Zbigniew Bartman: żółto-niebieskie barwy mnie lubią
PLUSLIGA: To był mecz rozgrywany w specyficznej sytuacji jeśli chodzi o Podpromie, gdzie zawsze było głośno.
ZBIGNIEW BARTMAN (przyjmujący Stali Nysa): To historyczny mecz dla tej hali, bo chyba nie odbyło się tu żadne oficjalne spotkanie, żeby było tak pusto. Nawet chyba nie odbył się nawet żaden sparing w takiej sytuacji przy zupełnym braku kibiców.
- W takich warunkach będąc na boisku słyszycie…
- Przede wszystkim siebie i nie ma problemu z komunikacją. Wszyscy musimy się przyzwyczaić do tego, bo wiemy jaka jest sytuacja pandemiczna w kraju. Najważniejsze w takich warunkach, to jest granie, żeby mecze były rozgrywane. Potrzebujemy tego i my zawodnicy, potrzebuje tego liga, media, telewizja i kibice. Mimo wszystko, że fani nie mogli obejrzeć meczu z trybun hali, a wiadomo, że to jest zupełnie inna atmosfera, to myślę, że przed telewizorami zebrała się bardzo duża rzesza kibiców i miała troszeczkę frajdy.
- Przed tygodniem byliście bliscy zwycięstwa z Asseco Resovią przegrywając 2-3. Teraz było już znacznie gorzej. Dlaczego?
- Przede wszystkim, co jest naszym generalnie problemem, nie utrzymujemy skuteczności w ataku na pierwszej piłce, bo wówczas dajemy pole do popisu przeciwnikowi, który nam odjeżdża na kilka punktów. Wiadomo, że z klasowymi przeciwnikami ciężko się gra, jeżeli maja przewagę 4-5 pkt, bo wówczas nogi im się „rozwiązują” i mogą robić na siatce oraz zagrywce cokolwiek im się podoba. Naszym celem nadrzędnym na ten moment powinno być wyeliminowanie tych przestojów poprzez dużo lepszą grę w ataku na pierwszej piłce. Jeżeli to utrzymujemy, to pokazujemy, że potrafimy grać z każdym i wygrywać sety. Myślę, że tu jest pies pogrzebany.
- Dla pana Stal Nysa to kolejny już czwarty klub żółto-niebieski po grze w zespołach z Werony, Modeny i San Juan…
- Śmiesznie trochę, że żółto-niebieskie barwy mnie lubią i zazwyczaj w nich dobrze mi się gra. Mam nadzieję, że ten sezon dla nas wszystkich będzie szczęśliwy i zrealizujemy cel, a przede wszystkim dla kibiców, dla nas i wszystkich sympatyków siatkówki dogramy ten sezon do końca. Trzymam za to kciuki, bo wiadomo jaka jest sytuacja.
- W ub. sezonie grał pan w biało-czerwonych barwach, ale pożegnanie z klubem z Rzeszowa nie było chyba za bardzo miłe…
- Zgadza się, było dość szorstkie i przykre. Jak wielokrotnie wspominałem, z Rzeszowem miałem genialne wspomnienia. Natomiast po zeszłym sezonie ciężko mówić o jakichś dobrych, no ale takie jest życie niestety, że nie zawsze wszystko się układa po naszej myśli.
- Z perspektywy czas żałuje pan chyba powrotu w ub. sezonie do Asseco Resovii?
- Teraz można gdybać nad różnymi rzeczami. Jak to przysłowie mówi „Polak mądry po szkodzie” i jak się już coś wydarzy, to człowiek myśli, że mógł podejmować inne decyzje. Nie ma jednak sensu się nad tym rozwodzić, bo to się już wydarzyło. Przykro, że skończyliśmy jak skończyliśmy. Mam nadzieję, że w tym sezonie Rzeszów będzie miał lepszy zespół. Już zaczął więcej wygrywać i miejmy nadzieję, że wróci do grania o najwyższe cele tak jak przez wiele lat przyzwyczaił do tego całą Polskę.
Powrót do listy