Wojciech Kaźmierczak: nie chcemy wracać do Rzeszowa
Kilkadziesiąt godzin dzieli drużyny ZAKSY i Resovii od kolejnego meczu w półfinale PlusLigi. Po meczach w Rzeszowie jest remis 1-1. Teraz rywalizacja przenosi się do Kędzierzyna-Koźla. – Oba zespoły prezentują podobny poziom i oba zasługują na ten finał – uważa środkowy ZAKSY Wojciech Kaźmierczak.
PlusLiga: Pierwszy mecz w Rzeszowie był prawdziwą bitwą. Oba zespoły miały momenty kapitalnej gry. Wy imponowaliście na siatce, a szczególnie w grze blokiem. Dzień później Resovia była już zdecydowanie lepsza. Czym zaskoczyli was rywale? Zmianami w składzie? Taktyką? Czy po prostu zabrakło wam sił?
Wojciech Kaźmierczak: W obu meczach Resovia bardzo ryzykowała w zagrywce i ataku. W pierwszym starciu przetrzymaliśmy ich napór. To był ciężki i długi mecz. Na pewno kosztował nas mnóstwo sił, ale nasi fizjoterapeuci pracowali do późna w nocy, żeby nas postawić na nogi. Przy tak długim sezonie każdy z nas czuje zmęczenie, ale nie myślimy o tym. To już półfinał. Walczymy o medal. Tu już nikt się nie oszczędza. W niedzielę wyszliśmy na boiska jednak jacyś ospali. Pewnie brakowało trochę sił. I zanim weszliśmy w mecz i zaczęliśmy łapać rytm, było już za późno.
- W drugim meczu w podstawowym składzie Resovii wyszedł co prawda Olieg Achrem, ale gospodarze wciąż byli osłabienie brakiem Georgy Grozera. Choć z drugiej strony trudno mówić o osłabieniu, kiedy zastępujący reprezentanta Niemiec Tomasz Józefacki, był najlepszym zawodnikiem meczu.
- Tomek w tych spotkaniach był raczej wzmocnieniem Resovii. A tak poważnie, to przecież bardzo doświadczony i ograny atakujący. Pokazał w tych meczach, ile tak na prawdę jest wart. Serwował bardzo mocno i regularnie. W ataku niemiłosiernie obijał nasz blok. Grał bardzo dobrze i popełniał mniej błędów niż Grozer w poprzednich starciach z nami. Dlatego wcale nie wydaje mi się, żeby Resovia była osłabiona.
- Dwa kolejne mecze odbędą się w Kędzierzynie-Koźlu i pewnie bardzo chcielibyście zakończyć tę rywalizację przed własną publicznością?
- Naszym celem było przywiezienie z Rzeszowa przynajmniej jednego zwycięstwa. To się udało. Drugi mecz nie ułożył się tak, jak tego chcieliśmy. Teraz mamy atut własnego boiska. Bardzo chcielibyśmy wygrać dwa razy przed własną publicznością i nie wracać już do Rzeszowa na piąte spotkanie.
- Jednak wasze pojedynki w tym, czy poprzednim sezonie, pokazały, że atut własnej hali, nie do końca się sprawdza. Resovia potrafi wygrywać w Kędzierzynie, a ZAKSA w Rzeszowie.
- Oba zespoły prezentują podobny poziom i oba zasługują na ten finał. Często w naszych meczach o wygranej którejś z drużyn decydowały dwie, trzy akcje. Teraz może być tak samo. Jestem pewien, że obie drużyny będą walczyły do samego końca. Dlatego liczymy na doping publiczności. To naprawdę siódmy zawodnik zespołu. W hali „Podpromie” ciężko było grać, bo doping był bardzo głośny. Wszyscy wspominamy fantastyczną atmosferę z finału Pucharu CEV. Fajnie byłoby, gdyby coś podobnego powtórzyło się teraz.