WYWIAD TYGODNIA | Benjamin Toniutti: wiedziałem, że na Polakach będzie ciążyć presja medalu w Tokio
Gwiazda Jastrzębskiego Węgla opowiada nam o recepcie na sukces reprezentacji Francji, zdradza, co powiedział drużynie w szatni tuż przed ćwierćfinałowym starciem z Polakami w igrzyskach w Tokio. Polecamy pierwszą część wywiadu z mistrzem olimpijskim i jednym z najlepszych rozgrywających świata.
Plusliga.pl: Gdyby biało-czerwoni siatkarze odpadli w ćwierćfinale mundialu to zapewne polskie media stanęły by w ogniu, a na drużynę spadłaby fala krytyki. Jak wyglądała reakcja kibiców we Francji po waszej porażce z Włochami i pożegnaniu się z mundialem w ćwierćfinale?
Benjamin Toniutti (rozgrywający Jastrzębskiego Węgla): Popularność siatkówki w Polsce i we Francji jest nie do porównania, więc u nas nic się paliło. Trudno mi przewidzieć, co działoby się tutaj nad Wisłą, z pewnością reakcja byłaby mocniejsza. Nasze odpadnięcie w ćwierćfinale zasmuciło kibiców w mojej ojczyźnie, ale przede wszystkim całą naszą drużynę, sztab i federację. Zabolało tym bardziej, że wygraliśmy wcześniej w tym sezonie Ligę Narodów, a na mundialu nie pokazaliśmy już tak wysokiego poziomu. Nie tylko w ćwierćfinale, w całym turnieju. To boli. Przypomnę, że nasze pokolenie wygrało igrzyska olimpijskie, Ligę Narodów, mistrzostwo Europy, więc oczywistym było, że marzyliśmy także o sukcesie w mistrzostwach świata. Dla mnie to było duże rozczarowanie, mocno to przeżyłem.
Plusliga.pl: Francuskie media były dla was ostre?
Oczywiście, że dziennikarze nas przepytywali, ale myślę że nie można tego porównać z tym, co dzieje się w waszym kraju. Nie mamy we Francji aż tylu siatkarskich mediów, tak wielu transmisji w telewizji. To są dwa zupełnie inne światy, jeżeli chodzi o popularność siatkówki. W mojej ojczyźnie mamy bardzo mocną piłkę nożną, koszykówkę, piłkę ręczną i kilka innych dyscyplin – wszystkie są bardziej popularne niż siatkówka. Po złocie igrzysk olimpijskich zainteresowanie naszym zespołem wprawdzie wzrosło ale nawet nie zbliża się do tego, które jest w Polsce. Trudno więc, by nasza porażka wywołała jakąś prawdziwą burzę medialną.
Plusliga.pl: Naszym siatkarzom dostało się po odpadnięciu z wami w ćwierćfinale igrzysk. Dziwi pana taka reakcja?
Była dokładnie taka, jakiej się spodziewałem. Staraliśmy się nawet to trochę wykorzystać, jako naszą przewagę.
Plusliga.pl: W jaki sposób?
Powiedziałem chłopakom w szatni, zanim wyszliśmy na mecz, że naszym kluczowym zadaniem będzie zostać jak najdłużej w grze. Przeczuwałem, że jeśli dojdzie do zaciętej końcówki, powiedzmy pięciu setów, to ciężar każdego ataku, przyjęcia czy rozegrania będzie dużo większy po polskiej stronie. Mieszkam i gram w Polsce od lat. Zdaję sobie sprawę, że po dwóch z rzędu mistrzostwach świata opinia publiczna w waszym kraju oczekiwała przełamania „klątwy” igrzysk. Mistrzowie świata mieli wreszcie pokonać barierę ćwierćfinału. Czy chcesz, czy nie, ta presja z zewnątrz – medialna, kibicowska, ogólnokrajowa, zaczyna na ciebie wpływać. Pamiętacie, że trener Vital Heynen kilka miesięcy wcześniej rozwiesił w Spale kartki z datą – datą finału w Tokio? To też była presja, tyle że wewnętrzna. Nam nikt takich kartek nigdzie nie wieszał. Presja dla biało-czerwonych rosła i rosła. A my mieliśmy w Tokio farta, przecież mogliśmy się pożegnać z tym turniejem już w fazie grupowej. Leżeliśmy już niemal na deskach, a jednak wstaliśmy i walczyliśmy dalej. Powiedziałem chłopakom przed meczem z Polakami, że teraz możemy już wszystko, a większe nerwy będą z pewnością po stronie rywali. Zagraliśmy pięć setów, pomagaliśmy sobie nawzajem i zwyciężyliśmy. Wygrana z Polską była kluczowa w naszej drodze po złoto.
