Wielkie emocje w Kędzierzynie. Skra lepsza od ZAKSY
ZAKSA Kędzierzyn-Koźle przegrała z PGE Skrą Bełchatów 2:3 (25:22, 25:19, 21:25, 14:25, 8:15) w zaległym spotkaniu 13. kolejki. MVP meczu Mariusz Wlazły.
W drugiej partii kontuzji doznał rozgrywający gospodarzy Paweł Zagumny i musiał opuścić parkiet. Jego uraz nie wydaje się jednak ciężki, gdyż w tie-breaku reprezentant Polski wrócił na ławkę rezerwowych.
Pierwsze minuty meczu należały do Skry. Przy zagrywkach Miguela Falaski goście zdobyli pięć punktów z rzędu. Siatkarze ZAKSY nie potrafili skończyć akcji, a rywale w kontrach byli bezlitośni. Pierwszy punkt dla kędzierzynian zdobył Jakub Jarosz. Po chwili dwukrotnie pomylił się Mariusz Wlazły. Błąd w ataku popełnił też Bartosz Kurek i Skra swoją przewagę roztrwoniła. Gdy po pierwszej przerwie technicznej Stephane Antiga został zablokowany, a Kurek ponownie posłał piłkę w aut, to ZAKSA wyszła na prowadzenie 9:8. Goście odzyskali prowadzenie po kilku minutach, gdy na potrójny blok nadział się Tine Urnaut. Wymiana ciosów trwała do stanu po 20. W końcówce serwisy zepsuli Daniel Pliński i Falaska. Po drugiej stronie siatki dwa razy punktował Jurij Gładyr. W ostatniej akcji miejscowi podbili atak ze środka Karola Kłosa, a kontrę wykorzystał Michał Ruciak.
Drugi set zakończył się jeszcze wyraźniejszą wygraną ZAKSY. Po akcjach Urnauta i Ruciaka miejscowi odskoczyli na trzy oczka. Choć przy stanie 12:9 z boiska został zniesiony Paweł Zagumny, to kędzierzynianie nie zwalniali tempa. Rozgrywający reprezentacji Polski upadł nieszczęśliwie i podkręcił staw skokowy. Pod koniec meczu wrócił na ławkę rezerwowych, ale na boisku już się nie pojawił.
- To jest sport i trzeba się liczyć z takimi sytuacjami. Mam nadzieję, że to nic poważnego i Paweł szybko wróci do dyspozycji, że będzie mógł z nami trenować i wystąpić w kolejnym meczu – powiedział Krzysztof Stelmach, szkoleniowiec ZAKSY.
Od tego momentu grą gospodarzy kierował Grzegorz Pilarz, który sam niedawno wrócił do treningów, po dwumiesięcznej przerwie spowodowanej kontuzją ręki.
Podopieczni Krzysztofa Stelmacha nadal przeważali. Po kolejnych punktowych blokach zwiększyli prowadzenie do pięciu punktów (20:15). Takiej przewagi nie mogli już zmarnować.
- To był dla nas trzeci ciężki mecz w przeciągu kilku dni i na pewno dało to już znać o sobie. Przed dwie partie ZAKSA grała świetnie. Błędy, które popełnialiśmy były wynikiem ich dobrej gry. Później nie mieliśmy już nic do stracenia i postawiliśmy wszystko na jedną kartę – przyznał Mariusz Wlazły, atakujący Skry Bełchatów.
W trzeciej odsłonie wyrównana walka trwała tylko do pierwszej przerwy technicznej. Później role odwróciły się. To mistrzowie Polski imponowali grą w obronie i niezwykłą skutecznością w ataku. Siatkarze z Kędzierzyna-Koźla mieli ogromne problemy ze skończeniem swoich akcji. Nie pomagały czasy brane przez trenera Stelmacha i roszady w składzie. Gracze ZAKSY nie potrafili kończyć nawet ataków bez bloku.
- Im dalej w mecz, tym nasz serwis był słabszy. Popełnialiśmy coraz więcej błędów. Zagrywka była albo psuta, albo tak łatwa, że rywale atakowali na pojedynczym bloku. My natomiast nie mieliśmy z czego zdobywać punktów – stwierdził Michał Ruciak, kapitan ZAKSY.
W kolejnej partii komplet kibiców w hali „Azoty” mógł podziwiać grę tylko jednej drużyny. Zawodnicy z Bełchatowa grali jak w transie. Nie było dla nich straconych piłek, a w ataku nie do zatrzymania byli Wlazły i Kurek. ZAKSA nie miała sposobu na powstrzymanie rywali, którzy momentalnie uzyskali ogromną przewagę i łatwo doprowadzili do tie-breaku.
Skra utrzymała wysoką dyspozycję również w decydującym secie. Po blokach na Ruciaku i Jaroszu było już 7:3 dla bełchatowian. Miejscowi zbliżyli się na dwa punkty, ale potężne zbicia Wlazłego i jego dwa asy serwisowe w końcówce przesądziły o losach tego spotkania.
- Spodziewaliśmy się trudnego meczu. Z Kędzierzynem zawsze ciężko nam się gra. Myślę, że jest dużo szczęścia w tym, że zdobyliśmy dwa punkty. Nie bez znaczenia była tu kontuzja Pawła. To nie chodzi o to, że Grzegorz Pilarz nie mógł udźwignąć ciężaru rozegrania, ale gospodarzom zabrakło takiego lidera mentalnego – powiedział Jacek Nawrocki, trener mistrzów Polski.