Wybuchowy alfabet fazy zasadniczej PlusLigi
Nagłe zwroty akcji, nowi bohaterowie, walka do ostatnich godzin, wzloty i upadki, rozczarowania i olśnienia. Poczytajcie alfabet sezonu zasadniczego PlusLigi i niech będzie on dopiero pierwszy etapem emocji, które czekają nas w walce o medale oraz utrzymanie bytu w zawodowej lidze. Gorąco polecamy!
A – Atrakcyjny regulamin
Władze PlusLigi zadbały w tym roku, by nawet najwięksi malkontenci zmian w regulaminie rozgrywek byli usatysfakcjonowani. W sezonie 2011/12 „zamknięto” ligę, co oznaczało, że otrzymanie licencji na występy w najwyższej klasie rozgrywkowej zależało przede wszystkim od możliwości organizacyjno - ekonomicznych klubów I ligi. Jedynym warunkiem było zakończenie tych rozgrywek na miejscach 1-4. Nie było spadków z PlusLigi, a zasady rundy play off zmieniały się praktycznie co roku. I z każdą zmianą przybywało krytycznych głosów. Aż wreszcie powstał regulamin, z którego zadowoleni są wszyscy - prezesi, trenerzy, zawodnicy oraz kibice i który sprawił, że batalia o punkty w rundzie zasadniczej trwała od pierwszej do ostatniej kolejki spotkań, a w końcówce emocje sięgnęły zenitu przynajmniej w kilku siatkarskich miastach - tak z górnych, jak i z dolnych rejonów tabeli.
B – Blok
Blok to element, za który przede wszystkim jest odpowiedzialny środkowy, z niego jest rozliczany - powiedział dawno temu jeden z najlepszych polskich graczy na tej pozycji Daniel Pliński, który mimo zbliżających się 40. urodzin wciąż imponuje na siatce. Takich jak „Plina” jest aktualnie w Polsce niewielu. W gronie nielicznych są na pewno Marcin Możdżonek i Piotr Nowakowski. Przedstawiciele najmłodszego pokolenia, Lemański, Bieniek czy Wiśniewski świetnie spisują się w rodzimych rozgrywkach, ale na międzynarodowym poziomie mają sporo kłopotów, choć obiektywnie należy przyznać, że Mateusz Bieniek w trwającym sezonie wykonał krok do przodu. Być może tę gorszą passę zmieni Jakub Kochanowski, który choć wzrost ma dość nikczemny jak na środkowego, świetnie czyta grę, a na siatce porusza się z prędkością pocisku. 20-letni zawodnik Indykpolu AZS Olsztyn, mimo drobnego urazu, który dopadł go w rundzie wiosennej, został najlepszym blokującym głównego sezonu z 74-ema blokami na koncie. Drugi był Piotr Nowakowski z Trefla Gdańsk (70), a trzeci Grzegorz Kosok z Jastrzębskiego Węgla (68).
C – Chińskie marzenia
Przeprowadzka Kevina Tillie z ZAKSY Kędzierzyn-Koźla do Jastrzębskiego Węgla miała być transferowym hitem sezonu 2017/18, a śląska szybko została okrzyknięta jednym z faworytów do złotego medalu. I pewnie z Francuzem w składzie byłaby dziś znacznie wyżej w klasyfikacji, ale Tillie zapragnął…wyjechać do Chin. Suma kontraktu, którą skusił go klub z Pekinu była tak oszałamiająca, że bez cienia żalu i najmniejszych skrupułów postanowił rozwiązać umowę w Jastrzębiu i wyruszyć do Azji Wschodniej, by realizować swoje życiowe marzenia. Prezes Pomarańczowych początkowo odgrażał się, że nie pójdzie na ugodę z menagerem francuskiego przyjmującego, Georgesem Matijasevićem, ale ostatecznie sprawę zakończył polubownie. Jak potoczyły się losy jastrzębian, fani siatkówki wiedzą doskonale - mnóstwo wzlotów i upadków, zmiana trenera i wywalczone rzutem na taśmę 6. miejsce w rozgrywkach.
Niemal identyczny przypadek miał miejsce w Asseco Resovii Rzeszów. Kanadyjczyk Gordon Perrin, mający tego samego managera co Tillie, także nie zdołał oprzeć się lukratywnej propozycji z Chin i zerwał polski kontrakt. „Podjęliśmy już stosowne działania na poziomie międzynarodowym, wspiera nas wiele federacji i klubów w Europie" - pisał w mediach społecznościowych prezes Bartosz Górki, ale sprawa Perrina ucichła równie szybko, jak w przypadku Francuza.
Co ciekawe, jak nieoficjalnie słyszeliśmy, Georges Matijasević nie miał oporów, by ponownie zadzwonić do prezesa Jastrzębskiego Węgla i zaproponować mu swoich zawodników.
D – Debiuty
Nie był to oszałamiający rok pod względem debiutów, ale na kilka na pewno warto zwrócić uwagę. W charakterze dyrektora sportowego ONICO Warszawy wystartował Paweł Zagumny i jak pokazał przebieg ligowych zmagań, nie był to wymarzony debiut, bo na samym finiszu zespół wypadł poza premiowaną udziałem w play offach szóstkę. - Na razie otrząsamy się z szoku. A co do przyszłego sezonu, cały czas trwają przymiarki transferowe i to jest przestrzeń na wyciągnięcie wniosków. Trzeba się zastanowić nad niektórymi zawodnikami - skomentował Zagumny tuż po zakończeniu najdłuższej części ligowych zmagań.
