Włodzimierz Sadalski: Umiemy grać w siatkówkę i mamy prawdziwą drużynę
- Uważam że w finale nikt nikogo nie zaskoczy, bo obie drużyny znają się doskonale. Naprawdę zdecyduje dyspozycja dnia - mówi przed meczem o złoto igrzysk w Paryżu Włodzimierz Sadalski, mistrz olimpijski z Montrealu.
W czwartym secie Polska przegrywała ze Stanami Zjednoczonymi czterema punktami. Wierzył pan, że losy meczu mogą się jeszcze odwrócić?
Teraz wszyscy są mądrzy i mówią, że wierzyli, że byli pewni wygranej. Ja widziałem, że było bardzo źle... Powiedziałem wtedy, że jak wygramy czwartego seta, to wygramy też cały mecz.
Co spowodowało taką odmianę w grze reprezentacji Polski.
Było milion czynników... Ale przede wszystkim chłopaki zaczęli bronić. Wyciągali nieprawdopodobne piłki, takie jak wcześniej Amerykanie po naszych atakach. Poza tym to są Polacy, którzy mają fantazję i to też pomogło. To był przepiękny i rewelacyjny mecz.
Czego brakowało w drugim i trzecim secie?
Przede wszystkim Amerykanie bardzo dobrze grali, nie potrafiliśmy znaleźć na nich sposobu. Chłopcy kombinowali, Grbić też próbował coś zrobić na czasach, ale długo bez skutku. Później była kontuzja Zatorskiego, słynne już słowa Fornala i wejście Łomacza. I to nas podniosło. Naprawdę w siatkówce czasami jedna piłka potrafi odwrócić losy gry. A tu Fornal obronił cztery nieprawdopodobne uderzenia Amerykanów i zaczęło nam wszystko wychodzić. Po meczu ze Słowenią, widziałem, co dla tych chłopaków znaczą cztery lata przygotowań, po czym przegrywasz w ćwierćfinale i jedziesz do domu. Teraz cała Polska była z nami.
Z czego się brała nierówna gra Polski w poprzednich meczach na igrzyskach w Paryżu?
Myślę że najważniejszym czynnikiem było to, że przeciwnicy spisywali się doskonale. Włosi grali super i nie mogliśmy znaleźć antidotum. Amerykanie również, ale w końcu znalazł się sposób, by ich zatrzymać.
Przyznam, że siedziałem cały w nerwach, ale wtedy przypomniał mi się mecz w Gdańsku, gdzie też przegrywaliśmy, ale ich złamaliśmy. Z tą gdańską pamięcią byłem trochę spokojniejszy.
Jakie są największe atuty reprezentacji Polski?
To, że chłopaki umieją grać w siatkówkę, wiemy od lat. Potwierdza się też, że jest to prawdziwa drużyna, która potrafi walczyć i walczy nawet, gdy jest ciężko. Miałem okazję siedzieć obok rezerwowych i to było widać. Oni wiedzą, kiedy kogoś poklepać po plecach, a kiedy groźnie spojrzeć. To wszystko pozwala nam rywalizować z najlepszymi. Obrona świadczy o mocnej psychice. Uważam, że jeśli raz coś takiego złapali, to zostanie. W dzisiejszej siatkówce idą bardzo mocne ciosy. Leon zagrywa z taką siłą, że człowiek okiem nie zdąży mrugnąć, a piłkę trzeba jeszcze przyjąć i dograć do rozgrywającego.
Francja, tak jak Polska, w grupie nie zachwycała, ale teraz rośnie. Jaki to będzie mecz?
To prawda, że Francja rośnie i ma zawodników umiejących grać w siatkówkę. N'Gapeth też zaczyna grać na wysokim poziomie. Nie wierzę, żeby w finale zawodnicy czymś się zaskoczyli, bo znają się doskonale. Zawsze ważna będzie dyspozycja w danym dniu, bo wszystko inne jest znane. Pora finału też jest nietypowa, bo o 13 powinno się jeść rosół, a nie grać o złoty medal.
48 lat temu też wygrywaliście po horrorach, jak reprezentacja Polski w Paryżu. A podobno prawdziwy sukces rodzi się w bólach...
Po meczu z Amerykanami spotkaliśmy Michała Kubiaka, który też powiedział, że jak coś się rodzi w bólach, to będzie dobrze, a jak idzie za dobrze, to często gdzieś się zatnie. Trochę martwią nasze kontuzje, ale jestem pewien, że każdy następny zawodnik wyjdzie i da z siebie 100 proc. Wszystko okaże się po pierwszym gwizdku sędziego.
Powrót do listy