Witold Roman: teraz jest inna siatkarska rzeczywistość
W tym roku Profesjonalna Ligi Piłki Siatkowej S.A. obchodzi jubileusz piętnastolecia. – To niby niewiele, ale od początku rozgrywek tak naprawdę to cała epoka – ocenia były reprezentant Polski Witold Roman, członek Prezydium Zarządu Polskiego Związku Piłki Siatkowej.
plusliga.pl: Zagrał Pan w Radzyminie w meczu Stolarka Wołomin - Mostostal Azoty Kędzierzyn-Koźle, który we wrześniu 2000 roku zapoczątkował sportową historię Profesjonalnej Ligi Piłki Siatkowej S.A. Jak Pan wspomina tamto spotkanie?
Witold Roman: Cóż, myślę, że sama hala w Radzyminie, mogłaby u dzisiejszych kibiców siatkówki wywoływać uśmiech. Był to bardzo mały obiekt, który po dostawieniu trybun mógł pomieścić około 800 osób. Grało się generalnie dużo trudniej. To były początki ligi, co było widać w każdym elemencie. Fundusze, stroje, transport – wszystko było z innej epoki. Zmieniło się bardzo dużo. Teraz zawodnicy mają bardzo obfity sezon reprezentacyjny i gdybyśmy dołożyli im jeszcze tak napięty sezon klubowy jak nasz, myślę, że niewielu byłoby w stanie wytrzymać trudy całorocznego grania. Należy się cieszyć, że wtedy to się udawało. Nie można też mówić o finansach, bo ich tak naprawdę nie było. Tak samo różniło się zabezpieczenie zawodników, w tym także zabezpieczenie medyczne. To jest niby piętnaście lat, ale tak naprawdę to jest cała epoka.
- Jak wyglądało przygotowanie fizyczne? Teraz są całe sztaby trenerskie, nowoczesny sprzęt, a jak wyglądała sytuacja u progu 21 wieku?
- Mieliśmy siłownie i ćwiczyliśmy na dostępnych tam sprzętach. Nikt nie zastanawiał się czy dźwignie są za krótkie, czy atlas jest taki czy inny, czy można wykonać pełen ruch. Nie było też udogodnień związanych z prewencją, a więc żadnych ćwiczeń zabezpieczających przed kontuzjami. Zawodnicy tak długo jak byli zdrowi i reprezentowali jakiś poziom, tak długo byli potrzebni. Dzisiaj takie zabezpieczenie jest. Są całe zespoły ludzkie, które wyspecjalizowały się w tym, żeby chronić graczy przed kontuzjami i przygotowywać ich jak najlepiej. Teraz w niektórych zespołach, są specjalne ekipy od przygotowania technicznego, specjalni trenerzy, którzy uzdalniają zawodników do grania cały czas na wysokim poziomie nie tylko w lidze, ale też w pucharach europejskich.
- Ile spotkań w sezonie, na początku PLPS rozgrywały kluby?
- Zależy kiedy. Pamiętajmy, że przed powstaniem PLPS zdarzały się takie sezony, gdzie grało się w sobotę i w niedzielę. Graliśmy w sobotę wieczorem, a o 12 popołudniu w niedzielę zaplanowane było już kolejne spotkanie. Były różne koncepcje, jak organizować przejazdy. Czasami po prostu wsiadaliśmy w autobus i ruszaliśmy w drogę, ale czasami było tak, że graliśmy oba mecze u siebie. Czasu na odpoczynek było naprawdę bardzo mało. Dlatego też kilka lat temu kariery zawodnicze trwały dużo krócej. Dzisiaj zawodnik 35-letni, tak bardzo nie dziwi, a 15 lat temu, uznawany był za ewenement i każdy zastanawiał się, jak on daje jeszcze radę.
- Aktualnie PlusLiga liczy czternaście klubów z perspektywą przyszłych rozszerzeń. Wcześniej drużyn było mniej, ale jak słyszę, kalendarz był równie napięty…
- Klubów było dziesięć, więc dużo mniej. Mniej drużyn grało też w pucharach europejskich. Ale to też było spore obciążenie dla zawodników. Telewizja pojawiała się sporadycznie, więc inne było też zainteresowanie rozgrywkami. Pamiętam czasy, kiedy przygotowanie do mistrzostw Europy trwało dwa miesiące, w ciągu których grało się trzy czy cztery sparingi. Nie tak jak teraz, że całe przygotowania trwają może 10 dni, bo w międzyczasie jest jeszcze Liga Światowa, Puchar Świata, Liga Europejska i co chwilę coś się dzieje. Prawda jest taka, że Polska jest w tej chwili eldorado, jeśli chodzi o siatkówkę i to chyba rozumieją wszyscy. Jednak czasem ma się wrażenie, że ten fakt jest bardziej znany w świecie niż tutaj.
- Czy przyszło Panu wtedy do głowy, że mecz ligowy będzie kiedyś oglądało ponad 10 tysięcy widzów?
- Nie mogło mi to przyjść do głowy, bo nie było wtedy tak licznych hal. Nikt nie myślał o tym, że mecz ligowy może się odbyć w Spodku, bo to był jedyny tak pojemny obiekt. To były kompletnie różne rzeczywistości.
- Można więc powiedzieć, że obecną siatkówkę od tej sprzed piętnastu lat dzieli milowy krok, prawda?
- To prawda, dzieli je przepaść. Wszystko, co zrobiono wokół ligi jest wspaniałe i przysłużyło się rozwojowi siatkówki. Doprowadziło to do tego, że polska ekstraklasa jest teraz czymś wielkim i kompletnie różnym od tego, co było kiedyś.