Wyniki są - a forma?
Polska wygrała kolejne spotkanie. Trwa passa sukcesów. Pokonaliśmy mistrzów Europy. Mistrzów przynajmniej z nazwy.
Po 3:1 z Hiszpanią trzeba się cieszyć. - To kolejne nasze zwycięstwo w ciągu spotkań, które mają nas przygotować do mistrzostw Europy. To napawa optymizmem. Pokonaliśmy nie byle kogo - mówi z dumą Piotr Gacek. Ale już chwilę później sam zawodnik zauważa, że Hiszpania mistrzowska była raczej z nazwy. Mniej więcej tak, jak obecny skład naszych wicemistrzów świata. - Wiadomo, że te mecze nie stoją na najwyższym poziomie, ale jesteśmy zadowolenia ze swojej gry - podkreśla nasz libero. - Wreszcie stanowimy drużynę. Chłopaki pojmują pewien system gry - to jest najważniejsze - zaznaczał trener Daniel Castellani, ciesząc się z wywalczenia kwalifikacji do mistrzostw świata. – Dużo uwagi poświęcaliśmy na system przyjęcie - atak. Żeby te elementy jak najlepiej się wspomagały. W Gdyni to się udało - nasza skuteczność na siatce wynosiła 65%. To świetny wynik.
W meczu z bardziej wymagającą Hiszpanią system częściej szwankował. Piotrek Gacek odczuł w kościach trudny meczu. - Jestem bardzo zadowolony, że po niepewnym początku - nie wiem z czego ono wyniknęło - ze zmęczenia czy z niepełnej koncentracji - potrafiłem wrócić do gry i bardzo dobrze czułem się w następnych partiach.
Gorzej za to czuł się Jakub Jarosz, który po dobrych występach w Gdyni, w Łodzi zaczął mecz w pierwszej szóstce. Spalił się? Niekoniecznie. Po prostu nie zawsze idzie. Co tłumaczy słabszy występ w Gdyni Piotra Gruszki. W czwartek dał niezłą zmianę i zmył złe wrażenia po meczach ze słowackimi ekipami. Przynajmniej częściowo. Bo w grze i jego i całego zespołu sporo było niedociągnięć. - Hiszpanie też nie zagrali tego, co potrafią. Chwała, że wygraliśmy mecz, ale nie popadajmy w huraoptymizm. Jest dużo pracy przed nami - apeluje Gacek.
A czasu do mistrzostw znacznie mniej. Wiemy jak na razie, że w naszym zasięgu są słabeusze (Słowacja, Słowenia) i przeciętniacy (Francja bez Kiffera, Pujola i Granvorki) oraz ktoś lepszy jak Hiszpania. Gacek uspokaja. - Jest dużo czasu do ME. Liczymy, że eksplozja formy przyjdzie dopiero na Izmir. W dwa tygodnie można naprawdę dużo zrobić. Nad każdym elementem możemy popracować, ale powinniśmy przede wszystkim dopiąć drobne szczegóły. Nimi pewnie się zajmiemy. Jeśli chodzi o globalną grę, jej system, to wszystko jest ok. Chodzi o drobne rzeczy - jak zachować się w kontrataku czy w dograniu piłki. Jeśli to usprawnimy, to będziemy grać jeszcze lepiej.
Takie same nadzieje względem swojej gry mają dzisiejsi rywale. - Możemy grać znacznie lepiej. Pokażemy to w meczu z Chinami w sobotę. Z Polakami ciężko walczyliśmy, a mimo to przegraliśmy - smucił się Guillermo Hernan. - Wasza drużyna zagrała bardzo dobre spotkanie. Nie macie kilku zawodników, ale ci obecni są bardzo dobrzy i z nimi Polska jest trudnym zespołem. Wątpię czy ze starszymi zawodnikami byłaby silniejsza…
Co ciekawe, zdaniem Hernana, jego zespół ze starymi „wyjadaczami” od tego, który prezentuje się w Łodzi był… słabszy. - Myślę, że jesteśmy silniejszą drużyną niż ta z ME 2007. Tamci zawodnicy byli bardziej doświadczeni, ale nowi potrafią cieszyć się grą, walczą zacięcie w obronie. Właśnie podejście i psychika będą najważniejsze w czasie mistrzostw. Liczę, że przez te dwa tygodnie wzmocnimy się mentalnie i w czempionacie zagramy lepiej.
Miejmy nadzieję nie, bo wtedy przyjdzie im się zmierzyć z Polakami. Póki co, górą byli biało-czerwoni. Ile w tym pomogła znajomość Miguela Falaski – rozgrywającego Hiszpanii? - To był dla nas jakiś plus - przyznał Gacek. I my, i trener znamy tego zawodnika. Jeśli chodzi o założenia taktyczne było łatwiej. I fajnie widzieć po drugiej stronie siatki kolegę z klubu, z którym będę walczył w przyszłym sezonie o najwyższe cele.
Inny klubowy kolega – Bartosz Kurek – w czwartkowe popołudnie zaserwował nielicznej widowni w Łodzi „Kurek Show”. Znowu. Kolejne dobre spotkanie w wykonaniu 21-latka. Ponad dwadzieścia zdobytych punktów. Ciężar ataku do udźwignięcie jednak nie taki ciężki. - Jestem odciążany w innych elementach. Nie jest tak, że ja dotykam każdą piłkę na boisku. To, że dostaję ich więcej, to tylko zasługa rozgrywających, którzy je do mnie posyłają. Jeśli to przeczytają - proszę o więcej - kończy żartem Kurek.