Wydarzenie 7. kolejki: niespodzianki, niespodzianki
Od pierwszej kolejki PlusLigi zaskakujące wyniki sypią się jak z rękawa. Sporo czasu poświęciliśmy negatywnym rezultatom, dziś pora na pozytywnych bohaterów, wśród których, po spektakularnym zwycięstwie 3:0 nad Stocznią Szczecin na czoło wysunął się Aluron Virtu Warta Zawiercie.
Ciekawa inauguracja
Zaskoczeń nie brakowało od początku sezonu. Jako pierwsi na liście pogromców faworytów zapisali się podopieczni Jakuba Badnaruka, którzy w dobrym stylu pokonali PGE Skrę Bełchatów 3:2. Również na inaugurację zmagań pazur pokazali siatkarze Aluronu Virtu Warta Zawiercie, wygrywając u siebie z naszpikowaną reprezentantami różnych krajów Asseco Resovią Rzeszów. Niezależnie od tego, jak potem potoczyły się losy ekipy z Podkarpacia, ten rezultat wzbudził wiele emocji. - Na początku sezonu często zdarzają się zaskakujące wyniki, ale mam wrażenie, że w tym roku jest ich znacznie więcej - zauważa Mark Lebedew, szkoleniowiec Zawiercia.
- Największe kluby zaczną grać swoje w styczniu, ale już teraz praktycznie każdy zespół pokazał dobrą siatkówkę. Dlatego wydaje mi się, że poziom drużyn z miejsc 5-14 może być w tym roku niezwykle wyrównany - kontynuuje swoją wypowiedź Australijczyk.
- Zdarzają się nieoczekiwane wyniki, ale czy możemy nazywać je niespodziankami? Nie wiem - twierdzi z kolei Roberto Santilli, trener Indykpolu AZS Olsztyn. - Prawda jest taka, że mamy w lidze wielu kadrowiczów, którzy wrócili z mistrzostw świata tuż przed startem rozgrywek i mieli prawo być zmęczeni. Z drugiej strony, takie zespoły jak choćby nasz posiadają kilku nowych graczy, dopiero budują swój system i jeszcze nie do końca złapały właściwy rytm. Dlatego nam przykład, dwa pierwsze spotkania ligowe w wykonaniu Indykpolu wyglądały zupełnie inaczej pod względem poziomu niż te ostatnie.
Poskromili Skrę
W następnych tygodniach sprawcami niespodzianek byli głównie rywale Resovii Rzeszów - GKS Katowice i MKS Będzin, którzy z Podpromia wywieźli zwycięstwa 3:0. W 4. serii meczów ofiarą „słabszych” przeciwników znów padł mistrz Polski, bo na własnym terenie musiał uznać wyższość Indykpolu. - Moje wspomnienia związane z halą Energia są jednoznaczne, ponieważ drużyny trenowane przeze mnie zawsze grają w Bełchatowie fantastycznie. Wprawdzie w zeszłym roku prowadziliśmy tam 2:0 i ostatecznie przegraliśmy, ale mecz był niesamowity. Tym razem nie zaskoczył mnie sam wynik, ale aż tak dobra gra moich podopiecznych. To było niewiarygodne. Choć uczciwie trzeba dodać, że Skra bez Mariusza Wlazłego to zupełnie inny zespół - mówi trener Santilli.
W tym miejscu należy przypomnieć, że Santilli początkowo nie mógł korzystać z usług Robberta Andringi, a drużyna, którą zbudował w tym roku jest nieco osłabiona, w porównaniu z poprzednim sezonem. - Mam zespół najlepszy, jaki mogłem mieć - śmieje się Włoch. W zeszłym roku osiągnęliśmy coś wyjątkowego. Chciałbym, aby te rzeczy, które jeszcze niedawno nazywaliśmy wyjątkowymi, stały się w naszym klubie normalnością. Mam na myśli przede wszystkim rywalizację na równym poziomie z najlepszymi polskimi drużynami.
Jurajski łomot gwiazd
Jeszcze niespodzianka, czy już sensacja? Jak nazwać bezdyskusyjną wyższość Jurajskich Rycerzy nad Stocznią Szczecin, którzy zadziwili nie tylko rozmiarem zwycięstwa, ale też twardą, nieustępliwą walką, mając naprzeciw takie siatkarskie tuzy, jak Kazijski, Kurek czy Żygadło? - Szczecin to na papierze jeden z faworytów rozgrywek i w tym kontekście wynik był pewną sensacją. Normalnie nie jestem zdziwiony, gdy wygrywamy, bo przecież po to pracujemy na treningach, ale muszę przyznać, że to niedzielne 3:0 trochę zaskoczyło nawet mnie - uśmiecha się zadowolony Lebedew.
Dla niego samego największą niespodzianką trwających rozgrywek jest postawa i wynik Asseco Resovii. - Nawet biorąc pod uwagę różne zbiegi okoliczności, jest to za dobry zespół, by zajmować ostatnią pozycję w klasyfikacji.
Rozgrywający Warty Zawiercie Michał Masny powiedział niedawno w rozmowie z naszym serwisem, że dla niego sukcesem będzie awans do najlepszej szóstki i jego zespół robi na razie wszystko, by ten cel zrealizować. Dla kibiców i lokalnego środowiska byłaby to z pewnością tyleż niespodzianka, co radość sięgająca zenitu. Ale trener Lebedew, choć równie mocno wierzy w swój zespół, tonuje nastroje. - Pokazaliśmy już, że nie obawiamy się żadnego rywala. Jeśli dalej będziemy ciężko pracować na treningach, a w meczach walczyć o każdy punkt, nasze szanse na awans będą takie same, jak wszystkich innych. Ale nie możemy za bardzo wybiegać myślami naprzód, bo w PlusLidze jest wiele dobrych drużyn. Nawiasem mówiąc, szkoda, że tak świetna liga, jak polska nie ma klasycznych play offów….
Kędzierzyńskie lanie
Miało być tylko o bohaterach, którzy zaskoczyli pozytywnie podczas siedmiu rozegranych kolejek PlusLigi, ale żeby w pełni zobrazować to, co działo się do tej pory, należy jeszcze wspomnieć o dwóch porażkach 0:3 Jastrzębskiego Węgla, który przecież głośno mówi o medalowych celach: ze Stocznią Szczecin i ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle. Szczególnie bolesna dla śląskich kibiców była ta druga, bo Pomarańczowi dali się mocno zbić wicemistrzom Polski i przegrali z nimi po raz dziewiąty z rzędu. - Sama porażka nie była dla mnie jakoś frustrująca, chociaż nie byłem z tego powodu szczęśliwy. Racjonalnie przeanalizowałem fakty i uznałem, że na ten moment sezonu Kędzierzyn jest po prostu w lepszej dyspozycji niż my i niż pozostałe ekipy PlusLigi. To jednak nie znaczy, że na koniec będzie tak samo - przekonuje Ferdinando De Giorgi.
Na uwagę zasługuje również imponująca seria sześciu zwycięstw z rzędu Cerradu Czarnych Radom, jednak do tej pory radomianie zmierzyli się tylko z jednym pretendentem do medali, Jastrzębskim Węglem i przegrali 0:3. Choć absolutnie szanujemy aktualne wyniki i podziwiamy postawę podopiecznych Roberta Prygla, to prawdziwą laurkę wystawimy im, gdy pokonają któregoś z faworytów.
Powrót do listy