Wilk syty i owca cała
Długi, bo pięciosetowy. Brzydki, bo obfity w proste, niewymuszone błędy. Ciekawy, bo waleczny. Zaskakujący, bo przy słabej grze Politechnika urwała punkt liderowi rozgrywek – PGE Skrze Bełchatów.
- Mogło być o wiele lepiej – stwierdza po sobotnim spotkaniu Karol Kłos, środkowy AZS Politechniki Warszawskiej. - Sporo popsutych zagrywek, kilka niepotrzebnych błędów. Cały zespół miał ich niemało, ale wynikało to z bardzo dobrej zagrywki Skry. Mocnej i celnej. Szczerze mówiąc, zastanawiamy się, jak przy tak słabej naszej grze ugraliśmy te dwa sety. Potrafimy grać o wiele lepiej, a tu wiele rzeczy nam nie wychodziło. Właściwie to nie wiem czy się cieszyć, czy płakać. Na pewno jest niedosyt bo było blisko, ale cieszymy się chociażby z tego jednego punkciku.
Bełchatów powodu do smutku nie ma. Osiągnął cel – przed play-offami jest pierwszy i nic już tego nie zmieni. Jak opowiada Daniel Pliński, nawet słaby styl nie przejmuje mistrzów Polski. - Najważniejsze że wygraliśmy. Nie zawsze gra się ładnie. Było dużo walki w tym meczu, a to jest chyba najważniejsze.
Środkowy Skry przyznaje, że w głowach siedzi zawodnikom jeszcze ostatnie, tak ważne spotkanie Ligi Mistrzów z Dynamem. - Po takim meczu jak w środę z Moskwą jest bardzo ciężko się skoncentrować. Myślami byliśmy ciągle przy tamtym spotkaniu. Oczywiście to już za nami, ale ciężko wyrzucić takie spotkanie z głowy z dnia na dzień.
Bo dla lidera polskiej siatkarskiej ekstraklasy zawsze liczy się tylko zwycięstwo – z każdym i we wszystkim. - W takim klubie jak Skra wszystkie rozgrywki są bardzo ważne. Cel jest taki, żeby wszystko wygrać. Dlatego każdy mecz jest istotny i trzeba się odpowiednio mobilizować – opowiada młody atakujący Jakub Jarosz.
Kuba jest zmiennikiem pierwszego atakującego – Mariusza Wlazłego. To właśnie jego zastąpił w sobotnim meczu z warszawiakami.- Sporo było prostych błędów. Szczególnie w ataku. Ale naszym atutem były świetne ataki Kuby Jarosza – stwierdził Pliński.
- Jestem zadowolony z tego spotkania – przyznaje sam Jarosz. - Zawsze byłem takim zawodnikiem, że jak już jestem na boisku to staram się dać z siebie wszystko. To widać – jestem dosyć impulsywny. Czułem, że dziś byłem mocy w ataku. Chłopaki zaufali mi. Zawsze, kiedy pojawiały się problemy ze skończeniem akcji, piłka szła do mnie.
Czyli zupełnie inaczej niż w poprzednim starciu obu zespołów, kiedy poziom gry młodego atakującego zupełnie odstawał od reszty zawodników mistrza Polski. Jednak Radosław Rybak przyznaje – to był zupełnie inny mecz. - Jak każdy. Ale rzeczywiście w spotkaniu u nas Skra wyszła podstawową szóstką. Tutaj nie chcieli wytaczać wszystkich swoich armat, a wygrać minimalnym kosztem sił. To normalne – w końcu nie mają się czego obawiać. My w zasadzie też. Dlatego gra była bardziej wyrównana.
Skra oszczędziła swoją najgroźniejszą armatę. Na boisku przez całe spotkanie nie pojawił się Mariusz Wlazły. Raptem kilka piłek odbił Stephane Antiga. Całe mecz rozegrał za to Daniel Pliński. I wcale nie narzekał. - Po pierwsze kocham ten sport. Po drugie płacą mi za to. Po trzecie uwielbiam grać. Wole być na boisku niż stać w kwadracie. Tak wypoczywa się tylko teoretycznie. W praktyce człowiek się bardziej męczy tam, niż na boisku.
A pomęczyć się siatkarze muszą jeszcze w ostatnim meczu fazy zasadniczej. Czeka ich spotkanie z Jastrzębskim Węglem. Zawodnicy trenera Santilliego tanio skóry nie sprzedadzą. Przynajmniej tak możemy wnioskować po ostatniej wygranej 3:2 z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle, a kilka dni wcześniej – wyeliminowaniu z Challenge Cup Sisleya Treviso. Zanim dojdzie do ligowego spotkania – 25. lutego runda rewanżowa PP. Oba mecze w Jastrzębiu.