Winnik: bez leżenia brzuchem do góry
Dla siatkarzy wakacje nie oznaczają biernego wypoczynku. Wypoczynek jest, ale z reguły w formie aktywnej. Atakujący Indykpolu AZS UWM Olsztyn, Wojciech Winnik opowiada o czasie wolnym od siatkówki i podtrzymywaniu formy w okresie wakacyjnym.
PlusLiga: Od zakończenia sezonu 2009/10 do wznowienia treningów minęły ponad trzy miesiące. Czy faktycznie przez ten czas nie mieliście żadnych obowiązków klubowych?
Wojciech Winnik: Mieliśmy obowiązki. Trenowaliśmy do końca czerwca w cyklu cztery treningi w tygodniu. Fakt, że nie były to jakoś bardzo intensywne zajęcia, ale były to ćwiczenia na podtrzymywanie formy. Chodziło oto, żeby przez ten okres trzech miesięcy nie zapuścić za dużo kilogramów, za dużo tkanki tłuszczowej i tak by organizm później, po wznowieniu treningów nie przeżywał kolejnego szoku. No i to się udało. Widzę po sobie i po kolegach, którzy byli w zeszłym sezonie i są w obecnym, że ten pierwszy okres dużo łatwiej nam przychodzi. Nasze organizmy dużo lepiej reagują. Do końca czerwca trenowaliśmy a później mieliśmy przeszło miesiąc wolnego. Każdy wypoczywał, ale w większości, z tego co rozmawiałem z kolegami, to każdy aktywnie spędzał ten czas. Rzadko kto pozwolił sobie na pięć tygodni leżenia brzuchem do góry.
- Czyli w czasie wakacji macie zalecenia, by jakoś szczególnie dbać o formę?
- Tak to nawet nie zalecenia. Świadomość każdego z nas jest na tyle duża, że zdaje sobie sprawę z tego, iż ruch jest dla nas wskazany. Jeżeli przez pięć tygodni nie robilibyśmy nic, to później wejście w stosunkowo ciężki trening, jaki mamy w tym pierwszym okresie, groziłoby urazami. Dlatego z każdym kolejnym sezonem zdajemy sobie coraz większą sprawę z tego, jak ważny jest ruch w okresie wakacyjnym. Tak naprawdę przygotowanie do sezonu to nie tylko ten czas, w którym teraz trenujemy, ale to, co go poprzedza, czyli właśnie aktywny ruch w czasie wakacji.
- Zdarza Ci się, mając trochę czasu wolnego grać w siatkówkę tak prywatnie np. ze znajomymi?
- Sam się nie wyrywam do tego. Wszyscy jednak wiedzą, że jestem związany ze sportem. Gdy pojawiam się w rodzinnych stronach, czy gdy gdzieś pojadę ze znajomymi na plażę w okresie wakacyjnym, każdy chce jednak poodbijać, porywalizować, pograć. Dla każdego jest to ciekawe doznanie, stąd jestem jakby „przymuszony” i z tą piłką jestem na co dzień, że tak powiem, nie mogę się z nią rozstać.
- Ale chyba nie podchodzisz do tego sceptycznie?
- Nie, nie. Gram w siatkówkę, to jest mój zawód. Nie robię tego jednak wyłącznie ze względów zarobkowych. Jest to dla mnie ogromna przyjemność. Cieszę, że robię coś co bardzo lubię, co sprawia mi dużą frajdę i dużą radość...
- Na tym etapie przygotowań z Twoją formą fizyczną wszystko w porządku?
- Odpukać tak. W zeszłym sezonie dużo trudniej było mi się zaadoptować do tego rodzaju treningu, który jest dozowany przez nasz sztab szkoleniowy. Teraz jestem tu już drugi sezon i jest dużo łatwiej, lepiej się czuję. Najważniejsze, że nie mam żadnych kontuzji i urazów. Przez okres wakacji wyleczyłem się do końca i mam nadzieję że tak zostanie na kolejne miesiące sezonu.
- Rok temu byłeś jednym z zawodników, którzy rozpoczynali grę w olsztyńskim klubie. Pamiętasz jakie emocje towarzyszyły pierwszemu przyjściu na trening do hali Urania?
- Tak pamiętam, bo jest to dla zawodnika niezapomniane. Wchodzi się tu do Uranii. Może hala nie jest jakimś cudem technologicznym, jak na dzisiejsze czasy, ale tu jest ten klimat. Tutaj czuć tą siatkówkę. Olsztyńska drużyna odnosiła dużo sukcesów. To wielkie emocje, wielkie wyzwanie dla zawodnika. Jeśli przychodzi się do klubu z wielkimi tradycjami, nie jest ważne, w jakim jest on miejscu, czasie i czy walczy o medale mistrzostw Polski, czy o utrzymanie. Wielki klub, wielka nazwa zobowiązuje, a takim jest właśnie AZS Olsztyn.