Ze stołeczną drużyną związał się także Piotr Gacek, który objął stanowisko managera projektów City i Junior Club.
W roli pierwszego szkoleniowca zadebiutował z kolei Wojciech Serafin, ale kilku miesięcy spędzonych w Dafi Społem Kielce nie zaliczy do udanych. Pod jego opieką drużyna wygrała tylko dwa z trzynastu meczów i praktycznie od początku sezonu zamykała tabelę ekstraklasy. Serafin szybko znalazł nowe zatrudnienie - w staffie kędzierzyńskiej ZAKSY.
Premierowego występu na boiskach PlusLigi nie powstydzi się natomiast Wiktor Nowak, 19-letni rozgrywający PGE Skry Bełchatów, który wobec kontuzji Grzegorza Łomacza i Marcina Janusza, musiał poprowadzić grę wicemistrzów kraju w wygranym 3:2 spotkaniu z Cerradem Czarnymi Radom (22 lutego). - Radził sobie bardzo dobrze. Grał spokojnie, a to jest najważniejsze - ocenił jego występ Radosław Kolanek, trener, z którym Nowak pracuje w drużynie juniorów. Juniorzy EKS Skra w minioną niedzielę zostali mistrzami Polski.
E – Eksportowa drużyna
ZAKSA Kędzierzyn-Koźle po raz trzeci z rzędu zdominował rundę zasadniczą PlusLigi. W trzydziestu meczach tylko pięć razy schodziła z boiska pokonana. Gdy główny bombardier kędzierzynian Dawid Konarski, po długich rozmyślaniach postanowił przenieść się do Turcji, postawieni pod ścianą włodarze musieli szukać zastępcy poza granicami kraju. Padło na Portorykańczyka Maurice Torresa, który dwa wcześniejsze sezony spędził we włoskiej Ravennie i zebrał tam pozytywne recenzje. Długo nie mógł odnaleźć się w ZAKSIE, ale ostatecznie pokazał swoją skuteczność na siatce. Zespół z Opolszczyzny nie obronił wprawdzie Pucharu Polski, ale z bardzo dobrej strony zaprezentował się podczas Klubowych Mistrzostw Świata. Chociaż to Skra awansowała do półfinału, znacznie lepsze noty za występy w tym turnieju zebrał mistrz Polski. Siatkarze z Kędzierzyna-Koźla sprawili też ogromną niespodziankę w Lidze Mistrzów, gdzie po efektownym zwycięstwie w Friedrichshafen awansowali do Final Four.
F – Frekwencja
W jednych miejscach imponująca, jak choćby w Gdańsku czy Zawierciu, w innych lekko wstydliwa. Rekord padł w tym sezonie w Gdańsku, gdzie spotkanie Trefla z PGE Skrą Bełchatów obejrzało w Ergo Arenie 5500 widzów. Jeszcze lepsza frekwencja była podczas meczu z Cuprumem Lubin - 9781. Jednak wtedy spora część kibiców skorzystała z bezpłatnych wejściówek w ramach akcji „Aktywne Kaszuby”. Z kolei w Rzeszowie pojedynek z mistrzem Polski przyciągnął na Podpromie 4286 osób, a w Kielcach starcie Dafi Społem Kielce z podopiecznymi Andrzeja Kowala obejrzało 3026-ciu fanów siatkówki. Najmniej kibiców wybrało się na mecz 2. serii spotkań, pomiędzy Stocznią Szczecin a Cuprumem Lubin - 620.
G – Gwiazdy z zagranicy
Kibice siatkówki w Polsce z utęsknieniem wzdychają do czasów, gdy w polskiej lidze występowały gwiazdy największego formatu - Konstantinow, Abramow, Falaska czy Antiga. Dziś największy urodzaj pod tym względem jest w Kędzierzynie-Koźlu, gdzie gra jeden z najlepszych rozgrywających świata Benjamin Toniutti i jeden z najbardziej wszechstronnych przyjmujących w Europie Sam Deroo. Sporo kolorytu ligowym zmaganiom dodali także japoński libero Aluronu Virtu Warta Zawiercie Taichiro Koga oraz pierwszy Irańczyk w PlusLidze Milad Ebadipour, jednak ten drugi w najważniejszych meczach grał poniżej możliwości i oczekiwań.
Rozczarował natomiast Kubańczyk z Jastrzębskiego Węgla. W zeszłym roku Salvador Hidalgo Oliva brylował na polskich parkietach i był ulubieńcem kibiców, nie tylko na Górnym Śląsku. W trwających rozgrywkach błyszczą tylko jego stroje, on sam natomiast nie jest już tak widowiskowy, jak rok temu. Nie widać w nim także zeszłorocznego entuzjazmu, radości z gry, a przede wszystkim skuteczności, szczególnie w walce z topowymi drużynami. Mniej niż wszyscy się spodziewali dał ONICO Warszawie Nikola Gjorgiev, który zresztą sam nie do końca był zadowolony ze swojej postawy.
