Zbigniew Bartman: lepiej brzydko wygrać, niż ładnie przegrać
W pierwszym półfinałowym spotkaniu pomiędzy Skrą Bełchatów a Jastrzębskim Węglem sporo było dobrej siatkówki, walki i jak zwykle, dodatkowych, nadających rywalizacji kolorytu emocji.
Spotkanie zakończyło się o 23.25, ale kibice opuszczający bełchatowską halę nie mieli powodów do narzekań. Byli świadkami zażartej, pięciosetowej walki dwóch godnych siebie przeciwników, a miejscowy zespół ostatecznie przechylił szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Choć niespodzianka wisiała w powietrzu...
W pierwszej partii siatkarze Lorenzo Bernardiego wręcz rozgromili mistrzów Polski, wygrywając do18. Bełchatowianie mieli kłopoty z każdym siatkarskim elementem, najbardziej z przyjęciem szybującej zagrywki Russella Holmesa. Goście wybiegli na boisko zmotywowani i pełni wiary w końcowy sukces.
- Na początku sezonu powiedziałem moim zawodnikom, że musimy postarać się być najlepszym zespołem PlusLigi i trenując każdego dnia, rozgrywając kolejne akcje, myśleć o Bełchatowie - bo to najlepsza drużyna w Polsce i jedna z dwóch, trzech najlepszych w Europie - zdradził tajniki dobrej postawy swoich siatkarzy trener Bernardi. Ale też szybko dodał. - W środę bardzo długo mój zespół grał lepiej niż bełchatowianie, ale niestety, straciliśmy wielką szansę, by ich ostatecznie pokonać - najpierw w drugim, a potem w czwartym secie.
W II secie jastrzębianie prowadzili 2:7, ale dobre zagrywki Winiarskiego i Wlazłego sprawiły, że Bełchatów odrobił straty i ostatecznie zgarnął pulę. Podobnie było w czwartej części meczu, gdy śląski zespół wygrywał 2:6 i zwycięstwo w całym meczu miał na wyciągnięcie dłoni. Znów rywale zniwelowali dystans i zdołali doprowadzić do tie breaka. Kluczowe były 3 akcje od remisu po 18, w których trzech kolejnych piłek nie skończył środkowy Holmes - dwa razy dostał pojedynczy blok, a kolejny atak posłał w aut.
- Mecz był bardzo wyrównany. Jeden, dwa punkty dzieliły drużyny praktycznie w każdym elemencie - ataku, bloku, zagrywce. Najprawdopodobniej błędy własne przeciwników zdecydowały, że to my schodziliśmy z boiska zwycięscy - komentował z ulgą Jacek Nawrocki, który trochę złościł się na swoich podopiecznych za końcówkę trzeciego seta. - Zachowaliśmy się frajersko, bo tak naprawdę mieliśmy mecz „na widelcu” i gdyby nie źle rozegrane akcje, gdy mieliśmy 4 oczka przewagi (18:14), dalsza część rywalizacji mogła wyglądać inaczej.
W tie breaku już pretensji do swoich siatkarzy mieć nie musiał, bo od początku kontrolowali jego przebieg, pewnie wygrywając.
- Na pewno lepiej jest w brzydkim stylu wygrać, niż w ładnym przegrać, jak my to zrobiliśmy w środę. Mecz mógł się podobać, ale w kolejnym musimy zagrać jeszcze lepiej - podsumował kapitan JW Zbigniew Bartman.
A Lorenzo Bernardi zwrócił uwagę na inny aspekt boiskowych zdarzeń:
- Nasi rywale podczas meczu bardzo dużo dyskutują, wywierając w ten sposób presję na sędziach. W zespole jest jedna osoba odpowiedzialna za kontakty z sędziami - kapitan i to on powinien z nimi rozmawiać. Nie cała drużyna.