Wydarzenie 5. kolejki: falstart mistrza Polski
Trwający sezon obfituje w niespodzianki najróżniejszego kalibru - od tych bardzo miłych dla oka i ucha, jak niezwykła waleczność skazanych na pożarcie zespołów z dolnej części tabeli, po zaskakujące i niezrozumiałe, szczególnie dla kibiców, porażki pretendentów do medali. O Asseco Resovii Rzeszów pisaliśmy już dwukrotnie, tym razem kolej na PGE Skrę Bełchatów.
Po pięciu kolejkach spotkań mistrz Polski ma na koncie zaledwie dwa zwycięstwa (z MKS-em Będzin i Treflem Gdańsk) oraz trzy porażki (z Chemikiem Bydgoszcz, Indykpolem AZS Olsztyn i Jastrzębskim Węglem). W ligowej klasyfikacji zajmuje 10. lokatę. Za nim, spośród kandydatów do walki o podium plasuje się tylko Asseco Resovia Rzeszów, która ugrzęzła na dnie tabeli i nawet po zmianie trenera nie potrafiła się z niego wydobyć.
O sytuacji Resovii pisaliśmy już dwukrotnie i od tamtego czasu nic się nie zmieniło. Tym razem chcemy zwrócić uwagę na postawę PGE Skry Bełchatów, albo raczej na ewentualne przyczyny ich słabszej dyspozycji. Tak nieudanego startu ligi w Bełchatowie nie było od sezonu 2012/13, gdy po pięciu kolejkach spotkań notowali identyczny bilans, jak obecnie. Wtedy jednak mieli na koncie porażki z pretendentami do medali, którzy zresztą później medalowe aspiracje potwierdzili - Asseco Resovią Rzeszów, ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle i Jastrzębskim Węglem. W składzie Skry byli m.in. Włazły, Atanasijevic, Pliński czy Winiarski i podobnie jak dziś, już po pięciu kolejkach zrobiło się wokół zespołu głośno.
Przypomnijmy, był to sezon, w którym Jacek Nawrocki, bo on prowadził wtedy drużynę, eksperymentował z ustawianiem Mariusza Wlazłego na przyjęciu, a Holendra Wytze Kooistry często nie widział nawet w meczowej dwunastce. To był sezon, w którym Skra, po dramatycznym ćwierćfinałowym boju ulegał w piątym meczu 2:3 Asseco Resovii Rzeszów, późniejszemu mistrzowi Polski i ostatecznie zajęła piąte miejsce w rozgrywkach.
W tym roku najlepsza polska drużyna dysponuje równie imponującym zestawem zawodników, z trzema aktualnymi mistrzami świata - Grzegorzem Łomaczem, Jakubem Kochanowskim i Arturem Szalpukiem na czele, a mimo to od pierwszej kolejki spotkań nie potrafi wykorzystać swojego potencjału. - Od początku sezonu nie gramy tak, jak byśmy sobie tego życzyli. Po mistrzostwach świata nie wszyscy jesteśmy w takim rytmie, w jakim powinniśmy być i na pewno trochę się wkurzamy na boisku, bo czasem uciekają nam proste akcje - komentował Łomacz, po wymęczonym zwycięstwie z Treflem Gdańsk.
Analogia w obydwu sytuacjach jest jedna - eksperymenty z Mariuszem Wlazłym. Teraz jednak nie chodzi o zmianę pozycji, ale o to, by jeden z najlepszych bombardierów w PlusLidze nie był nadmiernie eksploatowany. Dlatego w trzech z pięciu rozegranych meczów w wyjściowej szóstce Skry wybiegał jego zmiennik Renee Teepan, ale za każdym razem trener Piazza prędzej czy później musiał posiłkować się swoim podstawowym graczem. Tyko raz, w potyczce z Treflem udało się odwrócić losy rywalizacji. W spotkaniu z Jastrzębskim Węglem eksperymentów już nie było - Wlazły wybiegł na boisko od pierwszej piłki i spisał się dobrze, ale widać było, że brakuje mu meczowego rytmu.
Niepowodzenia bełchatowian można też częściowo zrzucić na karb przemęczenia mistrzów świata, którzy mogą i mają prawo odczuwać w nogach trudy reprezentacyjnego lata. Widać to szczególnie po Jakubie Kochanowskim, który na razie nie błyszczy tak wyrazistym blaskiem, jak w Olsztynie ( mecz w Jastrzębiu skończył ze skutecznością 25%). Za to Artur Szalpuk w rywalizacji na Górnym Śląsku był wyróżniającą się postacią w ataku swojej drużyny i zapisał na koncie 67% efektywności. Znacznie gorzej natomiast przyjmował, jednak w tym elemencie cały zespół miał problemy. - Nie graliśmy źle, ale uciekł nam trzeci set. Zasłużyliśmy na trochę więcej, ale też sami pozbawiliśmy się szansy - ocenił rozgrywający PGE Skry, po porażce w Jastrzębiu-Zdroju.
Dość śmiałą, choć całkiem realną tezą jest stwierdzenie, że PGE Skra Bełchatów ustawiła sobie aktualnie na celowniku Klubowe Mistrzostwa Świata, w których wystartuje już za niespełna miesiąc. Być może zespół jest w trakcie specjalnego cyklu treningowego, który nie pozwala im pokazać pełni możliwości w zmaganiach ligowych, za to ma zaprocentować w Płocku i Częstochowie. Czy tak będzie, okaże się niebawem. Na razie, już w najbliższą środę, mistrzów kraju czeka potyczka z cierpiącą znacznie bardziej Asseco Resovią Rzeszów i szansa na zamazanie śladów po słabszym początku ligi.
Powrót do listy