Zbigniewa Bartmana rachunek sumienia
Po dwóch, a w sumie czterech wygranych z Wenezuelą padały wielkie słowa, deklaracje, optymistyczne prognozy. Bo jak idzie, to idzie. Ale z Finlandią nie poszło....
- Potrafimy grać w siatkówkę i jesteśmy godni gry w reprezentacji - deklarował przed tygodniem Zbigniew Bartman. Na fali euforii po owocnym weekendzie we Wrocławiu nikt nie śmiał zaprzeczyć. Teraz rozczarowani i z reguły surowi w ocenie kibice pytają - co z tą Polską?
W Łodzi czy Wrocławiu temperatura była wysoka. I ta na zewnątrz i wewnątrz hali. W Finlandii atmosfera nie była już tak gorąca. - Liczymy, że przez atmosferę, którą sobie zgotujemy na boisku, uda nam się cały czas utrzymać stuprocentową koncentrację i zagramy świetne spotkania - mówił po wygranej z Wenezuelą Bartman. A jednak - z północy powiało chłodem.
Prognozy polskiego przyjmującego się nie sprawdziły. Czy więc zabrakło wspomnianej koncentracji? Zjadły nerwy? - To nie była kwestia nerwów. Nie możemy tłumaczyć tym porażki. Każdy wiedział czego się spodziewać, jak grać i jak ważne jest to spotkanie - mówił zawodnik.
Podobno nasz sztab zadbał o to, żeby żadnych niespodzianek ze strony rywali nie było. - Do wszystkich spotkań jesteśmy bardzo dobrze przygotowani. Nasi statystycy i trenerzy bardzo dobrze pracują. Mają wyczerpujące materiały o wszystkich naszych przeciwnikach. Dlatego znamy ich dobrze - tłumaczył Bartman. A jednak Polacy dali się zaskoczyć. - Dobra zagrywka do piątej strefy - tego się nie spodziewaliśmy. A pokazali, że potrafią tam serwować i to dobrze. No i rozegranie. Mikko Esko rozegrał świetne spotkanie - dodał po wyjazdowej porażce Polak.
Dobra postawa Fina to nie tyle niespodzianka, co po prostu mocny argument w grze rywali. Bo przecież ten zawodnik już nie raz - zwłaszcza w meczach Finlandii z Brazylią - pokazał swoją klasę. W końcu to uznana firma na świecie - ocenił przeciwnika Bartman. - Gra w lidze włoskiej od paru lat. Teraz będzie występował w Modenie. Byle zawodnicy tam nie trafiają. Byliśmy na to przygotowani, ale każdy mecz jest inny. Akurat to spotkanie wyszło im w tych dwóch elementach - w zagrywce i rozegraniu. W sobotę mam nadzieję będzie lepiej. Popełnimy mniej błędów i powinien być zupełnie odwrotny wynik. Nawet grając tak jak dzisiaj brakowało niewiele.
Wiele było za to nerwów. Jeszcze więcej - sił, włożonych w przegrane spotkanie. Niekończące się wymiany kosztowały sporo zdrowia. Czasami można było załamać ręce. Ale żaden z naszych siatkarzy nie zwieszał głowy. - Nigdy nie jest tak, że ktoś chce skończyć mecz jak najszybciej i zejść z parkietu, nawet jak brakuje sił. Nie o to tutaj chodzi. Jeżeli jesteśmy na boisku, to tylko po to, żeby wygrywać. Walczyliśmy do końca. Na tym polega piękno tego sportu - usłyszeliśmy od polskiego reprezentanta.
Najpiękniej jest wygrać. Recepta Zbyszka Bartmana - banalna i jedyna możliwa. - Trzeba po prostu zacząć od siebie, nie popełniać tylu błędów i zagrać lepiej w każdym elemencie.
Jednak dlaczego szukać formy dopiero w drugim spotkaniu? Przecież jeszcze przed wyjazdem do Tampere siatkarze wiedzieli, że rywal będzie bardziej wymagający niż Wenezuela. - To bardziej doświadczona ekipa. Na pewno zawieszą wyżej poprzeczkę. Cel minimum jest taki, żeby wygrać raz na wyjeździe i dwa razy przed własną publicznością - zapowiadał tydzień temu przyjmujący reprezentacji. W pierwszym elemencie na pewno się nie pomylił. Co do drugiego zdania - za wcześnie oceniać. Jeszcze jest szansa, żeby plan wykonać. - Będziemy walczyć - powiedział na pożegnanie 22-latek.