Osobny akapit poświęcamy Guillaume Samice, który w Polsce spędził w sumie pięć i pół sezonu, grając kolejno w barwach Jastrzębskiego Węgla, ZAKSY Kędzierzyn-Koźle, AZS-u Częstochowa i ONICO Warszawy. Jego słynne kiwki zostaną w pamięci kibiców na długie lata, podobnie jak nietuzinkowe poczucie humoru oraz przyjazne nastawienie do całego świata. Samica postanowił zakończyć karierę zawodniczą, ale w Polsce spodobało mu się tak bardzo, że wraz z rodziną postanowił zostać u nas na dłużej.
H – Hasła
Bieżący sezon upływa pod znakiem wielu ciekawych inicjatyw marketingowo-społecznych. Najgłośniejszym była chyba akcja crowdfundingową Trefla Gdańsk „DoLEWamy do pełna”, w której wzięło udział 1450 osób. Po tym, jak klub opuścił sponsor tytularny i pojawiło się widmo rozpadu zespołu, w niespełna trzy tygodnie kibice żółto-czarnych zebrali ponad 280 tyś. zł. Dzięki temu klub mógł rozpocząć sezon ligowy bez żadnych ubytków kadrowych.
Wśród innych akcji godnych odnotowania i naśladowania należy wyróżnić: „Aktywne Kaszuby” Trefla Gdańsk, „Akcję Zawiercie” Aluronu Virtu Warty Zawiercie i przede wszystkim „Chwała bohaterom. 100 lat niepodległości”, zainaugurowaną podczas turnieju finałowego Pucharu Polski we Wrocławiu. Kluby PlusLigi i Ligi Siatkówki Kobiet postanowiły w wyjątkowy sposób uczcić setną rocznicę odzyskania niepodległości przez nasz kraj. W ramach specjalnego programu PLPS i kluby, które biorą w nim udział udostępniają w swoich halach miejsca dla kombatantów i ich opiekunów, zapewnią ich należyte uhonorowanie oraz promują obchody odzyskania niepodległości informacją na bandach: „Chwała Bohaterom! 100 lat odzyskania niepodległości”.
I – Internetowe transmisje
Telewizja Polsat w tym sezonie podjęła starania, by mecze PlusLigi były w całości transmitowane, w pasmach telewizyjnych oraz w Internecie (na stronie polsatsport.pl i w platformie Ipla). Pierwsze testy technologii, która ma być na stałe stosowana w PlusLidze w sezonie 2018/19 miały miejsce 12 grudnia minionego roku, gdy pokazano spotkanie ONICO Warszawa - Indykpol AZS Olsztyn. Kibice siatkówki długo musieli czekać na kolejną próbę, ale gdy już się doczekali, byli w pełni ukontentowani: w sobotę 7 kwietnia dodatkowe (internetowe) kamery Polsatu był na meczu GKS-u Katowice z Indykpolem AZS Olsztyn, a 8 kwietnia relacjonowały przebieg starcia MKS Będzin - Asseco Resovia Rzeszów. Oprócz tego fani siatkówki mogli zobaczyć trzy spotkania na kanałach telewizyjnych. - Transmisje wszystkich meczów naszej ligi to dla nas bardzo ważny cel i wiemy od naszego partnera - Telewizji Polsat, że realny w przyszłym sezonie - powiedział Artur Popko, prezes zarządu PLPS SA. Warunek jest jeden: hale muszą posiadać bardzo dobry Internet.
J – Jurajska inwazja mocy
Beniaminek PlusLigi ubarwił rozgrywki nie tylko z siatkarskiego punktu widzenia. Rundę zasadniczą Aluron Virtu Warta Zawiercie zakończył na 10. pozycji, co jest dobrym wynikiem, ale prawdziwa furorę zrobili kibice tej drużyny. „Jurajscy Rycerze” nie tylko zapewniali pełną halę na każdym domowym meczu swojej drużyny, ale także mocno „okupowali” wyjazdowe hale. Na spotkaniu z GKS-em Katowice Żółto-Zielonych było ponad trzystu, a Kędzierzyn-Koźle odwiedziło 250 osób. Najzabawniejsze wydarzenie, które notabene można by także dopisać do litery H naszego alfabetu, miało miejsce przed starciem z MKS-em Będzin, czyli „Zawierciański Koń Trojański”. Aluron dostał na ten mecz 70 wejściówek dla Klubu Kibica, tak samo jak każdy inny zespół przyjeżdżający do Będzina. Zawiercianom było jednak mało i wykupili sporo biletów w kasach. Na trybunach zasiedli w „cywilnych” strojach, ale gdy rywalizacja się rozpoczęła, przebrali się w klubowe barwy i zaczęli śpiewać „Zawierciański Koń Trojański”.
K – Kanadyjski challenge
Niecodzienne wydarzenie miało miejsce w 11. kolejce spotkań. Podczas meczu Cerrad Czarni Radom - Indykpol AZS Olsztyn, w trakcie analizy wideo sędziowie sprawdzili nie tę akcję, o której sprawdzenie wnioskował trener Roberto Santilli i podjęli błędną decyzję. Pewny swego szkoleniowiec Indykpolu wpadł w szał, a chwilę później za swoją nerwową reakcję otrzymał czerwoną kartkę. Po zakończeniu spotkania ojciec zawodnika AZS-u Blake'a Scheerhoorna przekazał sztabowi informację, że sprawdzana była nie ta akcja. Kolejna wnikliwa analiza potwierdziła spostrzeżenie Kanadyjczyka, a prezes PLPS-u tak skomentował sytuację: - Jest to błąd ludzki, w który tak naprawdę trudno było uwierzyć. Musiało dojść do tak wielu zbiegów okoliczności, by takie coś miało miejsce, że ta sprawa wydawała się niemożliwa do zaistnienia. Wyciągniemy wnioski, poprawimy system i sprawimy, by cała obsługa meczu jeszcze bardziej kontrolowała to, co dzieje się w trakcie spotkań PlusLigi.
