Wojciech Ferens: czułem, jakbym zrzucił z pleców 40 kilogramów
Wojciech Ferens dołączył do LOTOSU Trefla w trakcie poprzedniego sezonu, jednak dopiero w nadchodzących rozgrywkach zamierza pokazać pełnię swoich możliwości. Rozmawiamy z nim o zdrowiu, trudnym powrocie do sportu, długu wdzięczności i… wakacjach w Radomiu.
LOTOS TREFL GDAŃSK: Rozmowy z tobą nie można zacząć innym pytaniem niż: jak tam zdrowie?
WOJCIECH FERENS: Dobrze, coraz lepiej. Mogę mówić o sobie, że jestem w pełni sprawny. Przed chwilą byłem na kontroli u naszego ortopedy, był pozytywnie zaskoczony tym, jak wygląda moje kolano i jak przepracowałem minione dwa miesiące. Włożyłem w to naprawdę dużo wysiłku i mam nadzieję, że w sezonie uda się to pokazać. Liczę, że będę w stanie wrócić do swojej optymalnej formy.
Tuż po zakończeniu rozgrywek przeszedłeś jeszcze jeden zabieg. Czemu on służył?
WOJCIECH FERENS: Chcę zaznaczyć, że to nie była ponowna operacja, nie pojawiły się żadne komplikacje. Dzięki uprzejmości naszego sztabu medycznego przeszedłem czysto kosmetyczny zabieg, który miał za zadanie do końca wyleczyć, „wyczyścić” to kolano. Różnica jest ogromna i wydaje mi się, że w dużej mierze dzięki niemu teraz czuję się tak znakomicie.
Z twoim zdrowiem jest już na tyle dobrze, że na twoim Instagramie pojawiły się niedawno zdjęcia z punktu crossfit. Nie przesadzasz z intensywnością treningów? A może tylko przechodziłeś obok i wstawiłeś sobie fotkę?
WOJCIECH FERENS: Crossfit to rodzaj treningu, przy którym faktycznie się pracuje, a nie robi zdjęcia. Mój dietetyk jest trenerem crossfitu, dlatego często gościłem w tamtej siłowni. Nie ukrywam, że nie raz i nie dwa zdarzyło mi się trenować pod jego okiem. Jestem jednak na tyle doświadczonym zawodnikiem, że wiem, czego potrzebuję i nie przesadzam z obciążeniami.
Jesteś w pełni gotowy, by od 1 sierpnia zacząć regularne treningi z LOTOSEM Treflem?
WOJCIECH FERENS: Jestem w stu procentach przygotowany do pracy. Wspomniany zabieg wykonany był tuż po zakończeniu poprzedniego sezonu, właśnie z myślą o tym, bym był gotowy na nowe rozgrywki. Parę dni po nim już pracowałem na siłowni z Piotrkiem Ślugajskim według planu Wojtka Sibigi, więc wszystko działa jak należy.
Dlaczego twój powrót do pełnej sprawności trwał tyle czasu? Znane są przypadki sportowców, którzy po zerwaniu więzadeł krzyżowych jeszcze w trakcie tego samego sezonu wracają na boisko, a ty straciłeś praktycznie dwa lata.
WOJCIECH FERENS: Gdzieś po drodze zabrakło pomysłu i osoby, która poprowadziłaby moją rehabilitację od początku do końca. W żadnym wypadku nie chcę jednak nikogo obarczać, zacieram to, co było za mną. Jestem facetem, biorę to na klatę. Z perspektywy czasu wiem, że niektóre rzeczy można było wykonać lepiej i szybciej, ale biorąc pod uwagę wszystko to, co działo się po drodze, obecny efekt jest bardzo dobry. Ogromna w tym zasługa sztabu medycznego LOTOSU Trefla.
Sprawność fizyczna to jedno, ale osobną kwestią było pewnie ułożenie sobie tego w głowie. Nie miałeś bariery psychicznej przed wejściem w trening na pełnych obrotach albo przed powrotem na boisko w meczu ligowym?
WOJCIECH FERENS: To były właśnie te dwa etapy, kiedy starałem się wyłączyć głowę. Po pierwsze, musiałem się odciąć na treningach. Trener Anastasi bardzo mocno popychał mnie do pracy, czasem miałem nawet wrażenie, że „przeginał”. Ale z każdym tygodniem uświadamiałem sobie, że to ma na celu zmobilizowanie mnie do pokonywania tych wewnętrznych granic. I później mecz z AZS-em… Na początku nie słyszałem nic, co mówili do mnie koledzy. Nic, zero, ani słowa! Bartek Gawryszewski tłumaczył mi coś odnośnie zawodników w pierwszej linii i tego, co mamy skakać w bloku, ale nic z tego nie pamiętam. Zapamiętałem za to dokładnie tę pierwszą piłkę, którą dostałem. Wszyscy z drużyny krzyczeli „Feru, idź, idź, idź!”, a blok Częstochowy i tak był zgubiony. Czułem się, jakbym zrzucił 40 kilogramów z pleców! Coś niesamowitego, na pewno na długo zapamiętam ten dzień. Podchodzę do tego tak, że pewien etap w życiu muszę po prostu zacząć na nowo i wierzę, że Gdańsk będzie dobrym miejscem, by to zrobić.
Parę lat temu nazwisko Ferens sporo znaczyło w PlusLidze, kręciłeś się w orbicie zainteresowań selekcjonerów kadry, zdobyłeś srebro na Uniwersjadzie. Jesteś w stanie wrócić na poziom sprzed kontuzji?
