Wojciech Drzyzga: Najważniejsze, że zespół się podniósł
- Nie można odmówić polskiemu zespołowi walki i zaangażowania w obu meczach. Piątkowy mecz na pewno nam nie wyszedł. Jednak najważniejsze, że zespół się w niedzielę się podniósł i nawiązał w miarę równą walkę - powiedział w rozmowie z PlusLigą Wojciech Drzyga, były siatkarz, a obecnie komentator Polsatu Sport.
PlusLiga: Polska przegrała z Brazylią dwa spotkania w Lidze Światowej. Jak oceniłby Pan pierwszy mecz biało-czerwonych, który został rozegrany w Warszawie?
Wojciech Drzyzga: Przede wszystkim nie można odmówić polskiemu zespołowi walki i zaangażowania w obu meczach. W pierwszym meczu jednak widać było wyraźną przewagę Brazylijczyków. Mam na myśli ich świeżość gry, dynamikę, która bardzo im sprzyjała, a nam uniemożliwia nadążanie za nimi. Polacy będąc w słabszej dyspozycji nie byli w stanie zniwelować tempa gry Brazylii. Nie da się ukryć, że w piątek nasz zespół był w słabszej dyspozycji. Widać było słabą jakość gry, bardzo słaby atak. Właściwie w każdym elemencie byliśmy bezbronni. Trzeci set, który wygraliśmy to był troszkę taki łabędzi śpiew. W trakcie meczu pojawiły się problemy, których nie przewidywaliśmy, tzn. problemy z komunikacją w grze, proste błędy na rozegraniu. To nie była gra do której nasi siatkarze zdążyli nas przyzwyczaić. Po towarzyskich meczach z Serbią w Miliczu i Twardogórze wydawało się, że drużyna nabiera tempa i wszystko zmierza w dobrym kierunku. Niestety w piątek zawiodły pewne elementy.
- Z kolei w drugim meczu było widać już więcej świeżości i pewności w grze podopiecznych Andrei Anastasiego.
- W niedzielę zawiązała się gra na zupełnie innym poziomie. Myślę, że pierwszy set był najlepszy w wykonaniu biało-czerwonych, jeśli chodzi o jakość gry naszego zespołu. W drugiej partii Brazylijczycy bardzo mocno zagrywali, przycisnęli nas tym elementem i trochę nie umieliśmy się obronić. Niestety nasza zagrywka nie funkcjonowała już tak dobrze jak w pierwszym secie. Dodatkowo spadła jakość gry obu zespołów. Trochę wyglądało to tak, jakby Brazylijczyków opuściły siły, zaczęli popełnić coraz więcej błędów. Z kolei od trzeciego seta Polacy grali dużo spokojniej i zdecydowanie lepiej funkcjonowało po ich tzw. pierwsze tempo.
- Wiele pozytywów do gry biało-czerwonych wniosło pojawienie się Michała Winiarskiego, który zastąpił Bartosza Kurka.
- Myślę, że obecność Michała Winiarskiego wniosła wiele do gry całej drużyny. Poprawiło się przyjęcie, a zespół zaczął grać spokojniej i pewniej. Pierwsza akcja funkcjonowała tak jak powinna, dzięki temu utrzymywaliśmy wynik i wygraliśmy dwie partie. Udało się nam przełamać Brazylijczyków.
- Niestety chyba tej poprawnej, udanej pierwszej akcji o której Pan powiedział zabrakło w tie-breaku?
- Na początku tie-breaka zabrakło nam przede wszystkim koncentracji. Popełniliśmy dwa dość proste błędy, kiedy oddaliśmy rywalom piłkę za darmo. Brazylijczycy to zespół, który nie marnuje takich okazji na zdobycie punktów. Polaków to zniechęciło do dalszej gry. Co prawda podjęliśmy jeszcze heroiczną walkę, ale widać było że Canarinhos „złapali” swój rytm i nie dadzą sobie wydrzeć z rąk zwycięstwa. Potem dało o sobie znać zmęczenie. Było widać, że zawodnicy ledwo kończą mecz.
- Oceniając te dwa spotkania wydaje się, że najważniejsze jest urwanie punktu Brazylijczykom?
- Rzeczywiście z perspektywy tych dwóch meczów należy cieszyć się z tego punktu, bo Brazylia zaskakująco szybko zaczęła Ligę Światową z maksymalnym składem. Trzeba przy tym pamiętać, że oni z każdym meczem będą jeszcze poprawiali swoją grę. Na tym etapie nie można im odmówić to tego, że tegoroczne rozgrywki zaczęli z wysokiego „c”. Osobiście wydaje mi się, że i biało-czerwoni są w stanie wrócić do swojego stylu i poziomu gry. Pamiętajmy, że mamy bardzo stabilny i silny zespół. Piątkowy mecz na pewno nam nie wyszedł, to było spore rozczarowanie. Jednak najważniejsze, że zespół w niedzielę się podniósł i nawiązał równą walkę.