L – Lecą głowy
Głowy trenerskie oczywiście. Nowy regulamin zwiększył presję, nie tylko w drużynach aspirujących do medali, ale także (a może głównie?) u tych walczących o ligowy but. W sezonie 2017/18 pracę straciło aż pięciu szkoleniowców PlusLigi. Już w listopadzie z posadą pożegnał się Rastislav Chudik z BBTS-u Bielsko-Biała, którego zastąpił Paweł Gradowski. W grudniu pracę stracił Wojciech Serafin, którego zmienił nowy - stary trener Dafi Społem Kielce Dariusz Daszkiewicz. Także w grudniu z Asseco Resovią Rzeszów pożegnał się Roberto Serniotti, a głównym zarzutem wobec Włocha były niezadowalające wyniki (5 porażek w 12 meczach). Mówiło się też o braku nici porozumienia z niektórymi zawodnikami. Sytuacja była o tyle niecodzienna, że w Resovii po raz pierwszy zwolniono szkoleniowca w trakcie sezonu. Tutaj również odnotowano wielki powrót - Andrzeja Kowala.
Ogromnym zaskoczeniem było zdymisjonowanie Marka Lemedew, który w poprzednim sezonie wygrał z Jastrzębskim Węglem brązowy medal mistrzostw Polski. Drużyna była wtedy (w styczniu) na 4. miejscu w tabeli, a fazę zasadniczą skończyła ostatecznie na 6. Mało brakowało, a jastrzębian w ogóle nie byłoby w play offach. To zwolnienie wywołało chyba największe zdziwienie w środowisku i przyniosło całą lawinę komentarzy wspierających Australijczyka. Jego fotel przejął Ferdinando De Giorgi.
W lutym decyzję o zakończeniu współpracy ze Stelio DeRocco podjęli włodarze MKS-u Będzin. Z pracą pożegnał się także II trener, Rafał Murczkiewicz. Funkcję nowego szkoleniowca powierzono Holendrowi Gido Vermuelenowi, jego asystentem został Emil Siewiorek.
Ł – Łomot
Choć w tym sezonie PlusLidze nie brakowało emocji, kibice byli także świadkami faktycznych siatkarskich łomotów. Najczęściej, takie miano serwował swoim fanom zespół z Kielc, który w tej edycji wygrał zaledwie cztery mecze. Na tytuł łomotu zasługuje też mecz czwartej kolejki, pomiędzy PGE Skrą Bełchatów i Asseco Resovią Rzeszów. „Żółto-czarni” przejechali po resoviakach niczym walec, wygrywając w trzech partiach po niewiele ponad godzinie gry. Zdarzały się jednak też takie spotkania, w których drużyny wyżej rozstawione zbierały prawdziwe cięgi od teoretycznych „chłopców do bicia”, którzy mieli z założenia być gwarantami łatwych punktów, a nie równoprawnymi rywalami. Taki los na początku listopada spotkał Trefl Gdańsk, który na własnym terenie „dostał lanie” od Espadonu Szczecin. Również w listopadzie, w przełożonym meczu 5.kolejki Asseco Resovia Rzeszów, poznała siłę beniaminka, który zawitał na Podpromie. Zawiercianie po tie-breaku pokonali rzeszowian i zainkasowali punkty do tabeli. W grudniu z kolei, kryzys w meczu dopadł graczy AZS Indykpolu Olsztyn, którzy stracili punkt w spotkaniu z Łuczniczką Bydgoszcz, cały czas ocierającą się o strefę spadkową. W następnej kolejce, liczący na łatwy mecz Jastrzębski Węgiel, rozegrał pięciosetowe spotkanie z MKSem Będzin, które na dodatek zakończył przegraną. W styczniu Aluron Virtu Warta Zawiercie ponownie niczym supernowa błysnęła na siatkarskim nieboskłonie, kiedy pokonała w trzech partiach PGE Skrę Bełchatów. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że aktualnie wiceliderzy tabeli, zmierzyli się wtedy z plagą własnych błędów. W Warszawie zaś już w połowie lutego pojawiły się pierwsze symptomy wahnięcia formy, kiedy ONICO po bardzo nierównym poziomie gry, straciła punkt w meczu z przedostatnim w tabeli Dafi Społem Kielce. Kolejna kolejka tylko potwierdziła dołek w jakim znaleźli się podopieczni Stephana Antigi, którzy w Bielsku-Białej dali się zbić dla BBTSu, tym samym nie przywożąc z terenu rywala nawet jednego punktu. W marcu sensacyjną porażkę z GKS Katowicami zaliczyła z kolei ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. Ostatnim głośnym łomotem, był triumf za trzy punkty Cuprum Lubin nad ONICO Warszawą i choć lubinianie mogą zaliczyć sezon do udanych, to czas i miejsce spotkania a przede wszystkim dysproporcja dyspozycji obu drużyn, wywołała szok na twarzach wielu kibiców.
