Żygadło: krótki oddech i czas na kadrę
Itas Diatec Trentino, w którym od dwóch sezonów gra polski rozgrywający Łukasz Żygadło, zakończył sezon z tytułem wicemistrza Włoch. – Chcieliśmy ten sezon zakończyć z kompletem sukcesów, ale nie udało się. Do Wielkiego Szlema zabrakło nam mistrzostwa w Serie A, tak widać miało być, trzeba się cieszyć z tego co osiągnęliśmy, jak widać nie zawsze jest wielkie święto – powiedział w rozmowie z PlusLigą Łukasz Żygadło.
PlusLiga: Czujesz zatem mały niedosyt?
Łukasz Żygadło: Zawsze gdy się wychodzi na boisko chce się grać jak najlepiej i wygrywać, ale triumfator może być tylko jeden, a wygrać chce wielu. Nie można być zbyt pazernym, trzeba umieć się cieszyć z tego co się osiągnęło i stawiać przed sobą następne wyzwania, cele do których chce się dążyć. Po pierwszym secie, który z Cuneo wygraliśmy niezwykle pewnie coś w nas pękło. Podobno było widać w naszych oczach, że przegramy – tak mówią ci, którzy nas obserwowali. Cuneo to niezwykle silny i bardzo doświadczony zespół. Zagrali znakomicie, Nikola Grbić, to jeden z najlepszych rozgrywających na świecie, a może i najlepszy, Belg Wout Wijsmans (ma obywatelstwo włoskie, red.), francuski libero Hubert Henno, Luigi Mastrangelo – to nie są anonimowi zawodnicy, tylko wielkie gwiazdy. Mieli tak zwany „dzień konia” i wykorzystali go w stu procentach. My też nie mogliśmy grać tego meczu cały czas tak jak to zrobiliśmy w secie otwarcia.
- Cuneo zrewanżowało się wam za Puchar Włoch.
- Niestety tak, my mamy Puchar Włoch, ale pamiętajmy, że historyczny, pierwszy w młodej historii naszego klubu, oni mają mistrzostwo Italii, to jest dla Włochów najcenniejsze trofeum.
- Wy jednak zakończyliście ten sezon, niezwykle ciężki i pracowity z większą ilością sukcesów – bardzo cennych.
- Zgadza się. Mistrzostwo Świata Klubowe i obrona Pucharu Europy, czyli po raz drugi z rzędu zostaliśmy najlepszą drużyną w Lidze Mistrzów, to ogromny sukces, wiemy ile pracy trzeba włożyć, aby osiągać takie wyniki.
- Zostałeś wybrany najlepszym rozgrywającym łódzkiego turnieju. Pamiętasz swoje słowa wypowiadane tuż po zakończeniu finału?
- Tak, tego się nie zapomina – mówiłem, że śnię i czuję jakbym był w niebie i tak właśnie było. Finał nie był pięknym widowiskiem, ale też dzięki naszej skutecznej grze, nie pozwoliliśmy Rosjanom na rozwinięcie skrzydeł. Nagroda indywidualna zawsze jest miła, ale istotą sprawy był nasz końcowy sukces.
- Wróćmy jeszcze do finału Serie A. Gdyby finał toczył się normalnym rytmem, czyli trzy mecze, mogło być lepiej?
- Nie wiem, nikt tego nie wie. Jednak tak, był tylko jeden mecz, a ciśnienie ogromne. Przegraliśmy z Cuneo w lidze, ale wtedy były w naszych szeregach ostre roszady, potem wygraliśmy z nimi w finale Pucharu Włoch, znaliśmy się nawzajem bardzo dobrze, mieli nas rozpracowanych, mieli też swój dzień. My mocno czuliśmy już zmęczenie, gdyby przyszło nam grać trzy, cztery, czy pięć spotkań, nie wiem czy fizycznie byśmy wytrzymali, byłoby to zabójcze. Reprezentacja Włoch ma w tym sezonie bardzo dużo grania, dlatego postanowiono, że będzie tylko jeden mecz finałowy. Włosi za chwilę grają kwalifikacje do przyszłorocznych Mistrzostw Europy, potem Liga Światowa i u siebie mają światowy czempionat, a bardzo im zależy na jak najlepszym wyniku – dużo pracy, dlatego więcej czasu na przygotowania reprezentacji jest im potrzebne.
- Rozmawiamy w trakcie Twojego urlopu.
- Bardzo krótkiego, ale nie narzekam (śmiech). Załatwiam sprawy mojej klubowej przyszłości, ale jeszcze nie zdradzę konkretów, ciut na to za wcześnie. Odpoczywam we Włoszech. 18 maja będę już w kraju, najpierw czekają nas badania, a potem już zgrupowanie w Spale. Cieszę się na ten reprezentacyjny sezon i czekam na niego z ogromnymi nadziejami, chcę grać i to grać jak najlepiej.