Wielcy siatkarze przechodzą do historii
XXX Igrzyska Olimpijskie już za nami. Swoje karty w tworzeniu siatkarskiej historii zamknęli w Londynie wybitni siatkarze - Giba, Ricardo, Sergio, Papi i Tietiuchin, którzy postanowili zakończyć reprezentacyjną karierę.
Najstarszy w tym gronie Samuele Papi (39 lat) czterokrotnie brał udział w turnieju olimpijskim i cztery razy wracał do domu z medalem - z Sydney i Londynu przywiózł brąz, z Atlanty i Aten srebro. Na igrzyskach w Pekinie, ze względów zdrowotnych nie zagrał (miał wtedy przerwę w reprezentacyjnej karierze) i jego koledzy przyjechali z niczym. Powołanie od Mauro Berruto, który przejął kadrę po Anastasim, dostał niespodziewanie ale w pełni zasłużenie - rozegrał świetny sezon w Piacenzy, a żeby dorównać sprawnością fizyczną młodszym kolegom zrzucił kilka kilogramów i, mimo zaawansowanego jak na siatkarza wieku na treningach wylewał hektolitry potu. Opłaciło się. Karierę zakończył dokładnie tak, jak sobie wymarzył - na podium olimpijskim. - Rok temu nawet nie śniłem o wyjeździe na igrzyska. Potem zadzwonił Berruto i wyjaśnił mi w jaki celu potrzebuje mnie w swoim zespole. Odpowiedziałem, że zrobię wszystko by jeszcze raz w życiu zagrać na olimpiadzie - wyznał Papi, który zadedykował medalową zdobycz niedawno zmarłemu przyjacielowi Vigorovi Bovolencie. - Był z nami przez cały czas - powiedział prezentując na podium w Londynie koszulkę z numerem 16.
Pytany o plany zawodowe na przyszłość, z uśmiecham na twarzy stwierdził. - Może za rok spotkamy się w po tej samem stronie "strefy mieszanej” i to ja wystąpię w roli komentatora.
Pragnień nie zrealizowali jego odwieczni rywale z boiska, na co dzień brazylijscy przyjaciele - Giba, Ricardo i Sergio. Oni do Londynu pojechali po złoto, wrócili ze srebrnym krążkiem. Dla innych szczyt marzeń, dla nich tylko srebro. Skonfliktowany z Bernardo Rezende rozgrywający Ricardo, by znów zagrać z Canarinhos zakopał topór wojenny, zapomniał o pretensjach i wzajemnych żalach. Ale nie zdołał powrócić do dawnej świetności. W Londynie pełnił rolę zmiennika Bruno, pojawiał się na boisku incydentalnie. Giba kilka miesięcy przed IO poddał się operacji kolana i także nie zdążył wrócił do optymalnej dyspozycji. Mimo to Rezende zabrał go do Londynu. Nie mógł pozwolić by ikona światowej siatkówki zakończyła swą przygodę z wielkim sportem w cieniu, poza blaskiem fleszy, które przecież od zawsze kochał. Przez ostatnich 20 lat Giba był z kadrą non stop i walnie przyczynił się do stworzenia niemal mitycznej potęgi Brazylii. Dziś odchodzi niepocieszony. Ale sportowo spełniony. - Jestem szczęśliwy, że przez tyle lat byłem częścią tej wyjątkowej grupy, pracowałem ze świetnym szkoleniowcem. Ale jest mi przykro, że dzieje się to wtedy, gdy polała się na nas fala krytyki, gdy dziennikarze wieszczą nasz upadek. Jaki upadek? Skoro w ciągu ostatnich ciągle byliśmy w czołówce - podsumował.
On sam zdobył trzy olimpijskie medale - złoto w Atenach, srebro w Pekinie i Londynie. Podobnie jego bliski przyjaciel Sergio, jeden z najlepszych w historii siatkówki libero. - Na pewno pozostanę w sporcie. Kiedyś żartowaliśmy z Bernardo Rezende, że zastąpię go w roli selekcjonera kadry. Może i byłbym dobrym szkoleniowcem, ale to chyba nie dla mnie. Wierzę, że z moim doświadczeniem będę mógł pomóc reprezentacji także spoza boiska - oznajmił Giba.
Najszczęśliwszy spośród "weteranów” wrócił do domu Siergiej Tietiuchin, złoty medalista IO w Londynie. 36-letni przyjmujący znalazł się tym samym w ekskluzywnym gronie czterokrotnych medalistów olimpijskich - srebro z 2000 r., brąz z 2004 i 2008, złoto z 2012. W Londynie był prawdziwym liderem Sbornej i jej solidną opoką. W trudnych chwilach brał odpowiedzialność na siebie, kończył niewiarygodnie trudne piłki. Początkowo, podobnie jak Papi w Italii, miał pełnić w drużynie rolę "strażaka”, ale szybko okazało się, że jest w stanie dokonać znacznie więcej. - Grałem pięć razy na igrzyskach. Cztery razy mieliśmy zespół, który mógł wygrać turniej. Wreszcie się udało. I pomyśleć, że mogło mnie tu nie być….chciałem przecież rozstać się z kadrą wcześniej. Teraz już spokojnie mogę to zrobić - skomentował szczęśliwy Tietiuchin.