M – MVP
Wiele głosów krytycznych od początku podważało poziom rozgrywek tegorocznej PlusLigi. Choć w ciągu ostatnich lat, kilka „głośnych” nazwisk opuściło polską ekstraklasę, życie po raz kolejny pokazało, że nie znosi próżni i szybko uzupełniło wakat. Mało, kto mógł spodziewać się, że wszystkie reflektory zwrócą się na Damiana Schulza, który zazwyczaj stał w cieniu i nawet jeśli wychodził w pierwszym składzie, to raczej ustępował miejsca liderom na swojej pozycji. Atakujący, od początku swojej kariery w profesjonalnej lidze związany z Treflem Gdańsk, już w poprzednim sezonie prezentował dobrą formę, jednak wtedy ciężko było mu rywalizować z cały czas „ciągniętym” do kadry Mariuszem Wlazłym czy Dawidem Konarskim i Bartoszem Kurkiem. W sezonie 2017/2018 zawodnik udowodnił, że powinien liczyć się podczas selekcji do reprezentacji i to on, po fazie zasadniczej jest liderem, jeśliby patrzeć wyłącznie na statuetki MVP (8 otrzymanych). Statystyki 28-latka, także dodają mu dodatkowych argumentów, bowiem w trzydziestu spotkaniach zdobył on łącznie 519 punktów, zdobywając średnio 17 punktów w meczu. Najwięcej „oczek” zanotował w starciu z Cuprum Lubin, kiedy na swoim koncie zapisał 36 punktów.
N – Na dopingu
Na początku lutego w PlusLidze zawrzało – Jakub Rohnka, przyjmujący Łuczniczki Bydgoszcz został przyłapany na stosowaniu dopingu. Siatkarz, bezpośrednio po meczu z ONICO Warszawą, w pierwszym spotkaniu po Nowym Roku, został poddany kontroli antydopingowej, której wyniki, opublikowane niespełna miesiąc później, potwierdziły obecność niedozwolonej substancji – metyloheksanaminy. Substancja prawdopodobnie znajdowała się w odżywkach lub suplementach diety, a eksperci porównują jej działanie do adrenaliny czy efedryny. Jakub Rohnka został zawieszony w prawach zawodniczych i nie zdecydował się na odwołanie a także przebadanie drugiej próbki. Jeśli siatkarz nie zostanie uniewinniony grożą mu 2 lata dyskwalifikacji.
O – Opiekun kadry narodowej
Pod koniec października 2017 roku oficjalnie rozpoczął się żmudny proces wyboru trenera męskiej reprezentacji Polski i już na samym początku prezes Związku zapewniał, że z lepszej pozycji starują polscy kandydaci i że to właśnie teraz jest ich czas. Te zapewnienia z dużym sukcesem „podgrzały” aspiracje polskiej myśli szkoleniowej, która w finalnym etapie rozmów stanowiła większość (6 do 1), ale też konsekwentnie odstręczały szkoleniowców z zagranicy, którzy w małej liczbie zgłaszali swoje kandydatury. Ostatecznie, po odpadnięciu z gry Andrei Gianiego i Marcelo Mendeza, honoru zagranicy bronił Vital Heynen. Wraz z upływem czasu grono potencjalnych selekcjonerów kadry zawęziło się do trzech osób: Andrzeja Kowala, który w chwale powrócił do Asseco Resovii Rzeszów i wyciągnął ją z ligowego Tartaru; Piotra Gruszki, który cały czas nosił na sobie piętno pracy w poprzedniej reprezentacji i chcąc, nie chcąc był współtwórcą jej klęski; a także Vitala Heynena – ekscentrycznego Belga, który miał tylu samo entuzjastów, co antagonistów. Na początku lutego PZPS zwołał konferencję prasową podczas, której przedstawił nowego trenera reprezentacji. Szansę realizowania własnych założeń otrzymał Vital Heynen i to on ma poprowadzić Polaków do dobrego wyniku na IO w Tokio. Oczywiście Związek zatrzymał sobie prawo do weryfikacji po każdym sezonie reprezentacyjnym, dlatego pierwsze sukcesy byłyby mile widziane o wiele wcześniej niż w 2020 roku. Heynen nieoficjalnie, ale coraz śmielej odkrywa karty i przestawia swoich współpracowników - w sztabie ma znaleźć się Michał Mieszko Gogol, Sebastian Pawlik jako ekspert od młodzieży i Paweł Woicki, który będzie debiutował w takiej roli. Nie jest znany za to skład zawodników, bowiem na razie belgijski szkoleniowiec prowadzi VfB Friedrichshafen, które niedawno przegrało w dwumeczu fazy play off Ligi Mistrzów z ZAKSĄ Kędzierzynem-Koźle, ustępując tym samym mistrzom Polski miejsca w Final Four w Kazaniu. W klubie Heynen robi dobrą robotę, a włodarze zdają się nie narzekać. Niedługo, bo już w maju 48-latek rozpocznie zgrupowanie Polskiej kadry. Czy nowa jakość poprawi wyniki? Zobaczymy.
