Wojciech Żaliński: tę chwilę zapamiętam do końca życia
- Prezent dobry, ale zabrakło zwycięstwa. Mam nadzieję, że prawdziwy prezent urodzinowy odbiorę sobie w niedzielę - powiedział po porażce 2:3 z Niemcami debiutant w kadrze trenera Antigi, siatkarz Cerradu Czarnych Radom Wojciech Żaliński.
PLUSLIGA.PL: Zadebiutował pan w kadrze narodowej dokładnie w swoje 28. urodziny. Skończył pan siedem z jedenastu otrzymanych piłek. Świetny wynik.
WOJCIECH ŻALIŃSKI: Przyznam szczerze, że nawet jeszcze nie spojrzałem w statystyki, bo w sumie co mi po nich, liczy się wynik drużyny. Prezent dobry, ale zabrakło zwycięstwa. Mam nadzieję, że prawdziwy prezent urodzinowy odbiorę sobie w niedzielę. Bardzo bliski debiutu byłem w spotkaniu z Belgią, ale Michał Kubiak zrobił dłuższą serię na zagrywce i straciłem szansę. Szczerze? Chyba spodziewałem się, że trener da mi zadebiutować w urodziny. Wiedzieliśmy, że Niemcy mogą oszczędzać swoich podstawowych graczy więc była okazja, byśmy i my oszczędzili swoich.
Była debiutancka trema?
WOJCIECH ŻALIŃSKI: Spodziewałem się większych emocji. Cała ta otoczka - mnóstwo polskich kibiców, hymn narodowy, ranga turnieju, wszystko to wywiera na mnie ogromne wrażenie. Myślałem, że to mnie trochę sparaliżuje, ale te debiutanckie emocje w żaden sposób nie wpłynęły na moją grę. Nie jestem już młodzieniaszkiem, może dlatego. Niemniej, debiut w kadrze narodowej ma dla mnie ogromne znaczenie, to jedna z chwil, które zapamiętuje się do końca życia. Marzyłem o tym szesnaście lat, odkąd pierwszy raz odbiłem piłkę do siatkówki.
Wiedzieliście przed meczem, że będzie tak dużo rotacji składem? Była o tym mowa na odprawie przedmeczowej?
WOJCIECH ŻALIŃSKI: Na odprawie przedmeczowej rozmawialiśmy wyłącznie o drużynie niemieckiej, nie poruszaliśmy kwestii kadrowych w naszym zespole. Tego zazwyczaj się nie robi. Czy tak ogromna rotacja składem była zaplanowana wcześniej? Chyba nie, wydaje mi się, że była to raczej spontaniczna decyzja, wynikająca z sytuacji na boisku. Na pewno jednak nie będziemy rozpamiętywać tego meczu z Niemcami, bo też i nie ma na to czasu. W sobotę zagramy najważniejsze spotkanie dla tej reprezentacji, z najsilniejszą chyba drużyną na świecie i teraz już skupiamy się wyłącznie na nim.
Jak zagrać z Francuzami, żeby ich pokonać?
WOJCIECH ŻALIŃSKI: Skutecznie, w każdym elemencie. Na ten turniej patrzymy długofalowo, chcemy go wygrać. Francja jest kolejnym etapem w realizacji celu. Po porażce z Niemcami nic diametralnie się nie zmieniło. Czujemy się pewni siebie i w półfinale chcemy udowodnić, że w piątek zaliczyliśmy wypadek przy pracy. Tak naprawdę, nie wiadomo jaki byłby wynik, gdyby obydwie drużyny dograły pojedynek pierwszymi szóstkami. Po dwóch setach rezultat był otwarty, trenerzy zdecydowali tak nie inaczej.
Liczyliśmy na spotkanie z Francją w finale, ale los zdecydował inaczej. To trochę taka sytuacja jak na zeszłorocznych mistrzostwach świata, gdy po losowaniu grup biało-czerwoni trafili na Rosję i Brazylię. Na pewno się nie poddamy, zawalczymy o zwycięstwo.
Francuzi grali w piątek wcześniej i mieli trochę więcej czasu na regenerację. To ma jakieś znaczenie?
WOJCIECH ŻALIŃSKI: To nie jest jakiś nadludzi wysiłek grać dwie godziny w siatkówkę. Dla nas jest to przede wszystkim przyjemność, praca, hobby. Na pewno nikt nie będzie narzekał, że trzeba grać z dnia na dzień. Znaliśmy zasady turnieju, wiedzieliśmy, że będziemy mieć dzień przerwy, a potem cztery mecze z rzędu.