Wszystko od nowa
W drugim meczu finałowym PlusLigi rozgrywanym w Bełchatowie lepsza okazała się Skra, wygrywając 3:1 (25:22, 19:25, 25:18, 27:25). MVP został wybrany Mariusz Wlazły. Po dwóch pojedynkach Skra Bełchatów remisuje z Jastrzębskim Węglem 1:1. Ciąg dalszy walki o złoto - 10 i 11 maja, w Jastrzębiu.
- Nie pozostaje nam nic innego jak tylko walka - mówił po pierwszym meczu trener Skry Jacek Nawrocki. I jego podopieczni wyszli mocno naładowani energią do spotkania numer dwa. Początek seta mieli znakomity, a po autowym ataku Igora Yudina prowadzili już 7:2. Jastrzębianie jednak szybko straty odrobili, głównie za sprawą australijczyka, który posyłał bardzo trudne serwisy. Po chwili było już 7:7. Skra znów odjechała rywalowi, gdy Mariusz Wlazły zdobył punkt dający drugą przerwę techniczną (16:12). Goście, podobnie jak kilka minut wcześniej, doprowadzili szybko do remisu 17:17, choć nie obyło się bez zamieszania. Dwukrotnie sędziowie podjęli bardzo kontrowersyjne decyzje na korzyść jastrzębian, a na dodatek żółtą klartką ukarali kapitana Skry Mariusza Wlazłego. Od tego momentu trwała wymiana punkt za punkt aż do stanu 22:21 dla gospodarzy. Wówczas Daniel Pliński zablokował Yudina. Chwilę później w ataku pomylił się Benjamin Hardya i Skra wygrała.
W secie drugim praktycznie od początku prowadzili goście. Powoli budowali przewagę, a po autowym ataku Michała Winiarskiego (znów kontrowersyjna decyzja sędziego) prowadzili już 18:14. Bełchatowianin opuścił zdenerwowany boisko a jego miejsce zajął Michał Bąkiewicz. I to właśnie blok tego zawodnika przywrócił nadzieję bełchatowianom, bo były już tylko dwa punkty do odrobienia. Jastrzębski jednak nie pozwolił, aby Skra skorzystała z szansy. Znakomicie w końcówce zagrał blokiem i zwyciężył do 19.
Trzeci set właściwie był bez większej historii. Bełchatowianie niczym nie zrażeni wyszli z bojowym nastawieniem i konsekwentnie powiększali tylko swoją przewagę.Gdy Marcin Możdżonek skutecznym blokiem wyprowadził swój zespół na 20:14 było już niemal pewne, że Skra wygra tę partię, tym bardziej, że jastrzębianie nie zerwali się już do lepszej gry.
Najwięcej emocji było jednak w ostatnim secie. Skra prowadziła 11:8, gdy trener Roberto Santilli poprosił o czas. Poskutkowało, choć nieco z opóźnieniem. Goście nie dość, że doprowadzili do remisu, to jeszcze po błędzie Skry wyszli na prowadzenie 20:21. Końcówka była niesamowicie zacięta, a o wyniku zdecydowały dwie akcje - najpierw skuteczna kontra Wlazłego, a później blok na Yudinie.
Powiedzieli po meczu:
Mariusz Wlazły: Cieszymy się, że po tak ciężkim pierwszym, przegranym meczu potrafiliśmy się podnieść. Nie było to łatwe, bo dzisiaj też było ciężko i nerwowo ze względu na parę czynników. Jesteśmy dalej w grze. Jedziemy teraz do Jastrzębia. Co do żółtej kartki dla mnie, to nie wiem dlaczego ją dostałem. Jestem kapitanem i mam prawo do wygłoszenia własnych uwag na temat sytuacji na boisku.
Roberto Santilli: To jest jak maraton, a nie siatkówka. Bardzo trudno grać dwa mecze z rzędu ze zbyt wielkimi emocjami. Nie graliśmy dzisiaj dobrze. Drużyna przeciwnika zagrała dzisiaj z mniejszą ilością błędów, zwłaszcza w końcówce czwartego seta. Skra ma większe doświadczenie. Teraz musimy wszystko zacząć od nowa.
Jacek Nawrocki: Tak się składa, że ostatnio ciągle odrabiamy straty z poprzedniego dnia, ciągle musimy coś naprawiać. Kosztuje nas to wiele nerwów. To już nie psychologia, a metafizyka. Te mecze pokazały jak ciężkie są to spotkania i przed wyjazdem do Jastrzębia nic nie jest przesądzone. Dzisiaj decydowały błędy i zimna krew. Zwycięstwo ważyło się to na jedną, to na drugą stronę. Jest sporo rzeczy do poprawienia, ale nie zrobimy tego poprzez trening, bo nie ma czasu. Musimy do tego podejść mentalnie i z inteligencją zagrać w Jastrzębiu.
Na konferencję prasową nie przyszedł kapitan gości Grzegorz Łomacz tłumacząc to zmęczeniem.