Zbigniew Bartman: podtrzymać tradycję
Zbigniew Bartman po sobotnim meczu z Asseco Resovią nie krył rozgoryczenia z powodu porażki. Częstochowianie mieli duże apetyty na podtrzymanie zwycięskiej passy z zespołem z Rzeszowa (w historii meczów obu zespołów w PLS do soboty nie przegrali ani jednego) ale skończyło się na trzysetowej porażce.
PlusLiga: Czy czujesz duże rozgoryczenie po tej porażce?
Zbigniew Bartman: Przede wszystkim po I secie, w którym wygraną podaliśmy zespołowi Resovii nawet nie na złotej ale platynowej tacy. Przegraliśmy do 23, a mieliśmy dwie piłki przechodzące, które wpadły naszym środkowym za kołnierz. To jest jakaś parodia i nasza największa bolączka. Chociaż przytrafiały się też momenty przestojów podczas których nie kończyliśmy ważnych piłek.
- Czyli własne błędy zadecydowały?
- W pierwszym secie zdecydowanie przegraliśmy przez własne błędy, ale już w dwóch następnych Resovia zagrała bardzo dobrą, solidną siatkówkę. My po tej pierwszej partii i zmarnowanej szansy nie mogliśmy się za bardzo podnieść. Co prawda w trzecim secie nawiązywaliśmy walkę do stanu 9:7 ale później w jednym ustawieniu straciliśmy bodajże sześć punktów. Z taką grą ciężko jest wygrać z zespołami, które liczą się na polskiej arenie.
- Przed meczem w obozie Asseco Resovii były obawy o waszą zagrywkę, która odmieniła losy pierwszego meczu w Częstochowie…
- Niestety, teraz tylko zdarzały się nam momenty kiedy to odrzuciliśmy rywala od siatki. Generalnie to oni wykorzystali atut własnej hali i pogoni nas w przyjęciu i to był duży problem. Przy słabszej naszej zagrywce Resovia spokojnie wyprowadzała sobie atak, a do tego świetnie w obronie spisywał się Krzysiek Ignaczak. Wyjmował niesamowite piłki czy przyjmował nawet największe bomby po zagrywce.
- Przed pierwszym meczem w Częstochowie z Resovią mówiłeś, że pojedynki z zespołami do których byłeś przymierzany przed sezonem wywołują u ciebie dodatkową mobilizację. Czy teraz też było z Resovią?
- To było w I rundzie, która już minęła, choć na pewno zależało mi żeby jak najlepiej się pokazać, ale się nie udało. Resovia pokazała, że jest zespołem wyżej od nas notowanym i stawianym jako pretendent do medali. Dramatu nie było ale można było dobrze rozpocząć to spotkanie wygrywając I seta.
- W zespole Asseco Resovii jest jeden zawodnik, który twierdzi, że gdyby nie Leon Bartman i jego syn Zbigniew nie grałby w Polsce…
- Ihosvany to złoty chłopak jeśli mogę o nim tak mówić. Jest niesamowitym człowiekiem i te słowa mogą tylko obrazować naszą przyjaźń. Cieszę się, że trafił do Polski. Z tego co wiem jest mu bardzo dobrze i się już tu zadomowił.
- W polskiej lidze mimo swojego wieku prezentuje się znakomicie. Przed czterema laty jak się spotkaliście pewnie spisywał się jeszcze lepiej?
- Jak ja przyszedłem do Werony to Ihosvany był królem siatki. Miał nawet pseudonim “Książe”, bo niepodzielnie rządził na siatce. Później miał niestety osobisty problem z prezesem i dlatego musiał opuścić klub, a to była bardzo duża strata. Bardzo go potrzebowaliśmy w tamtym sezonie i jestem przekonany, że gdyby z nami został to gra drużyny wyglądała by zdecydowanie lepiej.
- Mecz z Resovią to już historia teraz czeka was seria trzech meczów licząc PP i PlusLigę z rewelacją sezonu ZAKSĄ Kędzierzyn -Koźle.
- Kędzierzyn jest zespołem, który w tym sezonie udowodnił już parokrotnie, że jest mocny. Są wiceliderem i dwa razy pokonali mistrza Polski - Skrę. To będą bardzo ciężkie mecze, ale gramy we własnej hali i zrobimy wszystko, żeby się zaprezentować jak najlepiej. Jak byłem dzieckiem to rywalizację częstochowsko-kędzierzyńską nazywano świętą wojną. Mecz obu drużyn zawsze wzbudzały wiele emocji i myślę, że będzie tak nadal. Postaramy się podtrzymać tradycję.