Wyluzowany Wieluń ograł spięte Jastrzębie
Jastrzębski Węgiel ciągle obniża loty. Na zakończenie rundy zasadniczej przegrał na swoim terenie z Pamapolem Wielton Wieluń 1:3 (23:25, 25:20, 15:20, 23:25). MVP meczu, po praz pierwszy w tym sezonie, został Radosław Rybak.
To był bez wątpienia jeden z najsłabszych występów JW w trwających rozgrywkach. Nie wiadomo, czy po tym jak nie awansowali do najlepszej szóstki motywacja spadła do minimum, czy też zwyczajnie mieli wyjątkowo feralny dzień. Nie mogliśmy spytać o to samych zainteresowanych, bo bezpośrednio po meczu trener Lorenzo Bernardi zgarnął ich do szatni i urządził przeciągającą się naradę. Nikt z przedstawicieli drużyny nie pojawił się też na konferencji prasowej.
Jedno jest pewne - gra śląskiej ekipy w spotkaniu z Wieluniem daleka była od ideału i żaden z zawodników, choć w polu pojawiła się cała dwunastka, nie był w stanie poderwać reszty do walki i zmienić biegu wydarzeń. Argumentów brakowało też włoskiemu szkoleniowcowi, który na czasach głównie wertował kartki ze statystykami.
- Graliśmy swobodnie, bez ciśnienia, a chłopaki z Jastrzębia nerwowo. Bardzo chcieli wygrać i chyba to im przeszkadzało, bo byli spięci. My byliśmy mocno wyluzowani i musieliśmy pilnować koncentracji, bo wiadomo, że przy takiej wesołej grze łatwo ją zgubić - skomentował najlepszy siatkarz pojedynku Radosław Rybak, który w minionym tygodniu borykał się z grypą jelitową.
Problemy zdrowotne mieli też nieobecny w Jastrzębiu Bartosz Matejczyk (drobna kontuzja przeciążeniowa) i Serhiy Antanovich (powikłania chorobowe). - Cały tydzień trenowaliśmy w dziesiątkę, a ci zawodnicy, którzy weszli dziś do pierwszej szóstki, wykorzystali swoją szansę - nie krył radości trener Schiuchi Mizuno.
Jego podopieczni zagrali w środę naprawdę dobrze i praktycznie cały czas mieli przewagę na boisku. W pierwszej partii szybko wyszli na prowadzenie (6:10), ale dzięki serii zagrywek Bartosza Gawryszewskiego kierowanych na Babkova, jastrzębianie odrobili straty i walczyli z rywalami punkt za punkt. W końcówce jednak Grzegorz Łomacz, przy dobrym przyjęciu dwukrotnie posłał piłkę do Mitji Gaspariniego, a Słoweniec dwukrotnie nadział się na ścianę rąk.
W drugiej partii też było sporo walki, ale tym razem w decydującej fazie zawiódł atak wielunian, a dokładniej Serhiy Kapelus, który najpierw posłał dwie piłki w aut, a chwilę później kolejną ulokował w siatce. Niezrażeni niepowodzeniem goście znów ruszyli do natarcia i w kolejnej części meczu zdemolowali jastrzębian. Równy rytm trzymał wśród miejscowych tylko Ben Hardy, pozostali miewali wzloty i upadki. Kompletnie bez werwy był w tym meczy Lukas Divis i choć rozpoczynał każdą z partii w szóstce, po kilku piłkach był zmieniany - najpierw przez Marcina Wikę (bardzo skuteczny w ataku, ale ze słabiutkim przyjęciem), a potem przez Macieja Pawlińskiego (kolejny udane wejście).
Wynik trzeciej odsłony - 15:25 mówi sam za siebie i dokładnie obrazuje wydarzenia na boisku - radość i walkę po stronie wielunian, bałagan i brak myśli taktycznej w szeregach Jastrzębia.
W połowie czwartego seta (13:16) gospodarze wrócili jeszcze do dobrej gry i zerwali się do odrabiania strat Zasadzili się na przeciwników blokiem i zniwelowali dystans (23:24), ale w następnej akcji, zakończonej punktowym zbiciem Dmytro Babkova, wielunianie postawili kropkę nad "i”.
- Dobrze nam się tutaj gra, chociaż ta hala jest specyficzna. W Pucharze Polki zagraliśmy w Jastrzębiu dobre zawody, dzisiaj też pokazaliśmy niezła siatkówkę. Wiedzieliśmy, że to będzie wyrównane spotkanie. Chcieliśmy zdobyć tutaj jakieś punkty, bo na dole tabeli jest ciasno - podsumował kapitan Wielunia Andrzej Stelmach.