P – Pożegnanie spadkowiczów
System spadku i awansu w PlusLidze zebrał kolejne żniwo. Otwarcie ligi w 2016/2017 wymagało poszerzenia grona „ekstraklasowców” o kolejne dwa zespoły, co wzbudziło sporo głosów sprzeciwu, jednak zgodnie z zapowiedziami był to etap przejściowy, który kończy się wraz z bieżącymi rozgrywkami. W związku z roszadami aktualny sezon może aspirować do miana „najbardziej krwawego w historii”, gdyż nawet trzy kluby z ekstraklasy mogą stracić swoje miejsca. Pierwsze sportowe „egzekucje” dokonały się już po fazie zasadniczej, a z najwyższą klasą rozgrywek pożegnały się Dafi Społem Kielce (15 punktów, 4 wygrane i 26 przegranych) i BBTS Bielsko-Biała (19 punktów, 6 wygranych i 24 porażki). Na tym trzęsienie ziemi w PlusLidze, może się jednak nie skończyć, a do grona spadkowiczów może dołączyć jeszcze jeden z „ekstraklasowców”. Starcia o dół tabeli, które odbędą się pomiędzy Łuczniczką Bydgoszcz i MKSem Będzin, będą niezwykle ciekawe z punktu widzenia kolejnej edycji rozgrywek. Wygrany, zapewni sobie bezpieczeństwo, będzie mógł odetchnąć z ulgą, zbierać finanse i planować kształt drużyny na przyszły sezon. Przegrany zaś, położy na szali swoje siatkarskie życie i zagra w barażach. W meczu „o wszystko” zmierzy się najprawdopodobniej z AZS Częstochową, która od strony sportowej zrobiła, co mogła. Akademicy spod Jasnej Góry, wygrali I Ligę, po zaciętych pięciu meczach z Lechią Tomaszów Mazowiecki i czekają na ostateczną weryfikację dokumentów o ponowne przyjęcie do grona elity oraz potencjalnego rywala, którego poznają najpóźniej 23 kwietnia. Emocji kibicom nie zabraknie więc, aż do samego końca!
R – Rekord
W dziewiętnastej kolejce rozgrywek kibice byli świadkami rekordowo długiego seta. Czwarta partia meczu Łuczniczki Bydgoszcz i, jeszcze wtedy, Espadonu Szczecin zakończyła się po 55 minutach stanem 42:40 dla podopiecznych Mieszko Gogola. Trzeba jasno powiedzieć, że w tym starciu obie drużyny zatroszczyły się o prawdziwe siatkarskie show. Posypały się kartki, siatkarze żywo reagowali na wszelkie kontrowersje, Jakub Bednaruk szalał przy linii, a Bartosz Filipiak otrzymał piłką cios w twarz i przez długi czas pozostawał ogłuszony. Zakończenie seta po kontrowersyjnej decyzji sędziego i wspomnianym czerwonym kartoniku dla „Diabła”, wylało lawinę komentarzy, która jeszcze długo przewijała się w siatkarskim środowisku.
S – Stracona szansa ONICO
Przed sezonem utarł się dowcip „– O co w tym roku gra Warszawa? – O-nico”. Tak więc od pierwszych treningów zawodnicy ze wszystkich sił zapewniali kibiców, że w tym roku ich aspiracje są znacznie wyższe, a co najważniejsze – możliwe do spełnienia. Początkowe spotkania zdawały się to potwierdzać, bowiem warszawianie cały czas oscylowali w okolicach pierwszej szóstki i dopiero mecz z PGE Skrą (9.kolejka) zepchnął ich na dziesiąte miejsce. Podopieczni Stephana Antigi, potrzebowali jednak zaledwie chwilki, by z powrotem wrócić do „stawki” i od 12.kolejki, aż do ostatniego meczu nie spadli poza premiowane sześć lokat. Seria dwunastu ligowych zwycięstw (plus jedno w Pucharze Polski), pozwoliła ONICO Warszawie w najlepszym momencie (20.kolejka) zająć drugie miejsce i dzierżyć tytuł wicelidera tabeli. Kolejne mecze, rozgrywane ze zmiennym szczęściem, fala kontuzji, a przede wszystkim zupełnie niepotrzebna porażka za trzy punkty w Bielsku-Białej okazały się być bombą z opóźnionym zapłonem. Choć stołeczny klub, aż do ostatniej kolejki kurczowo trzymał się „szóstki”, to po (nie)korzystnych rozstrzygnięciach pozostałych pretendentów (Resovii, ZAKSY i Jastrzębskiego Węgla), musiał pogodzić się ze spadkiem na siódmą lokatę i straconą szansą na medale. Rozczarowanie może potęgować fakt, że ONICO Warszawie zabrakło tylko jednego punktu w klasyfikacji generalnej, ale też to, że zespół ze stolicy odniósł w sezonie 20 zwycięstw i gdyby to od nich zależały losy awansu, zajmowałby czwarte miejsce. Prawo jest jednak prawem i warszawianie muszą spróbować przełknąć gorycz dobrego, choć nieszczęśliwego sezonu.
