wyjazdową w PlusLidze w historii beniaminka. I drugą, podczas której na wysokości zadania stanęli kibice Jurajskich Rycerzy, licznie prowadzący doping od pierwszej do ostatniej akcji.
- Gdyby nie oni, nie robilibyśmy tego, co robimy na takim poziomie. Dzięki nim to wszystko się dzieje i w ogóle jest popyt na siatkówkę. Ale dobry kibic zrozumie, będzie z nami i będzie nas wspierał, bo wie, że tak jak w życiu każdego człowieka, w każdej normalnej pracy zdarzają się takie dni, że chce się uciec. My akurat nie możemy sobie wziąć L4 i powiedzieć, że dzisiaj odpuścimy, a spróbujemy jutro. Mamy ustawiony dzień, godzinę i w tym konkretnym terminie wszystko musi wypalić. Wiadomo, że całe życie trenujemy po to, żeby być do tego przygotowanymi, ale człowiek jest piękny w tym, że nie jest maszyną i takie błędy mu się przytrafiają. Pytanie co z tym zrobi i jak na to odpowie – zaznacza Grzegorz Pająk.
- Bardzo dobrze, że za dwa dni mamy mecz – nieważne gdzie i z kim, bo to wszyscy wiemy. Ale mam nadzieję, że jeśli tak szybko rozegramy kolejne spotkanie, jeżeli zagramy dobrze to nikt nie będzie pamiętał o tym meczu z Bydgoszczy. Na tym się skupiamy. Za dużo możemy stracić opłakując ostatnie spotkanie, bo jeszcze wiele przed nami. Jeszcze wiele dobrego możemy tutaj uczynić, aby na koniec sezonu tego meczu nikt już nie pamiętał – uzupełnia rozgrywający.
Jeszcze nie czas na zmiany
W pomeczowych opiniach w internecie wielu fanów domagało się wręcz zmiany na stanowisku pierwszego trenera Aluronu Virtu Warty Zawiercie.
- Biorąc pod uwagę korzystne komentarze i nasze pozytywne wrażenia po wcześniejszych meczach, ta ewidentna wpadka, jednorazowe niepowodzenie nie jest jeszcze powodem do rozważań personalnych. Jestem zdeterminowany, żeby ten zespół w PlusLidze utrzymać i jest wiele środków, których można użyć, żeby tego dokonać. Kwestie personalne – czy to w sztabie, czy w drużynie są jednymi z nich, aczkolwiek uważam ten etap za przedwczesny – tonuje nastroje sternik klubu.
- Bolą jednocześnie niezasłużone komentarze jednego z ekspertów telewizyjnych, który nie był łaskaw rzetelnie przygotować się do transmisji. Nikomu, kto obejrzałby choć jeden z naszych wcześniejszych meczów słowa, że nie mamy zespołu, tylko zbiór nazwisk, nie przeszłyby przez gardło. Boli, że pada to publicznie i błotem obrzuca się pracę, którą wykonujemy – kontynuuje prezes plusligowego debiutanta.
Kapitan Jurajskich Rycerzy zdaje sobie sprawę z tego, iż różnice w tabeli są coraz większe. - Wiemy, że oczekiwania są duże i dobrze. Takie powinny być, bo jesteśmy porządnie zbudowanym zespołem, który powinien radzić sobie w takich meczach, ale także drużyną nową, której po poprzednich pięciu-sześciu udanych spotkaniach może przydarzyć się wpadka. Nie popadajmy w depresję, że kolejne spotkania będą wyglądać tak samo i będzie tak do końca roku. Wiemy, o co walczymy. I wiemy, że brak tych punktów utrudnił całą rywalizację.
Pierwsze potknięcie
Fanów Żółto-Zielonych pragnie uspokoić też trener Emanuele Zanini. - Oczywiście mam koncepcję, jak się z tym uporać. To pierwszy upadek na naszej ścieżce. Musimy znaleźć w sobie siłę, by się podnieść i kontynuować kroczenie wyznaczoną drogą, gdyż sezon jest długi. Czas na podsumowania przyjdzie po pierwszej części rozgrywek, na koniec roku. Musimy wykorzystać naszą siłę mentalną, by nadal wykonywać rozpoczętą pracę. Czas na wspólny wytężony wysiłek.