Powiedziałem chłopakom w szatni, zanim wyszliśmy na mecz z biało-czerwonymi, że naszym kluczowym zadaniem będzie zostać jak najdłużej w grze. Przeczuwałem, że jeśli dojdzie do zaciętej końcówki, powiedzmy pięciu setów, to ciężar każdego ataku, przyjęcia czy rozegrania będzie dużo większy po polskiej stronie.
Plusliga.pl: Presja zaszkodziła naszej drużynie?
Niech nikt mi nie wmawia, że presja nie ma znaczenia. Oczywiście, każdy zawodowy sportowiec z topu musi umieć sobie z nią radzić, bo na tym właśnie polega sport, w którym walczysz o wynik. Nie zmienia to jednak faktu, że to jest coś, z czym musisz sobie radzić, czyli problem, a nie wsparcie. W Polsce presja jest na najwyższym poziomie w świecie siatkówki. We Francji jesteśmy mało znani, gwiazdami są piłkarze, koszykarze, piłkarze ręczni. U was sytuacja była zero jedynkowa: dwa razy z rzędu zdobyliście mistrzostwo świata, do zespołu dołączył Wilfredo Leon, uznawany przez wielu za najlepszego siatkarza świata. Co więc miała myśleć opinia publiczna w kraju, w którym siatkówka ma duże znaczenie? Że jedziecie wygrać i kropka. A gdy przegraliście, wielu ludzi nie mogło tego zrozumieć. Zapominając, że akurat w siatkówce jest co najmniej kilka drużyn, z których każda może wygrać w danym turnieju.
Plusliga.pl: Ostatnio nawet wicemistrzostwo świata nie wszystkich zadowoliło.
Uważam, że to szaleństwo! Obłęd! Trzy medale z rzędu, osiem lat w ścisłym finale, jak można się tutaj w ogóle zastanawiać czy to sukces? Naprawdę trzeba zrozumieć, jak wiele potrzeba poświęcić, jak dużo pracy trzeba wykonać, żeby wygrywać, być cały czas w finałach. Polacy mieli trudną drogę, musieli pokonać USA i Brazylię, by w ogóle znaleźć się w czołowej dwójce. To nie był spacerek. Na koniec Włosi zagrali kapitalnie od ćwierćfinału i zasłużyli na złoto. Ale patrząc na Polskę to z mojej perspektywy ma za sobą kolejny bardzo udany mundial. Mam nadzieję, że nie tylko ja tak myślę.
Plusliga.pl: Skąd macie tak wielu dobrych siatkarzy we Francji?
Przede wszystkim dobrze funkcjonuje nasze szkolenie młodzieży. Poza tym nasza rodzima liga jest idealna, by pracować z młodymi graczami. Poziom rozgrywek jest odpowiedni, by mogli się uczyć, a później doskonalić za granicą. Liga jest słabsza niż polska czy włoska, ale zaraz za topowymi rozgrywkami. To baza dla graczy reprezentacji, każdy z nas w niej zaczynał. A później większość przenosi się do najmocniejszych rozgrywek, gdzie uczy się radzenia sobie z silniejszymi rywalami i zdecydowanie większą presją. Przyjeżdżając na kadrę już wiesz, co może cię czekać w mistrzostwach świata czy innych wielkich turniejach.
