Wędki nad jeziorem
W rozgrywkach PlusLigi mamy przerwę. Niebawem zaczniemy emocjonować się rywalizacją w Pucharze Świata. Drugi trener AZS Politechniki Warszawskiej Jakub Bednaruk dokonuje podsumowania dotychczasowych rozgrywek.
PlusLiga: Zakończyła się siódma kolejka tegorocznego sezonu PlusLigi. Mecz z Asseco Resovią Rzeszów był dopiero trzecim meczem, w którym AZS Politechnika Warszawska zdobyła punkty. Jakby Pan podsumował dotychczasową postawę stołecznej drużyny?
Jakub Bednaruk: Na pewno z każdym meczem się rozkręcamy. Było kilka sytuacji, których żałujemy. Trzon naszego zespołu nie jest jeszcze specjalnie doświadczony – mam na myśli przyjmujących, a także młodego rozgrywającego. Końcówki przegrywalismy z powodu braku doświadczenia, cwaniactwa, wyrachowania i spokoju. Z biegiem czasu na pewno to przyjdzie i gra się poprawi. Mecz z Resovią był naprawdę piękny momentami. Oczywiście poza tymi setami, w których zawodnicy z Rzeszowa nas zbili do 17. Ale w pozostałych trzech setach, to była siatkówka na wysokim, światowym poziomie – wymiana cios za cios, niewielka ilość błędów, wiele ryzykownych zagrań. Mogę być dumny z moich zawodników. Na pewno w tym spotkaniu oddali serce i walczyli. Szkoda, że przegraliśmy. Kolejny mecz graliśmy u siebie i przegraliśmy 2:3. Wcześniej z PGE Skrą Bełchatów, choć akurat mistrzowie Polski, w piątym secie wyjaśnili nam, kto ten mecz powinien wygrać. Gramy jeszcze nierówno: wygrywamy jednego seta, kolejnego zaczynamy od stanu 0:5. W tie-breaku
z Bełchatowem weszliśmy na boisko po wygranym secie i znów przegrywaliśmy 3:8. To nam przeszkadza, ponieważ nie jesteśmy później w stanie dogonić przeciwnika. Poza tym w ostatnim meczu przed przerwą (z Asseco Resovią – przyp. red.) wielką różnicę czynił György Grozer. Przed meczem spodziewaliśmy się, że na tym zawodniku będzie koncentrowała się gra. Generalnie wszystko to, co chcieliśmy, co sobie założyliśmy przed tym spotkaniem, udało nam się zrealizować. Serwowaliśmy na Achrema, Lotmana. Ale jak na wysokiej piłce Grozer gra tak, że nie możemy tej piłki nawet dotknąć, to to właśnie jest ta różnica między naszymi drużynami. Stąd wynik był taki, a nie inny. Choć muszę przyznać, że wejście na parkiet Marko Bojića nas bardzo zaskoczyło. Nie spodziewałem się, że ten zawodnik może grać na takim poziomie, szczególnie w drugim secie.
- W tym meczu można było odnieść wrażenie, że to gra sam Grozer przeciwko AZS Politechnice Warszawskiej…
- Ależ oczywiście, że tak! Tego się spodziewaliśmy przed meczem. Zrobiliśmy wszystko, aby właśnie do tego doszło, żeby nikomu więcej nie można było rozgrywać. Oczywiście, każdy z graczy Resovii jest klasowym zawodnikiem, ale tą różnicę w tym meczu, robił właśnie Grözer. Przegraliśmy piątą partię do 13. W tym spotkaniu nasza zagrywka była tak dobra, że Resovia miała problem z przyjęciem, a jeżeli nie przyjmowali, to trudne piłki dostawał Grözer i tu pojawiał się problem.
- Z trzech meczów, w których Politechnika zdobyła punkty, dwa były z zespołami z wyższej części tabeli – PGE Skra Bełchatów i Asseco Resovia Rzeszów. Czy nie jest zatem tak, że na mecz z mocnymi zespołami zawodnicy wychodzą na boisko bez większego obciążenia, bez większej presji?
