Wojciech Grzyb: Nie ma co pompować balonika
W historii pojedynków Asseco Resovii z Treflem w PlusLidze ekipa z Gdańska do soboty nigdy nie wygrała w Rzeszowie. Zespół trenera Andrei Anastasiego odczarował halę na Podpromiu i w ciągu 75 minut rozprawił się z rywalem.
PLUSLIGA: Po zwycięstwie w ub. sezonie w ćwierćfinale Pucharu Polski teraz po raz pierwszy wygrywacie w lidze w Rzeszowie. Hala na Podpromiu jest już odczarowana na dobre?
Wojciech Grzyb (srodkowy Trefla Gdańsk): No tak, pierwszy raz wygrywamy tu w lidze i od razu 3-0. Dla mnie to szok. Przyznam, że nie spodziewałem się, w najjaśniejszych snach, że wygramy w Rzeszowie takich rozmiarach. Mimo trzech setów nie powiem, że było łatwo i wszystko pod nasze dyktando. Były momenty w II i III secie, że musieliśmy odrabiać straty, ale końcówki były już zdecydowanie na naszą korzyść. Nie mogę powiedzieć, że Resovia zagrała słabo, to my po prostu byliśmy skuteczniejsi. Ale spokojnie, nie ma co pompować balonika. Grajmy dalej swoje.
Widać było w waszych poczynaniach dużą pewność siebie, zwłaszcza w tych sytuacjach, gdzie wydawało się, że gospodarze łapią wiatr w żagle. Wtedy odpowiadaliście błyskawicznie punktową serią…
Wojciech Grzyb: To jest bardzo cenne, że nie poddajemy się, nie zwieszamy głów i nie patrzymy, że zaraz będzie kolejny set. W każdym momencie jesteśmy jeszcze w stanie się zmobilizować i odrobić stratę. Z seta na set my bardziej się rozluźnialiśmy, a rywal spinał. Resovia wygląda inaczej niż w ub. latach, ale oczekiwania kibiców nie zmieniają się. My staramy się nie robić sobie tego niepotrzebnego ciśnienia.
Od początku sezonu jednak bardzo dobrze się spisujecie, poza tą wpadką z Katowicami.
Wojciech Grzyb: W tym sezonie liga jest niesamowicie wyrównana i nie da się wytypować faworyta meczu. Każdy może wygrać z każdym. Pojawia się chwila nieuwagi na 3-4 minuty, traci się punkty i nie da się już tego odrobić. Straciliśmy właśnie na kilka minut koncentrację z Katowicami i tamten mecz wyglądał jak ten w Rzeszowie, tylko, że na korzyść rywala. Nie graliśmy źle, a przegraliśmy 0-3.
Po tych przedsezonowych perturbacjach związanych z wycofaniem sponsora sytuacja już się unormowała?
Wojciech Grzyb: Dużą robotę w tym wszystkim zrobił trener Andrea Anastasi prosząc nas o cierpliwość. Mówił, że czuje duży potencjał tego zespołu. Sam go zbudował, firmuje swoim nazwiskiem i prosił żebyśmy dali trochę czasu dla prezesa, na znalezienie jakichś alternatywnych źródeł finansowania czy przedstawienie konkretnych planów na sezon. Udało się rzeczywiście znaleźć jakieś finansowanie. Wiem, że w klubie cały czas nad tym pracują, nie tylko na ten sezon, ale i kolejne, bo sytuacja nie jest komfortowa kiedy wycofuje się sponsor na 2 tygodnie przed startem ligi. Wszyscy jednak tworzymy tą drużynę, a jeszcze fajniej się funkcjonuje jak są zwycięstwa.
Przez kilka lat grał pan w Rzeszowie, gdzie zawsze zbudowany był bardzo mocny zespół z szeroką i wyrównaną kadrą. W tym jest inaczej i chyba siła Asseco Resovii nie jest tak wielka jak w poprzednich sezonach?
Wojciech Grzyb: Nie mnie to oceniać, bo jestem po drugiej stronie siatki jako rywal. Ten zespół jest troszeczkę inny, ale nie przesadzajmy. To nadal mocna drużyna.