Wojciech Jurkiewicz: nie spuszczamy głów
Ćwierćfinałowe spotkanie Challenge Cup pomiędzy Jastrzębskim Węglem a Sisleyem Treviso nie było porywającym widowiskiem. Włoskie gwiazdy świeciły mocno przytłumionym blaskiem, którego jednak, niestety, jastrzębianie nie zdołali całkiem zgasić.
- Bardzo szkoda, zwłaszcza drugiego seta, który moim zdaniem był najbardziej zacięty. Gdybyśmy zdołali wygrać, mecz zakończyłby się dużo szybciej - ocenił Wojciech Jurkiewicz, zastanawiając się co właściwie stało się z jego drużyną.
Przez pierwsze trzy sety Jastrzębski Węgiel grał naprawdę dobrze. Guillaume Samica zamęczał rywali kiwkami, a Adam Nowik i Wojtek Jurkiewicz nie pozwalali się rozegrać atakującym z Treviso. Po trzecim secie gospodarze prowadzili 2:1 i wydawało się, że wszystko jest w ich rękach. Nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, odebrało im moc. - Spuściliśmy z tonu i pozwoliliśmy im dojść do siebie. Pokazali, że są klasowym zespołem, potrafili wykorzystać naszą słabość i odwrócić losy rywalizacji - nie mógł odżałować straconej szansy środkowy z Szerokiej.
Przełom nastąpił w chwili, gdy trener gości wprowadził trzy zmiany kadrowe, stawiając na młodzież. We znaki dał się jastrzębianom zwłaszcza duet Saitta - Antonow. - Ricardo nie do końca się sprawdził. Jest finezyjnym rozgrywającym i trzeba na niego bardzo uważać, bo z każdej piłki potrafi wymyślić coś zaskakującego. W środę jednak to nie był jego dzień - podsumował Wojciech Jurkiewicz zauważając, że bardziej skuteczniejsze okazało się proste, ale dokładne rozegranie Davide Saitty.
Kluczem do zwycięstwa była jednak zagrywka. - Od czwartego seta wzmocnili serwis i odrzucili nas od siatki. Wiedzieliśmy, że Alessandro Fei nie jest w pełnej dyspozycji i w trakcie gry może wejść za niego Oleg Antonow. Mieliśmy go rozpisanego, ale to bardzo młody i trochę nieobliczalny zawodnik, prezentujący typową rosyjska siłę. Zmiennicy, Saitta i Antonow wygrali im mecz - stwierdził Jurkiewicz.
Nie stałoby się tak, gdyby śląscy siatkarze utrzymali poziom gry. Na nieszczęście, podobnie jak w kilku wcześniejszych spotkaniach, przydarzył im się przestój, a w tie breaku wręcz zastygli. - To nasz największy mankament - trzeźwo ocenił sytuację Jurkiewicz, nie znajdując jednak racjonalnego wytłumaczenia dlaczego właściwie tak się dzieje. - Czasami potrafimy się z tym uporać i odrobić straty, a czasami stajemy w miejscu i dostajemy lanie. Mam nadzieję, że w końcu to zwalczymy, gdyż zaczynają się najważniejsze mecze, które będą decydować o całym sezonie.
Czasu nie zostało zbyt wiele, bo przed aspirującym do grania o wysokie cele Jastrzębskim Węglem seria pojedynków najcięższego kalibru. Na pierwszy rzut idzie ligowy rewanż z Asseco Resovią Reszów. W rundzie jesiennej jastrzębianie przegrali na własnej hali 1:3. - Pojedynek z Resovią będzie równie ważny, jak kolejne w PlusLidze, z ZAKSĄ i Skrą Bełchatów - przekonuje Wojciech Jurkiewicz. Warto jednak zaznaczyć, że jego zwycięzca umocni się na trzeciej pozycji w tabeli, a przede wszystkim odsunie od siebie widmo półfinałowej rywalizacji ze Skrą Bełchatów.
Siatkarze z Jastrzębia nie raz podkreślali, że tej konfrontacji bardzo chcieliby uniknąć. Choć mówiło się, że mają patent na pokonywanie mistrza Polski, to jednak ostatnie spotkanie w ramach Pucharu Polski zadało temu kłam. Podopieczni Roberto Santillego gładko ulegli drużynie z Bełchatowa i praktycznie już pożegnali się z Pucharem Polski. Niemniej jednak, nie zamierzają odpuszczać rewanżu. - Choć szanse mamy iluzoryczne, to gramy przecież dla naszych kibiców i dla nich chcemy wygrać - zadeklarował jeden z filarów Jastrzębia.
- Pierwszy mecz nam nie wyszedł. Zagraliśmy bardzo słabo. Od samego początku to Bełchatów dyktował warunki i okazał się tego dnia znaczne silniejszą drużyną. Szkoda trzeciego seta, bo była wyrównana końcówka i niewiele zabrakło - przypomniał.
Co może okazać się receptą na sukces jastrzębian, którzy w ciągu najbliższych dwóch tygodni rozegrają aż pięć arcyważnych spotkań? - Przede wszystkim musimy do końca wierzyć w swoją moc i siłę. Wychodząc na boisko, od początku musimy być agresywni i narzucić przeciwnikom własny styl. Wtedy lepiej się czujemy.
Nawiązując na koniec do rewanżowej potyczki z Sisleyem Treviso, której stawką będzie awans do Final Four pucharu Challenge (przypomnijmy, według przedsezonowych deklaracji włodarzy klubu, jeden z trzech realnych celów do zdobycia), Wojciech Jurkiewicz powiedział:
- Mecze z poprzedniego sezonu i ten z minionej środy pokazują, że z Sisleyem można wygrać. To nie jest zespół z kosmosu, ani też super team, od którego możemy się tylko uczyć. Są do ogrania, nawet bardziej w tym roku, niż poprzednio. Dlatego nie spuszczamy głów i jedziemy do Treviso walczyć o awans.