Wrócić na podium
Drabinka - znacznie korzystniejsza dla silniejszej ekipy Castellaniego - pomogła awansować do finału Memoriału Huberta Wagnera. Ale to nie drabinka, a zawodnicy grali na boisku. A grali po prostu swoje. Nie o laury, przynajmniej nie na tej imprezie.
- Najważniejsza impreza jest za dwa tygodnie. Tam trzeba będzie patrzeć kto jest łatwy, kto nie. Z każdym można wygrać albo przegrać - to jest taki oklepany slogan, ale taka jest prawda. Mamy tu takich przeciwników jakich mamy i gramy swoje - mówił Marcel Gromadowski. Z awansu do finału oczywiście się cieszy. Ze swojej gry - mniej. - Niby to tylko dwa tygodnie przerwy, ale czuć, że nie dotykało się tej piłki. Brakuje kontaktu z halą. Ale tak jest, że wiecznie zdrowie nie dopisuje - mówił wracający po zapaleniu ścięgna Achillesa atakujący. Jak sam ocenia, pojedzie do Izmiru, jeśli pozwoli mu zdrowie. - Trzeba włożyć w to trochę pracy… - mówi smutnym głosem.
Ale zanim Izmir – finał w Łodzi. Było 3:1 z Hiszpanią. I tak samo - z Chinami. Choć z tymi drugimi spotkanie wydawało się znacznie mniej poukładane. Nie było w nim wyraźnego jasnego punktu. Tę rolę pełnił dotychczas Kurek. Tym razem zamiast niego na boisku pojawił się Bartman. Według niego Chińczycy to niewygodny przeciwnik. - Azjatycka siatkówka jest bardzo specyficzna. Robią dużo zamieszania na boisku. Są niewdzięcznym zespołem. Bezlitośnie wykorzystują prezenty od przeciwnika. Było to widać w zeszłorocznej Lidze Światowej, kiedy ogromnie się z nimi męczyliśmy. Tym bardziej cieszy fakt, że po roku w bezpośredniej konfrontacji jest postęp - oceniał przyjmujący.
Czy taki postęp wystarczy na drugiego finalistę - Włochów? Siatkarze ze słonecznej Italii w meczu z Polską B mieli problem tylko raz - z postawieniem kropki nad "i” w końcówce trzeciego seta. Wygrali do 16, 20 i 23. A pomógł im w tym rodowity wrocławianin - Michał Łasko. Bartman dobrze pamięta włoskiego atakującego z polskimi korzeniami. W końcu grali przeciwko sobie we włoskiej Serie A. - Michał występował w tym samym klubie co ja - Weronie. Po przygodzie w Cuneo w zeszłym roku znowu do niej wrócił. Nie ukrywajmy - szkoda, że nie występuje jako Polak. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Wtedy swojej szansy nie mieliby Kuba i Marcel. A jak widać ich praca procentuje i już rok, dwa może trzy, to oni będą gwiazdami światowego formatu i o nich będzie się mówiło "O! Gdybyśmy my mieli takiego atakującego, to by nam się łatwo grało” - komplementuje kolegów Bartman.
Bez Łasko, za to przeciwko niemu trzeba będzie zagrać w niedzielę. Włosi, choć do Final Six tegorocznej Ligi Światowej się nie załapali, to ze światowych salonów nie schodzą. Udowodnili to już pierwszego dnia memoriału, gdy pokonali Serbię 3:2. - Po Lidze Światowej wzmocnili ich Cisolla i Vermiglio, którzy wtedy mieli wolne - przypomina nasz przyjmujący i ostrzega: - Włosi aż do bólu realizują taktykę. Oni spędzają całe dnie analizując wszystkie spotkania przeciwników i są rewelacyjnie przygotowani do meczów. Historia pokazuje zresztą, że zawsze nam się z nimi ciężko gra. Ale jestem dobrej myśli. Jesteśmy silnym zespołem, który z dnia na dzień gra coraz lepiej. Stworzymy monolit i wierzę w to, że wygramy z nimi w Memoriale i jeśli nadarzy się okazja także na mistrzostwach Europy - bojowniczo zapowiada Bartman.