T – Trafny wybór Trefla
We wrześniu siatkarski światek obiegła niepokojąca informacja o wycofaniu się spółek państwowych ze sponsoringu. Najbardziej boleśnie sprawę odczuli siatkarze z Gdańska, którzy stracili sponsora tytularnego - spółkę LOTOS, a ich przyszłość w ekstraklasie zawisła na włosku. Klub od zakończenia poprzednich rozgrywek i przysłowiowych latach „chudych”, ruszył z impetem, werbując w swoje szeregi największe nazwiska. Każdy bowiem spodziewał się, że przed klubem z Pomorza lata „tłuste”, a tymczasem zaserwowano im te jeszcze „chudsze”. Pojawiło się mnóstwo znaków zapytania, a te najważniejsze dotyczyły przyszłości klubowej Andrei Anastasiego, którego dieta finansowa stanowi sporą część finansów klubu, a także nowopozyskanych graczy: Piotra Nowakowskiego i TJ Sandersa. Władze klubu zdecydowały się dać zgodę na szukanie nowych pracodawców dla wyżej wymienionych jak również innych świetnych nazwisk: Miki, Grzyba czy Schulza. Ostatecznie jednak nikt nie skorzystał z tej bezpiecznej możliwości, a zawodnicy wraz ze sztabem rozpoczęli usilne próby ratowania klubu. Pewne było, że Trefl Gdańsk sam nie wycofa się z rozgrywek. „DoLEWamy do pełna” akcja crowdfundingowa była nie tylko świetnym chwytem marketingowym, ale przede wszystkim wyrazem solidarności środowiska piłki siatkowej. Ostatecznie „gdańskim lwom” udało się uzbierać pieniądze na „członkowskie” w lidze, a także porozumieć się, co do wysokości i form wynagrodzenia siatkarzy i trenerów. Decyzja o pozostaniu w PlusLidze i determinacja gdańszczan była jak najbardziej trafnym wyborem, który może okazać się jeszcze większym sukcesem. Trefl Gdańsk zajmuje po fazie zasadniczej trzecie miejsce, a dziś ma szansę przybliżyć się do półfinału mistrzostw Polski i szans gry o medale. Wydaje się to zupełnie realne, gdyż gdańszczanie już raz pokazali swoją siłę, kiedy w styczniu, we Wrocławiu sięgnęli po Puchar Polski, najpierw wyeliminowując z gry ZAKSĘ Kędzierzyn-Koźle, a następnego dnia w trzech setach, pokonując PGE Skrę Bełchatów.
U – Urazy
Faza zasadnicza przyniosła całą gamę emocji, ale napięty kalendarz rozgrywek dał o sobie znać i wśród zawodników przetoczyła się prawdziwa fala kontuzji. Tak naprawdę z każdego obozu, co jakiś czas napływały niepokojące informacje dotyczące stanu zdrowia poszczególnych siatkarzy. Najdłużej poza grą przebywał Michał Filip, który w składzie Cerradu Czarnych Radom nie pojawił się przez 110 dni. Młody atakujący w meczu z Cuprum Lubin doznał złamania kości śródstopia, która skazała go na całą serię zabiegów i długą rehabilitację. Pech chciał, że podczas absencji Filipa, silnego stłuczenia oka doznał Jakub Ziobrowski, co zmusiło Roberta Prygla do przestawienia na atak Wojciecha Żalińskiego. Kontuzje dopadły też pozostałe zespoły – Asseco Resovia Rzeszów, musiała skorzystać z transferu medycznego w związku z urazem środkowych: Marcina Możdżonka i Bartłomieja Lemańskiego; ZAKSA Kędzierzyn-Koźle musiała obejść się bez Sama Deroo, który podkręcił staw skokowy, a Cuprum Lubin na przemian zmagała się z nieobecnością Estończyków – najpierw Robert Taht uszkodził ścięgno Achillesa, a kilka miesięcy później na treningu kostkę skręcił Keith Pupart. Największy pogrom spotkał jednak ONICO Warszawę, która w pewnym momencie stanęła przed poważnym problemem braków kadrowych. W jednym czasie z gry wyłączeni zostali Bartosz Kwolek (zapalenie wyrostka robaczkowego), Jan Nowakowski (złamanie paliczka prawej ręki), a także Sharon Vernon-Evans (uraz przeciążeniowy). W kolejnych spotkaniach urazu kolana nabawił się Damian Wojtaszek. Oczywiście, to są tylko pojedyncze przykłady najgłośniejszych urazów tego sezonu, ale w ciągu trzydziestu kolejek było jeszcze wiele mniej lub bardziej rozpropagowanych urazów zawodników.
W – Weterani
Tegoroczna PlusLiga w wielu przypadkach potwierdziła prawdziwość twierdzenia „Stary, ale jary” i niejednokrotnie delegowała na parkiety prawdziwych siatkarskich weteranów. Guillaume Samica, który aktualnie liczy sobie 37 lat pokazał klasę w meczu z Dafi Społem Kielce i kiedy warszawianom naprawdę nie wychodziło to spotkanie, wziął na siebie ciężar gry, zdobywając 15 punktów. Za spotkanie został uhonorowany nagrodą MVP. Prawdziwym klubem weteranów jest jednak KPS Stocznia Szczecin, która korzysta z doświadczenia sprawdzonych w boju siatkarzy. Aż w 16 spotkaniach wystąpił Dawid Murek, który mimo 41 lat, dalej bardzo dobrze sprawdza się na libero. W 28 meczach i 110 setach w szczecińskich barwach pojawił się Michał Ruciak. Przyjmujący, mający już 35 lat, zdobył w fazie zasadniczej łącznie 180 punktów. Tyle samo lat i występ w 27 meczach Stoczni Szczecin ma na koncie Marcin Wika, który w ciągu wszystkich starć zdobył 303 punkty. Przyjmujący, aż trzykrotnie wybierany był najlepszym zawodnikiem meczu, a w starciu z Łuczniczką Bydgoszcz zdobył 27 „oczek”, atakując z blisko 50-procentową skutecznością. Trefl Gdańsk, również może poszczycić się obecnością „weterana” w swoich szeregach, a mowa tu o Wojciechu Grzybie, który w tym sezonie pojawił się na boisku w 23 meczach. Liczący sobie 37-lat środkowy zapisał na swoim koncie łącznie 135 punktów. W Olsztynie z kolei świetnie konserwuje się Daniel Pliński, który mimo 40-lat wielokrotnie wspierał kolegów w grze. Nie tak dawno ciepłych słów nie szczędził mu Roberto Santilli, który dziękował środkowemu za pomoc sportową i mentalną, w trudnym meczu z GKS Katowicami.