Plusliga.pl: Styl gdy Earvina N’Gapetha – jednego z waszych liderów – jest jednym z najbardziej charakterystycznych w obecnej siatkówce. Wykonuje wiele elementów w sposób, który zaprzecza temu, czego uczy się młodych zawodników. Jak on to robi, że znalazł swój własny sposób na siatkówkę?
Earvin to Earvin... Gra w siatkówkę na swoich zasadach, także na co dzień żyje po swojemu. Trudno go gdzieś przypisać, a już na pewno zaszufladkować. Zastanówcie się, skąd w dzisiejszej siatkówce zagranie, gdy zawodnik z pola wystawia drugą piłkę i udaje atak, a tymczasem odgrywa piłkę koledze? A kto pierwszy zaczął atakować hakiem, będąc bokiem czy tyłem do siatki? Earvin to wszystko wprowadził, a wielu graczy zaczęło kopiować, wykorzystywać czy zmieniać do swoich potrzeb. Moim zdaniem mamy do czynienia z geniuszem – w ostatnich dziesięciu latach wymyślił i wprowadził do kanonów siatkówki kilka zagrań. Nie więc sensu zastanawiać się, dlaczego nie robi czegoś książkowo, skoro efekt jest tak dobry. Zresztą nie on jedyny ma swoje pomysły – także nasz libero Jenia Grebennikov często doprowadza trenerów do furii, gdy cały czas wchodzi głęboko w boisko, podczas gdy proszą, żeby stał dalej. A na koniec wychodzi, że broni mnóstwo piłek i trudno się o cokolwiek doczepić. W teorii jego pozycja jest niewłaściwa, tyle że jest skuteczna. Obu nie ma sensu zmieniać, bo mają swój styl i sposób na siatkówkę. Na pewno nie polecam nikomu, żeby szkolił młodych z zagrań Earvine’a, bo dla nich to nie będzie naturalne.
Earvin to Earvin. Gra w siatkówkę na swoich zasadach, także na co dzień żyje po swojemu. Trudno go gdzieś przypisać, a już na pewno zaszufladkować.
Plusliga.pl: Poza boiskiem ma także trochę przygód, o których głośno w mediach.
Jak to najlepiej wyrazić? Może tak: to jest facet, którego nie da się wsadzić w żadne ramy, na boisku i poza nim. Nie jest zwyczajnym gościem. Nie mam jednak zamiaru oceniać tego, co robi w swoim życiu. Mogę powiedzieć jedno: to jest gość, który kocha naszą drużynę narodową i wbrew temu, co może się wielu wydawać, gra bardzo zespołowo. Dla niego siatkówka, ale i muzyka, to są dwie największe pasje. Czy jest idealny? Pewnie nie. Wielu ludzi go kocha, wielu nienawidzi, bo jest wyrazisty. Jest sobą, bez względu na to, co inni powiedzą czy pomyślą. Gdy zaczynamy zgrupowania kadry to możemy być pewni, że jeśli tylko będzie potrzebny to zawsze się stawi, można na niego liczyć.
Plusliga.pl: Wziąłby pan udział w nagraniu np. teledysku, gdyby pana o to poprosił?
Spokojnie. Z pewnością najpierw zadzwoniłby do kogoś innego. Ale gdyby to byłoby dla niego ważne przyjechałbym i spróbował pomóc, choć nie wiem jaki byłby efekt końcowy.
Plusliga.pl: Dochodziły do nas głosy, że często w kadrze pełnił pan rolę tego, który zbiera drużynę, daje sygnał do końca zabawy czy upomina, gdy tego wymaga sytuacja. Tak rzeczywiście jest czy to tylko plotki?
