Zbigniew Bartman: powrócić do wysokiej jakości polskiej siatkówki
W kadrze narodowej występuje od 2007 roku, ale dopiero obecny trener Andrea Anastasi zaryzykował i wprowadził go do wyjściowej szóstki. W miniony weekend Zbyszek Bartman całkiem udanie zadebiutował w roli pierwszego atakującego reprezentacji Polski.
- PlusLiga: Reprezentacja Polski rozegrała dwa sparingi z Rosją. Jak odmłodzona polska kadra wypadła w nich pana zdaniem?
- Zbigniew Bartman: W tej grupie trenujemy od trzech tygodni, ale jak widać są już efekty. Pierwszy mecz rozpoczęliśmy chyba ze zbyt dużym respektem dla Rosjan, ja grałem zbyt zachowawczo. Potem gra wyglądała coraz lepiej, choć wciąż mamy spore zapasy i duże możliwości w obronie i na bloku. Tyle, że z Rosjanami ciężko gra się blokiem, bo trudno zablokować chłopa, który ma 220 cm wzrostu i na stojąco sięga końcówkę antenki. Wyszliśmy na remis i na pewno na razie nie ma czym się podniecać, ale moim zdaniem to dobry prognostyk na przyszłość.
- Został pan pierwszym atakującym reprezentacji. Co więcej, trener wyraźnie podkreśla, że zamierza stawiać na pana.
- Trener obdarował mnie dużym zaufaniem, czuję jego wsparcie i staram się jak najlepiej spłacać ten kredyt zaufania, bo jest on dla mnie niezwykle istotny. Dostałem szansę i chciałbym ją wykorzystać, staram się pomóc drużynie jak najwięcej. Ale nie myślę o sobie jako o głównej armacie w ataku, bo mamy jeszcze Bartosza Kurka, który świetnie spisuje się w tej roli.
- Kiedy trener Anastasi przestawił pana na atak, w jednym z wywiadów powiedział pan, że selekcjoner nie wytłumaczył swojej decyzji.
- To było zaraz po tej zmianie i nie było nawet czasu na rozmowę. Dzień później trener wszystko mi wytłumaczył. Była to rozmowa w cztery oczy i taką miała pozostać, dlatego nie mogę przekazywać jej szczegółów.
- W trakcie meczów z Rosją szkoleniowiec cały czas był w kontakcie z zawodnikami, tłumaczył, dawał instrukcje.
- Konsultacje w trakcie meczu są bardzo istotne. To trener jest dyrygentem gry i ustala jak akcja ma być zagrana w danej sytuacji, mamy również jasno określoną taktykę zagrywki. Nie chcemy powtórzyć tego, co było w zeszłym roku. Chcemy powrócić do wysokiej jakości polskiej siatkówki, bo na to zasługuje, a my potrafimy grać w ten sport. To jest na dziś najważniejsze.
- Jakim człowiekiem jest Andrea Anastasi?
- Charakternym, konsekwentnym i bardzo otwartym do ludzi. Jest spokojny, ale jak trzeba to potrafi podnieść głos i twardą ręką zareagować. To jest u trenera najważniejsze - żeby zawsze potrafił nam pomóc, w każdej sytuacji, nawet najbardziej stresowej.
- Włoch został sprowadzony do Polski, żeby, jako niezwykle doświadczony i utytułowany szkoleniowiec być mentorem dla siatkarzy. Tak to wygląda?
- Dokładnie tak jest. Jeżeli takie były powody ściągnięcia trenera Anastasiego do Polski, to jest to odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu.
- Proszę powiedzieć jak kształtuje się pana sytuacja klubowa. Jak przebiegły rozmowy z Politechniką Warszawską?
- Rozmowy przebiegły nieźle, bo finansowo znaleźliśmy porozumienie. Teraz czekam na dalsze ruchy klubu w sprawie sportowej, co nie ukrywam, jest dla mnie najistotniejsze. Liczę, że uda się sprowadzić klasowych zawodników i zbudować drużynę, która będzie walczyła o wysokie cele, a nie ponownie o udział w europejskich pucharach.
- W niektórych mediach pojawiła się informacja, że dogadał się pan z Jastrzębskim Węglem.
- To jest totalna bzdura.
- Ale prowadzi pan rozmowy ze śląską drużyną?
- Jeżeli można powiedzieć, że trener Bernardi oficjalnie reprezentuje Jastrzębski Węgiel w rozmowach ze mną, to rozmawiam z nim codziennie. Z prezesem Grodeckim rozmawiałem raz. Powiedziałem mu to, co wszystkim - że póki nie będę miał jasnej sytuacji ze strony Politechniki Warszawskiej, nie będę podejmował żadnych ruchów.
- Lorenzo Bernardi zdradził mi, że chętnie widziałby pana w swojej drużynie.
- Nie ukrywam, że też chętnie bym z nim współpracował. Jest największą gwiazdą światowej siatkówki i od kogoś takiego można nauczyć się wiele. Miałem już przyjemność występować z Lorenzo Bernardim w jednej drużynie i bardzo dużo dało mi nie tylko trenowanie z nim, ale samo podpatrywanie go. To dla mnie bardzo istotne.
- Jest szansa na to, że w nowym sezonie zagra pan znów w jednym klubie z Michałem Kubiakiem?
- Jeżeli zostanę w Warszawie, to jest na to spora szansa. W innym wypadku zdaje się, że będzie o to ciężko. I to właśnie jest dla mnie następny, bardzo istotny argument, żeby pozostać w Politechnice. Nie ukrywam, że z Michałem dogadujemy się świetnie, jesteśmy przyjaciółmi i mimo, że spędziliśmy praktycznie cały rok ze sobą, nie mamy się dość. Cały czas, nawet na kadrze jesteśmy razem w pokoju.