Za bardzo chcieli wygrać i....przegrali
Jastrzębski Węgiel doznał pierwszej porażki w PlusLidze. Doświadczony zespół Roberto Santillego, na własnym boisku uległ młodzieży z Częstochowy 2:3 (28:30, 25:19, 17:25, 25:17, 11:15). - W głowach wciąż siedzi nam przegrana z Olympiakosem i w niedzielę bardzo chcieliśmy wygrać, żeby się odbudować. Być może za bardzo - skomentował Patryk Czarnowski.
To był bardzo dziwny mecz, w którym obydwie drużyny miały swoje wzloty i upadki. O ile jednak znacznie odmłodzonemu Domexowi Tytan AZS Częstochowa można wybaczyć chwile słabości i seryjnie popełniane błędy, o tyle doświadczeni gracze Jastrzębskiego Węgla powinni zachować większą kontrolę nad swoimi poczynaniami. - Akademicy zasłużenie wygrali mecz, byli lepsi w przekroju całego spotkania. Jak na drużynę tak ograną i z takimi ambicjami, zagraliśmy bardzo słabo - skwitował Robert Prygiel, który akurat do siebie większych zastrzeżeń mieć nie może. Zdobył 20 punktów i choć zdarzyło mu się kilka razy przestrzelić, w najważniejszych momentach nie zawodził. W zespole gości od początku ciężar zdobywania punktów wzięli na siebie Zbigniew Bartman i Smilen Mljakow (wybrany MVP spotkania). Jastrzębianie starali się wyeliminować z ataku Bartmana i uparcie celowali w niego zagrywką. Ten jednak przyjmował całkiem nieźle, a do tego posyłał rywalom potężne bomby ze skrzydeł. W odpowiedzi Guillaume Samica zaserwował dwa asy, wyrównując bilans punktów na 6:6, ale to wszystko, na co było stać Francuza w tym meczu. Potem z minuty na minutę grał gorzej i zamiast być liderem drużyny, stał się raczej "kulą u nogi". Trener Santilli, pozostawiał go jednak konsekwentnie na boisku, nawet wtedy gdy zainkasował dwie "czapy" pod rząd, a kolejny atak posłał w aut. Dobrze, że właściwą sobie jakość gry odzyskał Benjamin Hardy, który trzymał przyjecie i robił co mógł w ataku. To głównie dzięki jego dobrej postawie Jastrzębie przegrało set dopiero na przewagi. - Wygrana w pierwszej partii zadecydowała o obrazie naszej gry w dalszej części spotkania. Gdybyśmy ją przegrali, chłopcy mogliby się już nie podnieść. Tymczasem uwierzyli w siebie i w to, że mogą wygrać z tak doświadczonymi graczami, jak Jastrzębie - ocenił trener Panas. Jego podopieczni w drugiej odsłonie dali się wprawdzie zdominować gospodarzom, którzy wzmocnili zagrywkę i przede wszystkim zaczęli grać czujniej blokiem (Wojciech Jurkiewicz w roli głównej), ale gdy na boisku pojawił się Fabian Drzyzga (12:6), wrócili do wcześniejszej jakości i prowadzili walkę punkt za punk. Tym razem jednak to gospodarze zapisali zwycięstwo na swoim koncie. Trzeci set był początkowo wyrównany. No boisku ponownie zameldował się Samica (którego w końcówce poprzedniej partii zmienił Rafa), ale szybko został ponownie zastąpiony przez Brazylijczyka (9:12). Pojawił się też Adam Nowik (za Czarnowskiego), ale tym razem doświadczony siatkarz nie wniósł wiele do gry. Jego vis a vis Piotr Nowakowski dwukrotnie zablokował mu ataki z krótkiej i rozgrywający Nico Freriks na dłuższą chwilę zaprzestał gry środkiem. Po drugiej przerwie technicznej przypomniał o sobie Zbyszek Bartman, a gdy Fabian Drzyzga zagrał asa, trener Santilli poprosił o czas. Próbował też ratować się kolejnymi zmianami, wprowadzając Igora Yudina na atak. Wszystko na nic - pełni wiary w zwycięstwo i własnej wartości częstochowianie nie dali wyrwać sobie ciężko wypracowanej przewagi. Włoski szkoleniowiec, szukając jakiejkolwiek deski ratunku, w czwartym secie przestawił Yudina na przyjęcie i powrócił do składu Patryka Czarnowskiego. Rozpoczęło się dobrze dla jastrzębian, od prowadzenia 10:5. Widać jednak było w ich szeregach ogromną presję. Swoim podopiecznym nie pomagał też trener Santilli, który zamiast wnosić spokój i stabilizację, wdawał się w dyskusje z sędziami, podważał ich decyzje i nerwowo gestykulował. Po meczu, już na spokojnie przyznał, że sędziowie to też ludzie i mają prawo popełniać błędy. - My popełniliśmy ich znacznie więcej, niż arbitrzy - dodał. Szczęśliwie, jego podopiecznym udało się dobrnąć do tie breaka. Tak Jastrzębie, jak i Częstochowa grały dotąd poniżej oczekiwań i zaliczyły kilka wpadek. Jedni i drudzy, jak ryba wody potrzebowali zwycięstwa, by odbudować nadwątlone morale. Nic więc dziwnego, że w niedzielnym spotkaniu położyli na szali wszystkie siły i możliwości. Akademicy dołożyli do tego jeszcze ambicję i zadziwiającą wolę walki, dzięki którym, po ciężkim pięciosetowym boju odnieśli niezwykle ważne zwycięstwo. - Bardzo się cieszę, że na tak trudnym terenie udało nam się wygrać dwa punkty i podtrzymać dobrą passę spotkań z Jastrzębiem. Zawsze nam się tutaj dobrze grało i często wygrywaliśmy. Mimo wielu zmian w składzie, ci młodzi chłopcy pokazali, że są w stanie kontynuować dobrą tradycję klubu - podsumował Radosław Panas. - Każdy zespół przechodzi jakiś dołek w sezonie, nasz przypadł właśnie teraz. Pozostaje mieć nadzieję, że szybko z niego wyjdziemy i wrócimy do normalnej gry, bo to co teraz prezentujemy, to nie jest nasza normalna gra - powiedział z kolei Patryk Czarnowski. - To jest początek sezonu i musimy wciąż ciężko pracować nad wyeliminowaniem mankamentów - uzupełnił Roberto Santilli. Powrót do listy