Nie mamy już po 20 lat, nikt nam nie musi powtarzać, co i kiedy można, a czego nie wolno robić. Zawsze chcę jak najlepiej dla drużyny, czasem coś mówię w naszym gronie, ale na pewno nie jest tak, że za każdym razem. Nie pełnię roli ojca. Poza tym w tym wszystkim nie chodzi tylko o siatkówkę. Żyjemy tak, by za kilkadziesiąt lat spotkać się i powiedzieć: kur..., ale mieliśmy super czas w życiu! Coś wygraliśmy, coś przegraliśmy, ale najważniejsze że dobrze czujemy się w naszym towarzystwie. Bez tego nie ma szans wytrzymać ze sobą kilka miesięcy w wakacje, bez widzenia się z najbliższymi, żonami, dziewczynami czy dziećmi. Ostatnio rozmawialiśmy, że gdyby powstała książka o naszej drużynie to zawierałaby mnóstwo niezłych historii. Na pewno byście się uśmiali.
Plusliga.pl: Trudno się było pogodzić z rolą zmiennika w reprezentacji?
To oczywiste, że jeśli jesteś w drużynie narodowej to po to, by grać. Chyba każdy sportowiec woli być w pierwszym składzie niż stać w kwadracie dla rezerwowych. Ale jeśli masz już trochę doświadczenia to rozumiesz, że to nie sportowcy, a trenerzy wybierają skład. Gdy nasz selekcjoner postanowił grać więcej z Antoine’em to moją rolą nie było pogniewać się na cały świat, a pomóc drużynie w nowej roli. Wygraliśmy z Antoine’em w składzie choćby igrzyska olimpijskie, więc nie ma nawet sensu o tym dyskutować. Zmiana roli w reprezentacji wymusiła na mnie inne przygotowanie się do meczu – mam być zawsze gotowy by wejść na boisko i próbować coś zmienić. Moim zadaniem – jako starszego gracza – jest także dzielić się w trakcie spotkania spostrzeżeniami. Antoine nadal jest młodym rozgrywającym. Poza meczami mam mocno trenować i wspierać drużynę, by podnosiła swój poziom.
Plusliga.pl: Udaje się to? Podejrzewam że nie było to takie proste oddać stery w kadrze młodszemu koledze?
Dla mnie granie w reprezentacji Francji to zaszczyt. Przez prawie dziesięć lat byłem jej pierwszym rozgrywającym, ale wszystko ma swój początek i koniec. Doszło do naszej drużyny kolejne młode pokolenie siatkarzy i to trener decyduje, kto ma grać. Jestem, byłem i będę graczem, który wierzy w drużynę. Ona jest dla mnie najważniejsza. By zadziałała, musimy umieć postawić jej dobro nad własnymi oczekiwaniami. Drużyna potrzebuje mnie tu, gdzie teraz jestem. Reprezentacja Francji to nie Benjamin Toniutti, Earvin N’Gapeth czy Kevin Tillie. To coś więcej: wspólnota, rodzina, dla mnie osobiście największe dobro. Póki trener będzie do mnie dzwonił, zawsze będę grał w tej drużynie i dawał wszystko, żeby jej pomóc. Nie rywalizujemy osobiście z Antoine’em o miejsce w szóstce, bo na koniec dnia wszyscy gramy o ten sam cel, każdy z nas jest potrzebny. Nosimy jedną koszulkę, nie trzeba niczego sobie udowadniać. I tak to nie my decydujemy o składzie. Gram w reprezentacji od 2010 roku. Zdaję sobie sprawę, że jestem już bliżej końca niż początku mojej reprezentacyjnej przygody, nadal jednak czuję, że mogę coś tej grupie dać, coś do niej wnieść. Już w 2024 roku mamy igrzyska w Paryżu. Chcę być najlepiej przygotowany na ten turniej, jak to tylko możliwe.
Plusliga.pl: Liczycie na powtórkę z Tokio?
To jest nasze marzenie, tym bardziej że gramy we Francji, w domu. Mam u siebie takie specjalne miejsce, gdzie trzymam nagrody medale. Złoto z Tokio jest w samym centrum, bo to dla nas wszystkich najcenniejsze osiągnięcie. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by przeżyć to jeszcze raz. Każdy z siatkarzy o tym marzy. Gdy tylko zacznę gdzieś o tym zapominać zawsze mogę wziąć ten medal w ręce i sobie przypomnieć.