Z – Złoci juniorzy
Z dwunastu juniorów, którzy w czerwcu w czeskim Brnie sięgnęli po złoty medal mistrzostw świata juniorów aż dziewięciu prezentowało swoje umiejętności na plusligowych parkietach. Trzech z nich: Tomasz Fornal, Jakub Ziobrowski i Norbert Huber miało okazję występować w barwach Cerradu Czarnych Radom. Regularne szanse do gry od Roberta Prygla otrzymali Tomasz Fornal i Norbert Huber. Młody przyjmujący jest jednym z liderów swojej drużyny i często w pojedynkę jest w stanie przesądzić o losach spotkania. Tak było chociażby w meczu przeciwko Cuprum Lubin, w którym zdobył 19 punktów i otrzymał nagrodę MVP. Szalejący na skrzydle Fornal zepsuł też sporo krwi warszawianom w ostatniej kolejce i choć goście ostatecznie wygrali 3:2, przyjmujący zdobył 27 „oczek”. Z kolei Norbert Huber, również otrzymał od trenera Prygla spore zaufanie, dzięki czemu wystąpił w 28 meczach. Choć jeszcze nie dostał statuetki MVP, może być zadowolony ze swoich występów, a czas spędzony na boisku na pewno rozwinął jego umiejętności. Szczęścia nie miał za to Jakub Ziobrowski, który po przyjściu Michała Filipa stał się naturalnym zmiennikiem. Mimo, iż Filip nabawił się kontuzji, Jakub Ziobrowski sam niedługo potem zmagał się z dość niefartownym urazem oka, którego nabawił się na treningu, a który ciągnął się za nim kilka tygodni. Wcześniej udało mu się jednak zagrać naprawdę dobry mecz przeciwko Łuczniczce Bydgoszcz, w którym zdobył 24 punkty i otrzymał indywidualną nagrodę, a także dobry mecz w Warszawie przeciwko ONICO, gdzie punktował aż 22 razy. Skoro mowa o stołecznym zespole to w jego składzie najjaśniej błyszczał Bartosz Kwolek - zdobywca trzech statuetek MVP. Przyjmujący w pełni wykorzystał szansę jaką otrzymał od Stephana Antigi i stał się liderem szeregów warszawian. Jego atomowe zagrywki przeszły do legendy, a czujna gra w bloku i poprawa umiejętności w ataku dodały mu kolejnych argumentów. Mimo kilku tygodniowej absencji mistrz świata juniorów punktował w tym sezonie 383 razy. Okazji do gry nie miał za to Jędrzej Gruszczyński, który prawdopodobnie opuści w przyszłym sezonie Warszawę. Zawodnik libero przegrał rywalizację na pozycji z Damianem Wojtaszkiem i wychodził na boisko jedynie w momentach załamania formy lub zupełnej nieobecności 29-latka. Inną sytuację miał za to Mateusz Masłowski, który w końcu przedarł się do pierwszego składu Assco Resovii Rzeszów. Choć cały czas jest wspierany przez doświadczonego Pawła Ruska, miał sporo okazji do tego, by pokazać się z dobrej strony. Problemem jest jeszcze jego burzliwa natura i niespokojna głowa, która czasami zbyt szybko dawała o sobie znać. Rolę zmiennika w składzie Trefla Gdańsk pełnił za to Szymon Jakubiszak. Przyjmujący razem ze swoimi kolegami z drużyny, sięgnął w styczniu po wspomniany już Puchar Polski. Jeśli mowa o „złotych juniorach” nie sposób pominąć Jakuba Kochanowskiego, który w AZS Indykpolu Olsztyn rozwinął skrzydła. Środkowy czterokrotnie otrzymał nagrodę dla najlepszego gracza meczu, wystąpił we wszystkich spotkaniach fazy zasadniczej, a w dwudziestu dwóch meczach zdobył więcej niż 10 punktów (w ośmiu powyżej 15 „oczek”). Świetna dyspozycja 20-latka sprawiła, że znalazł się on na celowniku czołowych klubów PlusLigi, a także wielu zespołów z zagranicy. Pewne jest, że młody środkowy w pierwszej kolejności powinien brać pod uwagę szansę na regularną grę, bo tylko ona jest gwarantem progresu, a w przyszłości sukcesu dla zawodników o wciąż małym stażu gry w ekstraklasie.