- Nie. Powiedzmy sobie szczerze, że trzy pierwsze kolejki graliśmy po prostu słabo. Z Olsztynem, Bydgoszczą – to były nasze słabe mecze, ale widać, że mamy możliwości. Bardzo dobrą zmianę dał Krzysiek Wierzbowski, który przed sezonem miał być rezerwowym, a naprawdę czapki z głów, bo Krzysiek gra na wysokim poziomie. Miał pomóc czasami, a teraz ciągnie całą grę. Poza tym Paweł Mikołajczak, który nie zagrał jeszcze całego sezonu w ekstraklasie. Mamy zespół taki nieopierzony. Poza Marcinem Nowakiem, który rozegrał miliony meczów i Grześkiem Szymańskim, który ma także duże doświadczenie (ale niestety ostatnio był chory), to mamy zawodników, którzy się jeszcze uczą. Na pewno ci, co tutaj grają, jak Mikołajczak, Żaliński, Wierzbowski, w innych klubach nie mieliby szansy tak wiele grać, jak u nas. Z różnych przyczyn taką szansę dostali, ale na pewno dobrze się wywiązują z nowej roli i jesteśmy z nich dumni. Oczywiście, chcielibyśmy wygrać wszystko, ale chcielibyśmy także, aby ten zespół walczył. Na początku sezonu, w meczach z Olsztynem
i Bydgoszczą, tej walki nie było, a teraz jest w każdym meczu. Przegraliśmy z ZAKSĄ, ale moment - tam każdy przegrywa i „dostaje baty”. My mieliśmy wynik 22:18 w trzecim secie i przegraliśmy seta przez własną głupotę. A co by się stało, gdybyśmy tę partię wygrali – niewiadomo. Zatem nie uważam, abyśmy się specjalnie sprężali tylko na tę „górkę”. Gramy, jak gramy. To, co potrafimy najlepiej. Widocznie reszta jest lepsza. Zawodnicy z ławki Rzeszowa są wyższej klasy czasami, niż zawodnicy z naszej pierwszej szóstki, ale my się nie boimy. Z podniesioną głową, z klatą wypiętą do przodu – bijemy się.
- A co sztab przygotowuje dla swojej drużyny na tę najbliższą, pięciotygodniową przerwę w rozgrywkach PlusLigi?
Od niedzieli jesteśmy na obozie pięciodniowym, ale jest to obóz taki rehabilitacyjno-relaksujący. Jest ośrodek w Wilkasach, od którego dostaliśmy zaproszenie. Przyjechaliśmy odpocząć, z wędkami, aby to nasze napięcie lekkie zeszło, choć w sumie wielkiego napięcia nie ma. Nikt nie wywiera na nas specjalnej presji. Mamy grać. Mamy zadowalać kibiców. Po meczach z Bydgoszczą, czy z Olsztynem, nasi sympatycy mogli wychodzić z hali lekko zawiedzeni, ale po spotkaniach ze Skrą czy Resovią, mogli wyjść i powiedzieć: kurcze, zespół młody, zespół walczący. Fajnie przychodzić na mecze, kupić bilet i miło spędzić wieczór. Szkoda, że przegraliśmy ostatnie mecze, bo naprawdę niewiele brakowało.
- Po przerwie spowodowanej Pucharem Świata, rozpoczniecie także zmagania w Challenge Cup. Czy już do tego przygotowujecie?
- Ja nie wybiegam tak daleko w przyszłość. To dopiero w grudniu. Mamy do tego czasu jeszcze prawie półtora miesiąca… Nie wiemy dokładnie, jak jeszcze do nich (do białoruskiego zespołu - Metallurg Zhlobin - przy. Red.) będziemy lecieć. Na razie Rzeszów nas bardzo przestraszył – miastem, dojazdem, warunkami, jakie tam panują. Na pewno szykujemy konserwy, bo z tego, co Rzeszów nam opowiadał, to bajki nie możemy się tam spodziewać. Ale jesteśmy zahartowani – w końcu jesteśmy akademickim zespołem, więc nie będzie jakiegoś większego problemu. Jednak naprawdę nie wybiegam tak daleko w przyszłość. Dla nas najważniejsze są teraz dwa ostatni mecze rundy. Potrzebujemy dwóch zwycięstw: i z Częstochową i z Gdańskiem, bo nie oszukujmy się – reszta nam ucieka. W play-offach my musimy grać, bo trzeba grać w play-offach. W tym roku coś mi mówi jednak, że na pewno jedna niespodzianka będzie. Nie będzie tak, że pierwsze cztery zespoły z tabeli spotkają się w półfinałach.
- Czy oprócz obozu kondycyjnego, szykujecie jeszcze jakieś sparingi?
- Mamy w planie dwa turnieje w Kroście i pod Poznaniem, ale na razie to chcemy odetchnąć. Wędki nad jeziorem. Pogoda dopisze i będzie pełen relaks. Może raz dziennie siłownia, ale generalnie chodzi nam o to, aby kilku chłopaków podleczyło lekkie urazy, kilku mocno potrenowało, bo ma pewne braki. Chcemy pobyć we wspólnym gronie. My lubimy spędzać ze sobą czas. Jesteśmy zespołem, który w tym roku trzyma się zawsze razem. Może nie jest tak bajecznie, jak ja bym to sobie wyobrażał, ale to są moje stare czasy jeszcze… Widać, że się chłopaki lubią. Lubią ze sobą grać.W czasie meczów każdy gra nie tylko dla siebie, ale także przede wszystkim dla drużyny. I to mnie cieszy.
- Patrick Steuerwald i Ardo Kreek pojechali jednak na zgrupowania swoich reprezentacji, ponieważ będą walczyć w prekwalifikacjach olimpijskich.
Tak. Oni już są na zgrupowaniach kadry. Vid Jakopin został z nami. On musi potrenować, bo on musi nam pomóc, a na razie po prostu czekamy na niego. Są momenty, kiedy potrzebujemy jego wsparcia, a tego nam brakuje.