WOJCIECH FERENS: Wierzę, że się uda. Nawet trener Anastasi twierdzi, że nie sądził, że tak to może wyglądać. Zabrzmi to może zuchwale, ale podczas treningów, podczas kolejnych wyzwań, które stawiał przede mną szkoleniowiec, potrafiłem sam siebie zaskakiwać. Liczę na to, że będę mógł pomóc zespołowi w pełnym wymiarze i dalej budować swoją markę. Można powiedzieć, że to, co udało mi się wypracować w przeszłości, uratowało mnie podczas perypetii z kontuzją.
We wcześniejszych wypowiedziach podkreślałeś, że w tym sezonie chcesz się przede wszystkim odwdzięczyć gdańskiemu klubowi.
WOJCIECH FERENS: Tak, bo – nie oszukujmy się – LOTOS Trefl podjął duże ryzyko. Ja sam do końca nie byłem w stanie określić, ile będę mógł dać drużynie. Zarząd i sztab wyciągnęli jednak do mnie rękę, oferując pomoc w każdym aspekcie podczas bardzo trudnego okresu w moim życiu. W dużej mierze dzięki pomocy gdańskiego klubu udało mi się pokonać wszystkie trudności i ten sezon traktuję w kategoriach spłaty długu wdzięczności. Mam nadzieję, że to nie będą tylko puste słowa, że okazji do spłacenia tego kredytu zaufania będzie dużo. Poprzeczkę stawiam sobie bardzo wysoko i jestem dobrej myśli.
W zeszłym sezonie mówiło się, że przyjęcie w LOTOSIE Treflu było za słabo obsadzone. W nadchodzącym ta formacja będzie składała się z mistrza świata, mistrza świata juniorów, aktualnego kadrowicza i Wojtka Ferensa, który też do niedawna aspirował do gry w reprezentacji. Czy w takiej konfiguracji będziesz w stanie powalczyć o miejsce w składzie?
WOJCIECH FERENS: Zdrowa konkurencja zawsze podnosi poziom zespołu. Pod tym kątem była też budowana drużyna, więc dobrze, że na tej kluczowej pozycji będzie tak silna rywalizacja. Ja dzięki kontuzji mocno poprawiłem się właśnie w elemencie przyjęcia, bo kiedy nie mogłem skakać, cały czas przyjmowałem i przyjmowałem. Spytajcie Wojtka Serafina, ile przyjęć musiał wykonać ze mną przed każdym treningiem. Zrobię wszystko, by pomóc drużynie w jak największym stopniu.
Na co stać zespół LOTOSU Trefla?
WOJCIECH FERENS: Staram się nie składać żadnych deklaracji przed sezonem. W wielu zespołach zaszły spore przemeblowania i trudno jednoznacznie ocenić, która drużyna dysponuje jakim potencjałem. Mamy być drużyną waleczną, opartą na zespołowości i grze technicznej. Nie ma u nas „koni”, no, może jeden – taki Ferens. Idziemy w kierunku takiej pracy, jaką lubi trener Anastasi i mam nadzieję, że utrzemy nosa niejednej ekipie, która od początku deklaruje walkę o najwyższe cele.
Wiesz, jak dokonywać wielkich rzeczy w ERGO ARENIE. W 2012 roku przyjechałeś tutaj z Indykpolem AZS-em i zdobyłeś 31 punktów. Pamiętasz to spotkanie?
WOJCIECH FERENS: Tak, to był świetny mecz, bardzo ciężki, zacięty i długi. Wygraliśmy po tie-breaku, a jeden z setów skończył się wynikiem bodaj 38:36. To oczywiście też miało wpływ na mój wynik punktowy. Miałem fajne wspomnienia z ERGO ARENY, bo zawsze dobrze mi się tu grało. W 2015 roku przyjechałem tutaj z BBTS-em i wygraliśmy z LOTOSEM Treflem, który był wtedy na fali i kroczył po medal i Puchar Polski. Zresztą w innej gdańskiej hali – AWFiS – też wygrałem, kiedy z ZAKSĄ przyjechaliśmy tu po 27-godzinnej podróży.
Czy Gdańsk, pod innymi względami niż ten czysto sportowy, też tak mocno przypadł ci do gustu?
WOJCIECH FERENS: Razem z narzeczoną powolutku rozkochujemy się w tym mieście! Mamy psiaka, więc z przyjemnością korzystamy choćby z uroków Parku Reagana. Gdańsk przyciąga i każdemu ma coś do zaoferowania. Wiele słyszałem o tym, że po przeprowadzce nad morze nagle wszyscy znajomi zaczynają się odzywać i zapowiadać odwiedziny. Nas też to nie ominęło, mieliśmy już zapisy na kilka „turnusów” i bardzo się z tego cieszymy.
Do startu okresu przygotowawczego prawie dwa tygodnie. Planujesz jeszcze jakiś wypoczynek? Latem wybrałeś nietypowy kierunek na wczasy...
WOJCIECH FERENS: Wakacje spędzałem… w Radomiu. Latem wszyscy jadą nad morze, ja – znad morza – do mojego rodzinnego miasta, kochanego i pięknego, wbrew wszystkim stereotypom. Ten okres przeznaczyłem na pracę i te dwa pozostałe tygodnie poświęcę na ostatnie szlify przed sezonem. Ja wakacje miałem praktycznie przez dwa lata, więc zdążyłem odpocząć. Jeśli ktoś ma ochotę, zapraszam na siłownię, możemy zbić piątkę i razem zrobić trening!