Zwycięzców się nie sądzi
Do wzlotów i upadków swojej dyspozycji Jastrzębski Węgiel w tym sezonie przyzwyczaił wszystkich. Podobnie jak do tego, że w kluczowych pojedynkach Ligi Mistrzów potrafi wychodzić z największych opresji. Tak było w środę, w spotkaniu z Noliko Maaseik.
Mecz, choć obfitował w zwroty akcji i niezwykłą dramaturgię, nie stał na wysokim poziomie. Pełen był prostych błędów i chaotycznych ruchów, a gra polskiej drużyny raziła brakiem organizacji i konsekwencji. Początkowo...
Punktem zwrotnym okazała się zmiana na dwóch pozycjach - za Igora Yudina wszedł Mitja Gasparini, a Lukasa Divisa zastąpił Marcin Wika, na początku czwartego i jak się wtedy wydawało, ostatniego seta pojedynku. Trzypunktowa strata szybko została odrobiona, a co więcej, to jastrzębianie zaczęli budować przewagę, wygrywając ostatecznie 25:23. W piątej partii grali już jak natchnieni, praktycznie nie popełniając błędów.
- Dla trenera to coś fantastycznego mieć tak bogatą ławkę rezerwowych. To również sygnał dla rywali, którzy wiedzą teraz, że mamy więcej niż szóstkę graczy gotowych do gry i przydatnych w niej - cieszył się szkoleniowiec JW Lorenzo Bernardi. - Nigdy się nie poddajemy - to nasze motto. Dlatego w czwartym secie, gdy wydawało się, że jest już po meczu, podnieśliśmy się z kolan i rzuciliśmy się do walki - komentował szczęśliwy Benjamin Hardy, który w tie breaku pognębił rywali niezbyt mocnym, ale dobrze kierowanym serwisem.
Jeden z głównych bohaterów i najskuteczniejszy zawodnik pojedynku, Mitja Gapsparini opisując przebieg wydarzeń nazbyt skromnie stwierdził, że on tylko dał drużynie impuls, odrobinę przebudził kolegów. - Kilka elementów gry się poprawiło i potem mecz stał się przyjemny dla oka naszych kibiców. Sam nic bym nie zdziałał na boisku. Drużyna zaczęła lepiej grać, każdy z nas dał z siebie więcej i dlatego możliwe było odwrócenie losów spotkania.
Wygrana daje jastrzębianom spory handicap przed rewanżem. Oczywiście, w Belgii muszą zagrać lepiej niż u siebie, bo tam gracze Noliko rzadko przegrywają, a ich moc wzrasta nawet dwukrotnie. Jednak to siatkarze z Jastrzębia będą w bardziej komfortowej sytuacji, bo zaliczka z pierwszej konfrontacji daje im dwie kolejne szanse na rozstrzygnięci rywalizacji w drugiej - najpierw w meczu rewanżowym, a potem ewentualnie w złotym secie. Rywale takiego wentyla bezpieczeństwa mieć nie będą. - Z tej perspektywy, to my stoimy się na uprzywilejowanej pozycji, a oni powinni zagrać pod większą presją - zauważył Ben Hardy.
Wagę zwycięstwa w pierwszym pojedynku zaznaczył też Lorenzo Bernardi. - Moi siatkarze zrozumieli, że potrafią wygrywać z silnym rywalem i z takim przeświadczeniem pojedziemy do Maaseik. Ale też zwrócił uwagę, że jego podopieczni noszą na swoich barkach osiem miesięcy nie najlepszej gry i te wszystkie porażki powodują dodatkowe zmęczenie psychiczne. - Dlatego teraz najważniejszym problemem jest szybki powrót do pełni sił mentalnych, bo nie jesteśmy zmęczeni w nogach, ale w głowach.
Z tego też powodu Lorenzo Bernardi, chociaż mecz z Noliko nie był ładnym i specjalnie porywającym widowiskiem, tym razem nie narzekał. Co więcej, wyznał, że dla niego i jego zawodników był to fantastyczny mecz. Mecz, w którym pokazali charakter i walkę - czyli dokładnie to, co próbuje im wpoić odkąd przyjechał na Śląsk. O spotkaniu rewanżowym Włoch na razie nie chciał mówić. - Nie teraz, muszę trochę ochłonąć - prosił tuż po środowym dreszczowcu.
- Jedną nogą jesteśmy w Final Four, ale musimy pamiętać, że aby zagrać w Bolzano, musimy wejść do turnieju także druga nogą. Z takim przesłaniem pojedziemy do Belgii, a także z nastawieniem, żeby nie dopuścić do złotego seta. Jedno jest pewne - damy z siebie wszystko - obiecał za to Mitja Gasparini.